Wyszedłem z siebie, bo w sobie samym się męczyłem. Moje ciało w środku mojego ciała, prosiło o wyjście, więc wyszedłem z siebie, żeby ze sobą nie przebywać. Kolory uderzyły mnie w twarz szybko, oczy przerażone, przyzwyczajone z natury do mroku i szarości nagle ujrzały kolory. Bilbordy przekonywały do kupienia pasty do zębów, samochodu, nawet OC było gratis. A mózg nie nadążał z przyswajaniem sobie tak zbędnych informacji.
Zobaczyłem wreszcie litery i ich kształt, tę literkę b, tak uroczo wybrzuszoną, że wydawała się być w ciąży, to s zaokrąglone i ostre, że przebiłoby najtwardsze ciała. Próbowałem znowu wejść w siebie, ale nie mogłem, już do ciała starego, tego nadciała, nie miałem wstępu. Bramy zamknięte były. Musiałem zmierzyć się z tym, co widzę. Biel i błękit, szukałem pustki, a właściwie na pustkę liczyłem, lecz zewsząd otoczyli mnie pędzący ludzie z ustami wykrzywionymi w grymasie. Pchali, próbowali przejść przeze mnie i natrafiali na blokadę, nie dawałem wstępu już w siebie. Bo się dałbym znowu okłamać, oszukać, zniszczyć i spalić to ciało, które wyszło ze starego ciała, ciała mojego, poprzedniego.
Już nie wierzyłem w dobre serce, bo serce, które zachowałem w nowym ciele było zniszczone, stare ciało żyło w amoku możliwości, a nowe, to zniszczone, lecz piękne, to doświadczone poprzednim życiem starego ciała nie potrzebowało już ludzi. Nie wierzyło ludziom. To była jego siła.
Labirynt świata pochłonął mnie i przeraził swoją realnością, pochłonął mnie i próbował znowu do siebie przekonać. Nie chciał być przekonany, chciałem oddechu. Równomiernie oddychać, spokojnie, delikatnie, jakby próbując poczuć zboże i całe życie zwykłe. Nie zwykłem w starym ciele nie ufać. Przyjmowałem wszystko jako pewnik, wierzyłem w słowo, lecz widząc litery ostre, litery wybrzuszone, zobaczyłem w nich kłamstwo i prawdę, wiedziałem, kiedy ufać, a kiedy nie, jakbym, zrozumiałem dziwną materię. Materię, która kiedyś wydawała się być nieistniejącą. Chłonąłem świat semantycznie, a nie, jak kiedyś jednostronnie. Doszukiwałem się sensu, chciałem dowiedzieć się, dlaczego wydźwięk jest różny, dlaczego miłością i dobrocią można pokazać jedynie swoją słabość. Nie wiedziałem. I teraz chciałem się dowiedzieć, te lata studiów nad samym sobą i nad światem, nie dały mi dojść do prawdy, do najprawdziwszego świata, nie dały mi wreszcie dojść do światła.
Bo poczułem się wreszcie dotknięty i oszukany też się poczułem. A oszukany wychodzi z siebie, żeby zrozumieć, dlaczego go oszukano i zauważa kolory, których nie widział, a chciał zawsze zobaczyć i zauważa szczegóły, delikatnie i spokojnie przyswaja do siebie informacje, nawet te najbardziej bolesne i niezrozumiałe.
A świat go próbuje stłamsić.
druga część zdecydowanie bardziej mi się podoba
ale czy to wystarczy, żeby powędrować na pierwszą stronę? ;)
poczekamy na innych o!boskich :)
tekst bogaty w treści, chociaż tej Biblii się nie dopatrzyłam ;) lubię takie, które mogę po swojemu zrozumieć :)