ja jestem normalna! ja się boję tych wszystkich nienormalnych dookoła! wstała gwałtownie. jej drobne mięśnie napięły się ale bez większego wysiłku przewróciła stół, wciąż wrzeszcząc - czego ode mnie chcecie!? Teraz wzięła się za krzesła. krzyki za jego plecami urosły. odwrócił się - tłum widzów, twarzy dziwnych i całkiem normalnych. zamknij się - ktoś powiedział do niej. nie mógł wyłowić z tłumu sprawcy tej uwagi. ona nie słyszała zajęta swoim krzykiem. usiadła, opadła na chwilę na krzesło, ale zaraz jej rozbiegany wzrok znów spoczął na nim. zaczęła krzyczeć - będę piła tylko wodę. czy ktoś może mi przynieść szklankę wody? najlepiej źródlanej. tylko wody, bez żadnych rozpuszczonych psychtropów. jej wrzask urósł już do granic trudnych dla niego do wytrzymania. podszedł bliżej. zamknij się wycedził. jej wzrok był ironiczny. milczała. wziął się za ustawianie leżących krzeseł i przewróconych stołów. jakaś kobieta w białym kitlu podeszła. proszę, oto szklanka wody. to nie jest szklanka, roześmiała się z dziwnym wyrazem twarzy - to kubeczek plastikowy. tak, to kubeczek plastikowy - zgodziła się pielęgniarka. i nic tam nie jest rozpuszczone? nie, nie jest tam nic rozpuszczone.
zabrali ją. właściwie to poszła sama. trzymał ja tylko za łokieć. wciąż nie rozumiał za bardzo o co w tym wszystkim chodzi. dobrze, my już pana poprosimy o wyjście. noo dobra, to cześć. nie usłyszała. weszła już do sali w której leżało kilkanaście innych kobiet. stanął jeszcze na wprost drzwi na chwilę. jej głos - czy mogę sobie wybrać łóżko? zupełnie jak na obozie harcerskim - pomyślał absurdalnie. i zimna, twarda odpowiedź - nie, tutaj niczego nie możesz sobie wybrać.
słuchaj, bardzo dobrze grasz. naprawdę, wszyscy ci już uwierzyli. ty też? - podniosła na niego oczy. tak, ja też. wszyscy się ciebie boją. i ja też. czy o to ci chodzi? przestań już udawać. naprawdę, jesteś bardzo dobra w udawaniu wariatki. dobrze, zaraz, zaraz. odbiegła w popłochu od niego. siostro! - krzyknęła do stojącej z tyłu kobiety. musimy sprzątnąć pod krzyżem! jak ktoś tu wejdzie nie może zobaczyć, że jest brudno pod krzyżem! złapała zmiętą chusteczkę, która leżała wśród stosu innych zmiętych i mokrych nieokreślonych rzeczy na stoliku pod wiszącym na ścianie krzyżem. a ty też zrób coś! to do niego - wytrzyj podłogę, bo od tej wody naprawdę coś się zniszczy i oskarżą mnie i policja mnie zamknie! słuchaj, uspokój się. jaka policja? chodź już, marysiu, naprawdę musimy porozmawiać z panią doktor. jaką panią doktor? ja porozmawiam tylko z księdzem! znów krzyczała. czy tam czeka ksiądz, siostro? nie marysiu, nie ma księdza. no to przyprowadźcie! - wrzeszczała. teraz zaczęła mówić cicho - muszę iść do ubikacji. czy możecie dać mi pięć minut w ubikacji? - z gwałtowną furią krzyknęła i wybiegła z zakrystii.
w samochodzie było gorąco i duszno. już miał dosyć. dosyć wszystkiego i chciało mu się płakać. chodźmy - prawie krzyknął. dobrze, ale chodź tu usiądź koło mnie. pocałuj mnie w czoło. nie, nie tak powoli. nie, jeszcze raz z uczuciem. o tak - trzy razy. nie! - wyrwał się i stanął obok samochodu. idziemy! wychodź!
blblblblbmdkgnsoernsorgtmnszaeiontik NGoyiejmnyirdmnhdrmnhuprdfmhik bmxdupoft