Samolot ciężko usiadł na zalanej słońcem płycie lotniska. W ciągu kilku godzin znalazłaś się w zupełnie innym świecie.
Pamiętasz jeszcze? Wiem, że pamiętasz, takich rzeczy łatwo się nie zapomina. Pamiętasz jak się zaczęło?
Powiedziałaś, że chcesz dotknąć wszystkiego, poznać żeby móc zrozumieć.
Dotknęłaś, poznałaś, ale czy zrozumiałaś?
Dlaczego zakamarki ludzkiego umysłu bywają mroczniejsze niż bezksiężycowa noc?
Nie znalazłaś na to pytanie odpowiedzi, choć szukałaś uparcie.
Sprawnie załatwiasz niezbędne formalności i już po chwili stoisz na ruchomym chodniku, obserwując egzotyczną roślinność za oknami, jakże kontrastującą z mroźnym krajobrazem początku stycznia, który zostawiłaś w kraju.
Nie jesteś zmęczona, to dobrze, bo prawdziwa podroż dopiero się zaczyna. Nie masz zamiaru spędzić nocy w hotelu. Wiesz, że jeśli ruszysz od razu, za kilkanaście godzin tam będziesz. Adrenalina cię napędza, nie pozwala przystanąć.
Wychodzisz przed budynek lotniska, bez problemu łapiesz taksówkę, która zawozi cię na dworzec. Taksówkarz łamaną angielszczyzną dopytuje się o cel twojej podróży. Mówisz, że przyjechałaś na małe wakacje, chcesz trochę uciec od mrozów we własnym kraju, co po części jest prawdą.
Po półgodzinnym slalomie w korkach trafiasz na dworzec, nie bez trudności kupujesz bilet na odpowiedni autobus i próbujesz odszukać miejsce, z którego odjeżdża. Znajdujesz, a mając dwie godziny czasu postanawiasz poszukać czegoś do zjedzenia.
Ciągnąc za sobą walizkę wychodzisz na ulicę i rozglądasz się. W zasięgu wzroku widzisz coś, co wygląda jak miejscowy bar. Zbyt dużego wyboru nie masz, świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy i rogalik musi wystarczyć.
Kiedy po południu zajmujesz miejsce w autobusie, nie możesz wyjść ze zdumienia przyglądając się zachowaniu współpasażerów. Piją, palą, niczym się nie przejmując. Jedynie para Niemców, których zauważyłaś wsiadając wydaje się być równie zdumiona, co ty. Inna kultura, tłumaczysz sobie.
W nocy śpisz jak zabita, dopada cię w końcu zmęczenie. Budzisz się, gdy już jesteście na miejscu. Przeciągasz się zadowolona, że podroż sprawnie się posuwa, choć dla ciebie to nadal nie koniec drogi.
Przed południem zajmujesz miejsce na pokładzie statku, który choć wygląda jak gigantyczna motorówka i tak jest mniejszy od innych w porcie. Jeden ze współpasażerów uświadamia cię, że statek ten jest nie tylko mniejszy, ale i dociera na miejsce szybciej od stojących obok kolosów.
Tobie jest wszystko jedno, zaczynasz powoli to czuć. Tą specyficzną adrenalinę, która tylko podsyca egzotyczne otoczenie. Pod pokładem nie ma dużo miejsca, rzędy siedzeń bardzo podobnych do tych w samolocie. Przecież nie będziesz siedzieć, wychodzisz na pokład i chłoniesz baśniowy krajobraz.
Widzisz wyskakujące ponad wodę delfiny i przez moment czujesz się jak w bajce, ale nie zapominasz, że to bajka dla dorosłych, więc trzeba uważać. Zamykasz oczy i czujesz na twarzy morską bryzę, niewidoczne kropelki wody cały czas unoszą się w powietrzu... Dotychczas czytałaś o tym tylko w książkach.
W oddali majaczą skały Gibraltaru.
To będzie ładne zdjęcie - myślisz, wyciągając aparat.
Statek przybija do portu, odprawa mija sprawnie, tak, że w niecałą godzinę jesteś w drodze do hotelu, który znajduje się nieopodal portu.
Idziesz na piechotę, to ponoć tylko parę ulic. Czujesz, jak cię obserwują, nic nie mówią, nie zaczepiają, tylko patrzą. Jak sępy.
Uspokajasz sama siebie, w końcu jesteś u nich, do tego biała i nie ubrana w sposób, do którego są przyzwyczajeni. Ich kobiety są inne.
Hotel i miłe zaskoczenie. Cena zupełnie nieproporcjonalna do standardu. Wygodne łóżko, przyzwoita łazienka i ładny widok z tarasu. Na dole restauracja, którą postanawiasz natychmiast wypróbować.
Tym razem ubierasz się odpowiednio. W spódnicy długiej do kostek zbiegasz po schodach. Wchodzisz do restauracji i od razu widzisz, że jesteś jedyną kobietą.
Odwrócić się i wyjść? - myślisz.
Zostajesz, choć apetyt jakby zniknął, zamawiasz tylko drinka. Obok szklanki pojawia się talerzyk z przekąską. Ryby wyglądające niemalże identycznie jak sardynki, choć sądząc po smaku nie mające nic z sardynkami wspólnego.
Pijesz, jesz, obserwują cię.
Dopijasz drinka i wracasz na górę do siebie. Nie czujesz się najlepiej w roli miejscowej atrakcji.
Następnego dnia budzisz się przed jedenastą. Narzucasz coś na siebie i wychodzisz na taras, z którego widać kamieniste plaże w oddali. Jakby ktoś rozłupał wielkie głazy na mniejsze kawałki i po prostu rozsypał na brzegu.
Wychodząc zostawiasz klucz w recepcji i kierujesz się w stronę postoju taksówek.
Czujesz jak serce mało nie wyskoczy ci z piersi i uśmiechasz się do siebie. Tego chciałaś, o to ci chodziło.
Stoją trzy samochody, wybierasz białego mercedesa, który wygląda na starszego od ciebie. Podajesz kierowcy kartkę, nie pyta się o nic, rusza przed siebie dokładnie wiedząc, gdzie ma cię zawieść.
Nie ciebie pierwszą.
Auto żwawo wspina się pod górę krętymi uliczkami, wzbijając tumany kurzu. Wszystko wygląda tak... inaczej. Na ulicy żywej duszy nie widać, ale to normalne o tej porze dnia i przy tak palącym słońcu.
Domy jakby wykute w skale. Ten, przed którym kierowca się zatrzymuje, ma delikatny, różowo - piaskowy odcień.
Czeka dopóki nie wejdziesz, widocznie taki ma nakaz.
Otwierają się ciężkie metalowe drzwi. Wchodzisz, już nie ma odwrotu.
Pamiętasz, co zobaczyłaś za drzwiami?
Tego się nie zapomina.
Czasem chce się zapomnieć, ale wtedy to powraca w snach.
Czytając zakończenie poczułam niedosyt, po tej opisowej formie spodziewałam się czegoś mocnego na końcu, czegoś, co potrząśnie lub zastanowi.
Może pomyślisz nad wzbogaceniem tych ostatnich zdań? Jeśli to wspomnienie z podróży, to będzie to trudne, tym bardziej jeśli chcesz zachować autentyczność wydarzeń. Ale zastanów się nad tym.
Ja póki co czekam na opinię innego opiekuna i przychylę się do Jego decyzji. :)
byśmy z niecierpliwością czekali na ciąg dalszy ;)
"Ciągnąc za sobą walizkę wychodzisz na ulicę i rozglądasz się" - po walizce dodałabym jednak przecinek ;)
"Jedynie para Niemców, których zauważyłaś wsiadając wydaje się być równie zdumiona" - w odmianach nie jestem najlepsza, ale czy nie powinno być - która [para] albo którzy [Niemcy]?
"który choć wygląda jak gigantyczna motorówka i tak jest mniejszy od innych w porcie" - przed choć, i dałabym przecinek
"Widzisz wyskakujące ponad wodę delfiny" - to mi się kojarzy z filmem "Titanic"
"Uspokajasz sama siebie" - samą?
tekst bardzo ciekawy, potrafisz stworzyć klimat. tylko za dużo mi tu "jak" i "jakby", co chwilę się gdzieś przewijają. kiedy już się na nie zwróci uwagę, to stają się bardzo irytujące. jeśli chodzi o zakończenie... przychylam się do podejrzeń kropka, zwłaszcza, że tkwię teraz w takim stanie. no... to z łaski swojej pospiesz się z dodaniem kolejnej części :P [mam nadzieję, że takowa jest!]