Leżała naga obok niego, pachnąca i spełniona, myślała. Będzie mi tego brakowało – powiedziała – tego i wielu innych rzeczy, dlaczego, powiedz proszę, dlaczego ? Ja nie chcę, rozumiesz, nie chcę!
Przygarnął ją ramieniem, nie mówił nic, tyle razy już o tym rozmawiali, tyle razy tłumaczył, nie było sensu tego powtarzać, szczególnie dziś...Pocałował ją namiętnie i głęboko, jakby chciał zachować jej cząstkę w sobie, wiedział co należy zrobić.
Uspokoiła się, przytuliła jak kociak, zaczęła oddychać miarowo, wiedział, że wkrótce zaśnie. Kochanie – szepnął – Tak ? Zapytała. Pamiętaj, że będę na Ciebie tam czekać, ale obiecaj mi, że nie będziesz się spieszyć, że... Postaram się – odpowiedziała - A teraz przytul mnie mocno, a zaraz potem podrap po plecach...
Spała. Nie powiedział żegnaj, to byłoby takie patetyczne, nie pocałował jej, mogła się przecież obudzić. Po prostu spojrzał na nią i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Na zewnątrz rodziło się nowe życie. Słońce miało właśnie wyskoczyć zza góry i oznajmić wszystkim, że oto jest i będzie świecić inaczej niż wczoraj. Był chłodny, wiosenny poranek. Ze wzgórza, na którym mieszkała rozciągał się widok na miasto. Czyż to nie śmieszne – pomyślał – dziś powinno padać, ktoś tam w górze musi mieć niezłe poczucie humoru.
Spojrzał w dół po raz ostatni, odwrócił się i poszedł w kierunku wąwozu, ich wąwozu. Za jego plecami został cały świat, piękny świat, dobry świat...
Jesień
Pan jest pijany! – krzyknęła. Proszę mi wierzyć – odpowiedział uśmiechając się smutno - że jest to teraz mój najmniejszy problem, ale kawy mógłbym się napić. Jak pan mógł w ogóle wsiąść do samochodu w tym stanie, naprawdę nie rozumiem. Spojrzał na nią i zapytał – Przeżyje ? To duży i silny pies, da sobie radę – odpowiedziała – Pan powinien się przespać, proszę wracać do domu, kluczyki odbierze pan jutro. Podszedł do okna, spojrzał na jesienny, deszczowy wieczór i powiedział – Tak siostro ma pani rację. Doktor – rzuciła krótko – jestem panią doktor nie pielęgniarką. Oczywiście – odparł – przepraszam, doktor, pani doktor...
Wyszedł z gabinetu i pomyślał, że będzie trzeba coś z tym zrobić, tylko jak do cholery powiedzieć to mamie, to jej złamie serce. Boże jedyny, przecież mam dopiero dwadzieścia osiem lat... Szlag by to trafił...
Kończyła zakładać opatrunek. Zgłosisz to na policję ? Pielęgniarka, starsza, otyła kobieta, zawsze zwracała się do niej na ty. Przecież wiesz, że nie – odpowiedziała – wiem, że go potrącił, ale w końcu przywiózł go do nas, za dwa tygodnie piesek będzie jaki nowo narodzony, prawda piesku ?
Zima
Szli trzymając się za ręce. Wata cukrowa, przylepiona do jej policzka, tak go rozśmieszyła, że upuścił swoją. To za karę – zachichotała – nie należy śmiać się z wybranki swojego serca. Objął ją ramieniem i niby ukradkiem zaczął podjadać z jej patyka. I na karę znajdzie się jakiś sposób, trzeba sobie umieć dawać radę w każdej sytuacji, chyba się ze mną podzielisz ?
Wyszli z hali supermarketu, na zewnątrz było mroźno, ale bezwietrznie. Nie jest Ci zimno kochanie ? szepnął jej do ucha. Odwzajemniła się tym samym – Przy Tobie nigdy mi nie jest zimno.
Nagle zerwała się wichura, zaczął padać deszcz, najpierw powoli, przyspieszając, przeszedł w ulewę. Schowali się pod daszkiem i... zobaczył to, zrozumiał, nagle w tej jednej chwili wiedział jakie zada pytanie. Bał się.
Nigdy mi nie mówiłeś co się wtedy wydarzyło – zaczęła - Znam Cię, nie jeździsz w takim stanie, co to było ? Stał obok niej, patrzył w jej zielone, ogromne oczy i właśnie miał jej zawalić cały świat. W tym momencie nienawidził siebie bardziej niż kiedykolwiek. Mógł to skończyć zanim się zaczęło, ale nie, on musiał poczuć, musiał doświadczyć tego na co wszyscy w życiu czekają, bez względu na konsekwencje. Bez względu na nią. A teraz zapłaci za to rachunek.
To dla mnie ważne, mówiłeś wtedy o niepomyślnych wieściach – ciągnęła – Powiesz ?...
Powiedział...
Stała naprzeciwko niego, nie rozumiała, nie wierzyła. Była jak małe dziecko, które widzi umierającego ptaka i ze zdziwieniem patrzy matce w oczy.
Patrzył na nią. Czy to były łzy czy krople deszczu na jej twarzy, jakie to wtedy miało znaczenie...Rozerwał jej serce i tylko to się liczyło...
Ulewa miała się ku końcowi. Zza chmury próbował się przebić promyk światła, jakby chciał pokazać, że jeszcze ma także coś do powiedzenia. Nie miał...
Lato
Już jestem bardziej spokojna – mówiła patrząc na jego imię – tylko wiesz czasem jak na coś spojrzę to wtedy... I nie są to fotografie... Pamiętasz klucz, kiedy Ci zrobiłam awanturę gdy go zgubiłeś, znalazł się w szafie, pewnie wypadł z koszuli... Słońce królowało niepodzielnie na niebie, żadnej małej chmurki. Była ubrana w krotką zieloną sukienkę, tą którą lubił najbardziej.
Miałeś rację – łza stoczyła się po lewym policzku – tak wiem, obiecałam Ci, że nie będę płakać, ale czasem ciężko, ciężko mi, Boże drogi, ciężko.- stała chwilę w milczeniu - Więc, jak mówiłam, miałeś rację, nie wymyślili nic nowego. Pamiętasz tego starszego pana, z którym robiłeś badania kontrolne, też już go nie ma – rozpłakała się na dobre. Sięgnęła do torebki, wytarła nos – przepraszam – powiedziała. – tylko, że on odszedł jak większość.
Na początku nie mogłam Ci wybaczyć, że zrobiłeś to w taki sposób, że nie było mnie z Tobą, ale potem zrozumiałam – schyliła się i położyła kwiaty, czarne ptaki siedząc na drzewie z zaciekawieniem przechylały główki, słuchały – podobają Ci się ? Z listem, który zostawiłeś robię tak jak mówiłeś, czytałam go codziennie, później co dwa dni, teraz dwa, trzy razy w tygodniu, znam go na pamięć. Najbardziej podoba mi się zakończenie – na chwilę wstrzymała oddech - I pamiętaj, że ja Ciebie też...
Cmentarne wrony poderwały się do lotu, zaczęły krążyć nad koronami drzew. Patrzyły jak w dole stoi mała dziewczynka w zielonej sukience i płacze. Pomyślały, że w tej chwili nie wolno jej przeszkadzać i odleciały bezszelestnie za horyzont...
Słońce świeciło na niebie. To nie był deszczowy dzień. Wracała powoli smutną alejką, za jej plecami został cały świat, piękny świat, dobry świat...
Szczecin 7 października 2000