Jestem w domu. Jest to dom w stanie surowym, w którym nie ma mojego miejsca.
Odsuwanie się świata jest tutaj bardzo wyraźne. Obecność wszystkich ulega dematerializacji, stając się nierzeczywistością. Wokół krążą tylko byty nieuchwytne. Uciekam na górę i obserwuję falowanie na wietrze niewykończonego jeszcze dachu. Przez małe okno prześwieca, już letnie, słońce. Wszędzie unosi się pył i wszystko pokrywa kurz. Na przedmiotach tworzy się szara półprzezroczysta powłoka, której nie pozbędą się jeszcze długo.
Egzystuję w tej mętnej atmosferze poddasza, niczym pacjent szpitala psychiatrycznego spowity gęstą, nieprzeniknioną mgłą z kesleyowskiej powieści. Mgła jest wszędzie - osiada na skórze, włosach, na pościeli i książkach. Nie mam siły, żeby z nią walczyć.
Zjadam chipsy pokryte warstwą cementu, który osadza się w moim wnętrzu i zamurowuje powoli wszystko od środka. Dokładnie i szczelnie, bez pęknięć - tak, jak powinno być. Nic nie wydostanie się na zewnątrz, żaden płyn, woda, ciecz, żadne uczucie. Wyschnę i stanę się skorupką ładną z zewnątrz, choć trochę zdeformowaną. Moje małe nóżki stają się z czasem coraz bardziej krzywe, skręcają się do wewnątrz, jak w źle odlanym manekinie. Zamykam się w kokonie pościeli, niczym ta oklepana już poczwarka. Mam wrażenie, że niedługo w końcu dorosnę, dojrzeję, będę mogła stąd wyjść i nie wrócić. Ale jeszcze, ciągle, na balkonie pobieram zbawcze słońce z ultrafioletem, który karmi rakowe komórki.
Bardzo romantyczne łany zboża delikatnie falują w południowym wietrze, ptaki śpiewają leniwie, a mi jest za ciepło. Cofam się więc z powrotem do strychowego wnętrza. Nie potrafię wyjść na jakieś większe zewnątrz, poruszam się w tylko w promieniu dziesięciu metrów od domu. Zakotwiczyłam się tutaj wbrew sobie. Czekam na jakiś sygnał, który mnie stąd wyciągnie, ale wokół cisza, więc pozostaję tutaj jedząc, pijąc, śpiąc, czytając...
Nadeszła jednak pewna odmiana.
Zmuszona okolicznościami rodzinnymi, wychodzę wraz z młodszym kuzynem do pobliskiego ośrodka rozrywki rodzinnej o uroczej nazwie "Wesołe koniki". Udaję się tam, i zastygam na ławce przerażona.
Całe rodziny przemieszczają się statecznie, wodząc małe dzieci za rączki - przeważają słodkie blondyneczki o niebieskich oczkach, i chłopcy obcięci maszynkami w dziwne wzorki. Mamusie o tępawych wyrazach twarzy - też blondynki, z brzydko obciętymi, krótkimi włosami. Tatusiowie o zmęczonych, podkreślonych nie domytym pyłem węglowym oczach, z uśmiechami na twarzach towarzyszą swojej dziatwie. Prowadzając ku niezliczonym tutaj huśtawkom, karuzelom, i powiększonym do ludzkich rozmiarów, kołowrotków dla chomików.
Siedzę na ławce i staram się nie zauważać moich rówieśników, już pożenionych, z dzieciakami, tudzież w ciąży. Nie chcę widzieć tych dziwnych twarzy, które napełniają mnie niepokojem. Czai się we mnie strach, którego nie potrafię ogarnąć ani zdefiniować.Przerażają mnie tlenione mamy, z wystającymi brzuchami (bynajmniej nie w ciąży). W modnych odcieniach zieleni modnie skrojonych bluzek, w drewnianych zielonych kolczykach, w trendy oprawkach okularów, i oczywiście białych spodniach, spod których widać zarysy stringów. Boję się towarzyszących im mężów - panów po czterdziestce, z krótko ostrzyżonymi włosami. W koszulach w kratkę, w rybaczkach od Ruskich z targu, w sandałach różnej maści, z obowiązkowymi skarpetami w odcieniach zieleni i szarości.
Wydaje mi się, że za chwilę sama zamienię się w weekendową mamusię, w otoczeniu płowowłosych bachorów i pić będę piwo, trzymając za rękę męża w skarpetach.
Kulę się na ławce, starając wtopić w nią i udaję, że nie widzę ludzi, którzy przechodzą obok mnie. Nie myślę (a właśnie myślę!) o tym, że może ja też powinnam tak wyglądać. Powinnam stać się stateczną matką, żoną, i czasem kochanką, a nie odwrotnie... Znalazłam się tu przypadkiem, i nie chcę się tym zajmować. Chcę uciec jak najdalej, na swój strych, do pyłu, mgły, nie chcę widzieć niczego...
Wracam z powrotem do zamkniętej przestrzeni, do ludzi, którzy tak naprawdę przepływają obok mnie między ścianami domu, i nie straszą swoją psychodelią. Tam czuję się mimo wszystko bezpiecznie. Oddaję się zapamiętałemu tępieniu much, które rano chodzą mi po twarzy. Kopulują bezczelnie na podarowanym przez siostrę brązowym polarze, zostawiając gdzieś w zakamarkach swoje wstrętne jajeczka, z których wypełzną małe, obrzydliwe larwy. Zabijam systematycznie jedną po drugiej, małe trupki ścielą się gęsto na niedokończonej podłodze. Obtoczone w suchym tynku mumifikują się, czekając na zbawienie. Jutro wymiotę je spod materaca, spod załamań koców i pościeli, i wyrzucę bezlitośnie.
Na głowę spadają mi kawałki tynku...
Obecność wszystkich dematerializuje się stając się nierzeczywistą - dwa razy "się" w króciutkim odstępie - spróbuj to obejść, inaczej zbudować zdanie.
Przez małe okno prześwieca słońce już letnie. - wyeliminowałabym "już letnie" albo zmieniła szyk w zdaniu na: Przez małe okno prześwieca, już letnie, słońce.
Egzystuję w tej mętnej atmosferze poddasza niczym pacjent szpitala psychiatrycznego spowity gęstą, nieprzeniknioną Mgłą z Kesleyowskiej powieści - przecinek po "poddasza", oraz proponuję "mgłą" dać z małej i kursywą, i kesleyowskiej z małej :)
Zamykam się w kokonie pościeli niczym ta oklepana już poczwarka i mam wrażenie, że już niedługo w końcu dorosnę, dojrzeję i będę mogła stąd wyjść i już nie wrócić.
- tutaj jest dosyć długie zdanie, które z powodzeniem można podzielić na dwa, przykładowo:
Zamykam się w kokonie pościeli, niczym ta oklepana już poczwarka. Mam wrażenie, że niedługo w końcu dorosnę, dojrzeję, będę mogła stąd wyjść i nie wrócić.
- dodałam również jeden przecinek i wyeliminowałam jedno "już" oraz jedno "i" bo były dwa w zdaniu, a tak na przyszłość staraj się w jednym zdaniu nie powtarzać niepotrzebnie tych samych wyrazów.
Nasz język jest tak bogaty, że z pewnością znajdziesz coś, co je zastąpi. :)
ptaki śpiewają leniwie, a mnie jest za ciepło. - poprawniej "mi" zamiast "mnie", na początku zdania preferuje się formę "mnie", natomiast w środku "mi"
Ale oto nadchodzi pewna odmiana! - moim zdaniem jest zupełnie niepotrzebne. Jeśli już bardzo chcesz i zależy Ci na tym zdaniu, to może w innej formie, ponieważ ta (moim zdaniem) nie jest korzystna dla tekstu. Jeśli mogę coś podpowiedzieć, to może coś takiego: Nadeszła jednak pewna odmiana! :) I raczej pozbyłabym się wykrzyknika.
Zmuszona okolicznościami rodzinnymi wychodzę wraz z młodszym kuzynem do pobliskiego ośrodka rozrywki rodzinnej o uroczej nazwie. - po rodzinnymi przecinek, i jeśli piszesz "o uroczej nazwie" to dobrze by było ją napisać, bo mnie akurat to zaciekawiło. :)
niebieskich oczkach i chłopcy obcięci w dziwne wzorki maszynkami. - niebieskich oczkach, i chłopcy obcięci maszynkami w dziwne wzorki.
też oczywiście blondynki z brzydko obciętymi, krótkimi włosami. - wywaliłabym "oczywiście", po "blondynki" przecinek
Tatusiowie o zmęczonych, podkreślonych nie domytym pyłem węglowym oczach, z uśmiechami na twarzach towarzyszą swojej dziatwie, prowadzając ją ku niezliczonym tutaj huśtawkom, karuzelom i powiększonym do ludzkich rozmiarów kołowrotków dla chomików. - dłuuugaaaśnee zdanie :))) Moja propozycja:
Tatusiowie o zmęczonych, podkreślonych nie domytym pyłem węglowym oczach, z uśmiechami na twarzach towarzyszą swojej dziatwie. Prowadzając ku niezliczonym tutaj huśtawkom, karuzelom, i powiększonym do ludzkich rozmiarów, kołowrotków dla chomików. (poprawiłam interpunkcję)
nie zauważać moich rówieśników już pożenionych - po "rówieśników" przecinek
Kolejne zdanie-maraton:
Przerażają mnie tlenione mamy z wystającymi brzuchami [bynajmniej nie będące w ciąży], ale w modnych odcieniach zieleni modnie skrojonych bluzek, w drewnianych zielonych kolczykach, w trendy oprawkach okularów i oczywiście białych spodniach, spod których widać zarysy stringów.
można rozdzielić tak:
Przerażają mnie tlenione mamy, z wystającymi brzuchami (bynajmniej nie w ciąży). W modnych odcieniach zieleni modnie skrojonych bluzek, w drewnianych zielonych kolczykach, w trendy oprawkach okularów, i oczywiście białych spodniach, spod których widać zarysy stringów.
Jeszcze jest dosyć długie, ale lepiej się czyta wg mnie :) Poprawiłam również przecinki i wywaliłam "będące".
Tutaj także można zmienić tego tasiemca: Boję się towarzyszących im mężów - panów po czterdziestce, z krótko ostrzyżonymi włosami, w koszulach w kratkę, w rybaczkach od Ruskich z targu, w sandałach różnej maści z obowiązkowymi doń skarpetami w obowiązkowych odcieniach zieleni i szarości.
na:
Boję się towarzyszących im mężów - panów po czterdziestce, z krótko ostrzyżonymi włosami. W koszulach w kratkę, w rybaczkach od Ruskich z targu, w sandałach różnej maści, z obowiązkowymi skarpetami w odcieniach zieleni i szarości. - wywaliłam co nieco ("doń" i drugi raz "obowiązkowymi" jest zupełnie niepotrzebne, wręcz razi, jeśli użyte tak blisko siebie bez konieczności) i rozbiłam na dwa zdania.
sama zamienię się w weekendową mamusię w otoczeniu płowowłosych bachorów i pić będę piwo, trzymając za rękę męża w skarpetach.- po "mamusię" przecinek
Kulę się na ławce, starając się wtopić w nią i udając, że nie widzę ludzi, którzy przechodzą przede mną. - dwa razy "się, wyeliminuj. Np.
Kulę się na ławce, starając wtopić w nią i udaję, że nie widzę ludzi, którzy przechodzą obok. (lub - obok mnie)
Nie myślę [a właśnie myślę!] o tym, że może ja też tak powinnam już niedługo wyglądać, powinnam stać się stateczną matką, żoną i czasem kochanką, a nie odwrotnie... - nawias okrągły, myślę, ze nie ma sensu udziwniać kwadratowymi, jakoś źle mi się kojarzą ;) poprawiłabym to zdanie w ten sposób - sama zobacz, czy tak nie lepiej się czyta:
Nie myślę (a właśnie myślę!) o tym, że może ja też powinnam tak wyglądać. Powinnam stać się stateczną matką, żoną, i czasem kochanką, a nie odwrotnie...
Znalazłam się tu przypadkiem, i nie chcę o tym myśleć. - zdanie po zdaniu z użytym słowem - "myśleć", zastąp może jakimś synonimem
W kolejnym zdaniu masz Mgły z dużej, konsekwentnie poprowadziłabym ją z małej i kursywą.
Oddaję się zapamiętałemu tępieniu much, które rano chodzą mi po twarzy i kopulują bezczelnie na podarowanym mi przez Siostrę brązowym polarze, zostawiając gdzieś w zakamarkach swoje wstrętne jajeczka, z których wypełzną wkrótce małe, obrzydliwe larwy. - stanowczo za długie zdanie, poza tym znowu interpunkcja, popraw "siostrę" z małej litery i podziel je na mniejsze, przykładowo:
Oddaję się zapamiętałemu tępieniu much, które rano chodzą mi po twarzy. Kopulują bezczelnie na podarowanym przez siostrę brązowym polarze, zostawiając gdzieś w zakamarkach swoje wstrętne jajeczka, z których wypełzną małe, obrzydliwe larwy. (wywaliłam "mi" i "wkrótce" bo to oczywiste i dodatkowo wydłuża niepotrzebnie tekst).
Kolejne zdanie również podzieliłabym na dwa. Od "obtoczone" zrobiłabym drugie.
Pierwsze wrażenie to dużo mankamentów, jednak tekst jest dosyć ciekawy i nie tak zły, żeby od razu odrzucić. Popraw te wszystkie błędy i daj znać, że już zrobiłaś. Wtedy przeczytamy znowu i pofrunie na pierwszą stronę. :)
Pozdrawiam :)