Siedziała przy biurku zawalonym książkami i pomiętymi kartkami papieru, po których z wolna sączyły się krople czarnego atramentu, blade światło nocnej lampki rozjaśniało granat, który z niebanalną nieśmiałością leniwie skradał się w dół po parapecie... Mrok przylgnął do jej delikatnej piżamy, która wcale nie protestowała... Dziewczyna pochłonięta była pisaniem, robiła to z dziwnie obojętną twarzą, tylko oczy miała niespokojne, wciąż żywe, ślepo rozbiegane, a przy tym tak niebieskie i wyblakłe jak dwa kręgi pustego nieba. Nie specjalnie przeszkadzała jej późna pora - zegarek wybił kwadrans po trzeciej, rodzice, hmm... może przywykli, może nigdy tego nie zauważali zajęci względnie ważnymi sprawami... Nie bała się nocy, to właśnie dzięki niej doznawała oczyszczenia i zagłębiała się w urodę własnych myśli, ludzie wtedy nie udają nikogo, paradoksalnie w ciemności nie muszą zakładać szpecących masek...Wiedziała o tym, mimo to sercem wołała do Słońca, to ono chroniło ją przed chorą nienawiścią ludzi... Coś przeszkodziło jej w tworzeniu, nie lubiła tego, wyszła ze swojego pokoju, coś gwałtownie ciągnęło ją za rękę, czuła bezsilność i żal...Nie do Siebie, do Tych którzy w niemym bezruchu patrzyli na zaistniałą sytuację... Na pożegnanie wykrztusiła sarkastyczne „Dziękuję" i znalazła się w innym świecie...Zapędzono ją na samo dno, wszystko było martwe, zastygłe postacie wyglądały, jakby chciały zrobić krok do tyłu, za późno, w nieodległej przeszłości zrobiły krok, do przodu, o jeden za dużo... Zrozumiała jak ulotne są chwile, z zamyślenia wytrącił ją hałas spadającego kawałka metalu, to krzyżyk, który nosiła stale na szyi od pewnego ważnego wydarzenia w jej życiu, ujrzała tabliczkę: „Witamy w ostatnim kręgu piekieł"... Poczuła dreszcz w całym ciele, nerwowo zagryzała wargi, trzęsła się ze strachu, z niepewności o swój byt, zewsząd rozległ się głos, który przeradzał się w oszałamiający krzyk, poczuła się jak w pułapce, z trudem chwytała powietrze, wszystkie zmysły zaczęły szaleć, obraz zamazywał się i jeszcze ten upiorny głos nie dawał chwili spokoju...Upadła, drgawki miotały jej ciałem, straciła przytomność...
Obudziła się w swoim fotelu, kiedy świt witał trawę subtelnymi kroplami rosy, na biurku wciąż panował chaos, istotną rzeczą było rozbite lustro i skaleczona ręka, uparcie trzymająca srebrny krzyżyk...A po pomiętych kartkach papieru z wolna sączyły się krople tym razem bordowego atramentu...
Zaświaty
Milka
Milka
Opowiadanie
·
3 sierpnia 2008