- Co...o co...- próbował mówić Marek. Lecz przez spuchnięte wargi wydobywał się tylko bełkot.
- Dziwi cię ta....forma? - usłyszał ten sam głos - a powiedz mi, jak do ciebie dotrzeć ? Mowy, przemowy i inne gadki nie zdają rezultatu. No to musiałem jakoś przykuć twoją uwagę.
- Cześć, jestem Magda. Ta nowa. Pan Marek ? - usłyszał za plecami. Odwrócił się
Stała przed nim młoda, wysoka brunetka w sukni wieczorowej, z kieliszkiem w ręku. Okiem fachowca oszacował dziewczynę. Była naprawdę niezła.
- Tak - uśmiechnął się. - Cześć - i podał jej rękę. - i mów mi Marek.
- Świetne przyjęcie, a ja tu nikogo nie znam. Będziesz moim przewodnikiem ? Będę
przecież w twoim zespole pracować.
No, nareszcie. - pomyślał - Tyle lat już męczy się w tej firmie i jak dotąd, pracował z grubasem, okularnicą i starą panną.
- Oczywiście, nie ma sprawy. Od czego chcesz, zacząć ? Od pokoju prezesa czy od kuchni -
roześmiali się oboje. Marek sprawnym ruchem, zsunął obrączkę z palca do kieszeni.
- Kim jesteś ?- chciał krzyknąć. Lecz tylko wyszeptał i stróżka śliny spłynęła mu po brodzie.
- Nie poznajesz mnie ? Naprawdę ? - głos z góry wydawał się zasmucony - ranisz mnie.
- Czego chcesz pieniędzy ? Samochodu ? Czego do cholery ?
- Oj, Mareczku. Za kogo mnie masz ? Naprawdę nie wiesz? Uczciwości.
- Co ?! - Marek próbował zerwać się z krzesła - Jakiej, kurwa, uczciwości ? Kim ty jesteś fanatykiem, jakimś cholernym fundamentalistą? Ty świrze, Ty popierdoleńcu.- krzyczał zapluwając siebie i podłogę krwią. Nagle zauważył nad sobą ruch i poczuł na szczęce ciężki cios. Stracił przytomność.
- I to właściwie wszystko - powiedział Marek wpuszczając Magdę do kuchni. - i wszyscy - dodał. - Jak ci się podoba?
- Bardzo. A ty jak długo tu pracujesz ?- zapytała odstawiając kieliszek z winem na stół.
- No cóż, żeby długo nie mówić - zaczął i zapalił papierosa. - Za długo.- Spojrzał na dziewczynę, żeby sprawdzić jaki efekt wywołał żart. Ale ona zajęta była zupełnie czym innym. Odpinała mu guziki od koszuli." Uuuu"- pomyślał - "to jest dopiero firmowa impreza i sposób na pokazanie walorów szefowi". Zaczęli się całować.
Ból w szczęce narastał. Światło żarówki raziło w oczy. Marek odzyskiwał przytomność.
- No, już myślałem, że przesadziłem. Sofciak jesteś, Mareczku - tym razem głos dobiegał gdzieś z boku. Powoli, bardzo powoli Marek obrócił głowę. To co zobaczył, sprawiło że o mało znów nie stracił świadomości. Okrakiem, na krześle, pod brudną i obdrapana ścianą siedział......on sam, a marynarka z jego najlepszego garnituru wisiała na oparciu
- No to jak domyślasz się już ? - zapytał ten drugi zapalając papierosa.
- Kim...kurwa...jesteś - wydukał - Co to za chore żarty. Jak to wszystko jest możliwe ??!. Skąd masz mój garnitur. Tylko mi nie mów, że jesteś jakimś cholernym aniołem. Że, nie żyje i jest jakiś sąd ostatni. Nie! Nie, chory psycholu, zdejmuj tę maskę albo co tam masz na ryju i rozwiąż mnie. - krzyknął pomimo bólu rozbitej wargi.
- No tak. Oczywiście. Zapomniałem. Przecież jesteśmy ateistą. Żadne tam sądy po śmierci. Ale masz rację, nie jesteś martwy. A ja nie jestem aniołem. He, he anioł ! Nie w twoim przypadku.
- Czego chcesz, czło..wie..ku, skąd mnie zna...sz ?- rozpłakał się Marek. - cze...go ode mnie chce..sz ??? - zwiesił głowę na piersi.
- Już ci powiedziałem - odpowiedział mężczyzna wstając z taboretu. - Uczciwości - dokończył wypuszczając dym z papierosa i wyrzucając peta.
- Oszukałem cię ? Nie zapłaciłem ? - wyszeptał Marek. - Co ja ci takiego zrobiłem ? - i znowu zaniósł się płaczem.
- Mnie ???No, właściwie też. Tak jakby. Ale nie oto chodzi. Spotkaliśmy się, żebyś zastanowił się co robisz w tej chwili, gnojku. - spokojnie wycedził "sobowtór" obchodząc Marka dookoła i stając za nim. - Dobrze, się zastanów. - wyszeptał pochylając się zaczął rozwiązywać sznury na przegubach. - I pamiętaj, skoro tym razem nareszcie cię dorwałem to będzie następny. A następnym razem będzie dużo, dużo gorzej. - wysyczał - własne sumienie zawsze cię dopadnie......i wpierdoli. Nie masz szans. Aha, jeszcze jedno. - usłyszał głos jakby zza drzwi. - przepraszam za wystrój i dekorację, ale to twoje wnętrze. Ty tu rządzisz.
Leżeli już półnadzy szamocząc się, na stole kuchennym, kiedy nagle Marek zerwał się, chwycił marynarkę i krawat i wybiegł na korytarz i dalej nie żegnając się z nikim i dopinając koszulę na schody do wyjścia,. Wyskoczył na ulicę, złapał taksówkę, i wsiadając krzyknął kierowcy adres domu.
- Zaraz, chwileczkę, niech Pan stanie. Zawracamy - Po przejechaniu trzech przecznic Marek jakby obudzony ze snu, zwrócił się do kierowcy. "co ja robię, impreza, alkohol, żona w delegacji, gorąca laska leży na stole, prawie goła, chętna, a ja co, uciekam ?" - Zawracamy - powtórzył.
- Lepiej dać już spokój. Innym razem mu Pan dołoży. - usłyszał głos taksówkarza.
- Słucham ?
- Już Pan dostał swoje. Dzisiaj pewno, nie jest Pan w formie....innym razem.
Marek wychylił się, żeby przejrzeć się w lusterku. Z jego rozbitej i opuchniętej wargi ciekła krew.
(notsobrave) sirrobin