pierwszy raz

SirRobin

- Ooo, otworzyła oczka Śpiąca Królewna. A właściwie raczej głucha. Krzyczę do ciebie od godziny. - głos dobiegał gdzieś z góry. Marek próbował otworzyć oczy. Udało się to tylko z jednym. Minęło parę sekund zanim przyzwyczaił się do rażącego światła z gołej żarówki dyndającej pod sufitem. Przez te parę sekund świadomości zauważył a raczej poczuł, że siedzi na krześle w pustym obskurnym pokoju bez okien. Poczuł, bo duży ból sprawiały mu ręce zawiązane z tyłu na oparciu krzesła.

- Co...o co...- próbował mówić Marek. Lecz przez spuchnięte wargi wydobywał się tylko bełkot.

- Dziwi cię ta....forma? - usłyszał ten sam głos - a powiedz mi, jak do ciebie dotrzeć ? Mowy, przemowy i inne gadki nie zdają rezultatu. No to musiałem jakoś przykuć twoją uwagę.

- Cześć, jestem Magda. Ta nowa. Pan Marek ? - usłyszał za plecami. Odwrócił się

Stała przed nim młoda, wysoka brunetka w sukni wieczorowej, z kieliszkiem w ręku. Okiem fachowca oszacował dziewczynę. Była naprawdę niezła.

- Tak - uśmiechnął się. - Cześć - i podał jej rękę. - i mów mi Marek.

- Świetne przyjęcie, a ja tu nikogo nie znam. Będziesz moim przewodnikiem ? Będę

przecież w twoim zespole pracować.

No, nareszcie. - pomyślał - Tyle lat już męczy się w tej firmie i jak dotąd, pracował z grubasem, okularnicą i starą panną.

- Oczywiście, nie ma sprawy. Od czego chcesz, zacząć ? Od pokoju prezesa czy od kuchni -

roześmiali się oboje. Marek sprawnym ruchem, zsunął obrączkę z palca do kieszeni.

- Kim jesteś ?- chciał krzyknąć. Lecz tylko wyszeptał i stróżka śliny spłynęła mu po brodzie.

- Nie poznajesz mnie ? Naprawdę ? - głos z góry wydawał się zasmucony - ranisz mnie.

- Czego chcesz pieniędzy ? Samochodu ? Czego do cholery ?

- Oj, Mareczku. Za kogo mnie masz ? Naprawdę nie wiesz? Uczciwości.

- Co ?! - Marek próbował zerwać się z krzesła - Jakiej, kurwa, uczciwości ? Kim ty jesteś fanatykiem, jakimś cholernym fundamentalistą? Ty świrze, Ty popierdoleńcu.- krzyczał zapluwając siebie i podłogę krwią. Nagle zauważył nad sobą ruch i poczuł na szczęce ciężki cios. Stracił przytomność.

- I to właściwie wszystko - powiedział Marek wpuszczając Magdę do kuchni. - i wszyscy - dodał. - Jak ci się podoba?

- Bardzo. A ty jak długo tu pracujesz ?- zapytała odstawiając kieliszek z winem na stół.

- No cóż, żeby długo nie mówić - zaczął i zapalił papierosa. - Za długo.- Spojrzał na dziewczynę, żeby sprawdzić jaki efekt wywołał żart. Ale ona zajęta była zupełnie czym innym. Odpinała mu guziki od koszuli." Uuuu"- pomyślał - "to jest dopiero firmowa impreza i sposób na pokazanie walorów szefowi". Zaczęli się całować.

Ból w szczęce narastał. Światło żarówki raziło w oczy. Marek odzyskiwał przytomność.

- No, już myślałem, że przesadziłem. Sofciak jesteś, Mareczku - tym razem głos dobiegał gdzieś z boku. Powoli, bardzo powoli Marek obrócił głowę. To co zobaczył, sprawiło że o mało znów nie stracił świadomości. Okrakiem, na krześle, pod brudną i obdrapana ścianą siedział......on sam, a marynarka z jego najlepszego garnituru wisiała na oparciu

- No to jak domyślasz się już ? - zapytał ten drugi zapalając papierosa.

- Kim...kurwa...jesteś - wydukał - Co to za chore żarty. Jak to wszystko jest możliwe ??!. Skąd masz mój garnitur. Tylko mi nie mów, że jesteś jakimś cholernym aniołem. Że, nie żyje i jest jakiś sąd ostatni. Nie! Nie, chory psycholu, zdejmuj tę maskę albo co tam masz na ryju i rozwiąż mnie. - krzyknął pomimo bólu rozbitej wargi.

- No tak. Oczywiście. Zapomniałem. Przecież jesteśmy ateistą. Żadne tam sądy po śmierci. Ale masz rację, nie jesteś martwy. A ja nie jestem aniołem. He, he anioł ! Nie w twoim przypadku.

- Czego chcesz, czło..wie..ku, skąd mnie zna...sz ?- rozpłakał się Marek. - cze...go ode mnie chce..sz ??? - zwiesił głowę na piersi.

- Już ci powiedziałem - odpowiedział mężczyzna wstając z taboretu. - Uczciwości - dokończył wypuszczając dym z papierosa i wyrzucając peta.

- Oszukałem cię ? Nie zapłaciłem ? - wyszeptał Marek. - Co ja ci takiego zrobiłem ? - i znowu zaniósł się płaczem.

- Mnie ???No, właściwie też. Tak jakby. Ale nie oto chodzi. Spotkaliśmy się, żebyś zastanowił się co robisz w tej chwili, gnojku. - spokojnie wycedził "sobowtór" obchodząc Marka dookoła i stając za nim. - Dobrze, się zastanów. - wyszeptał pochylając się zaczął rozwiązywać sznury na przegubach. - I pamiętaj, skoro tym razem nareszcie cię dorwałem to będzie następny. A następnym razem będzie dużo, dużo gorzej. - wysyczał - własne sumienie zawsze cię dopadnie......i wpierdoli. Nie masz szans. Aha, jeszcze jedno. - usłyszał głos jakby zza drzwi. - przepraszam za wystrój i dekorację, ale to twoje wnętrze. Ty tu rządzisz.

Leżeli już półnadzy szamocząc się, na stole kuchennym, kiedy nagle Marek zerwał się, chwycił marynarkę i krawat i wybiegł na korytarz i dalej nie żegnając się z nikim i dopinając koszulę na schody do wyjścia,. Wyskoczył na ulicę, złapał taksówkę, i wsiadając krzyknął kierowcy adres domu.

- Zaraz, chwileczkę, niech Pan stanie. Zawracamy - Po przejechaniu trzech przecznic Marek jakby obudzony ze snu, zwrócił się do kierowcy. "co ja robię, impreza, alkohol, żona w delegacji, gorąca laska leży na stole, prawie goła, chętna, a ja co, uciekam ?" - Zawracamy - powtórzył.

- Lepiej dać już spokój. Innym razem mu Pan dołoży. - usłyszał głos taksówkarza.

- Słucham ?

- Już Pan dostał swoje. Dzisiaj pewno, nie jest Pan w formie....innym razem.

Marek wychylił się, żeby przejrzeć się w lusterku. Z jego rozbitej i opuchniętej wargi ciekła krew.

(notsobrave) sirrobin

SirRobin
SirRobin
Opowiadanie · 13 listopada 2000
anonim