Poranek był rześki jak kompot porzeczkowy z trzema kostkami lodu. Tak przynajmniej odbierała go Aldie. W istocie, dzień zapowiadał się uroczy. Słońce zdążyło się już wturlać na wysokość drugiego piętra gmachu ratusza i na dobre rozpoczynało swą promienną akupresurę. Powietrze nie nagrzało się jeszcze zbyt mocno. Aldie czuła jak jego świeże cząsteczki przemykały między włoskami w nosie. Niedziela pachnie najpiękniej, pomyślała.
Dopiero gdy trzeci raz energicznie szarpnęła łańcuszkiem napędzającym cynowy dzwonek, z ulgą stwierdziła, że jej zew wreszcie wybrzmiał w czyichś uszach. Skobel potężnych, metalowych drzwi odskoczył i za progiem ukazała się furtianka o fizjonomii i posturze Helmuta Kohla. Zakonnica wciągnęła głośno katar, prezentując następnie w szczerym uśmiechu równiutki szpaler srebrnych zębów.
- Panienka wczora zdzwoniwszy? – rzekła w bawarskim dialekcie, jaki można jeszcze usłyszeć w kilku wioskach tamtej krainy. – Siostra przełożona zbiera się właśnie śniadać kończyć, niech więc panna wlizie i poczeka w ogrodzie. Ja kompot przyniosę, z porzeczek.
Aldie, przytłoczona nieco gabarytem siostry ale i rozbawiona parodią niemieckiego, poczuła, że ten dzień z pewnością przysłoni wczorajszą, niemiłą przygodę z Jorgiem. Usiadła na kamiennej ławie, pełna podziwu dla wspaniałości zakonnego ogrodu. Już na samym początku wpadł jej w oko dorodny, idealnie zadbany krzew pierisu japońskiego. Za to przytulony do niego, kwitnący właśnie jaśmin, wypełniał tę część ogrodu wspaniałą wonią, z którą nijak nie mogły konkurować sztuczne aromaty ekspresowych herbatek. Jednak tym, co nie pozostawiało wątpliwości, że nie jest to po prostu dobrze zadbany ogród botaniczny, był ciąg schnących na bambusowym parkanie, białych halek. Były to proste, zakonne halki, pozbawione koronek i innych wymyślnych pribombasów, jakie miewa bielizna, którą Angela sprzedaje w hali targowej. Większość garderoby była średniego rozmiaru, za wyjątkiem dwóch sztuk, należących z pewnością do siostry powracającej właśnie ze szklaneczką kompotu, dobrze ukrytą w dłoni alpejskiego wyrwidęba.
- Wrzuciłam trzy kostki lodu. Lubi tak, prawda? – powiedziała siostra Pia od Więźniów Nawiedzenia – tylko niech pije powoli. Przełożona już idzie. – dorzuciła i ruszyła w kierunku wewnętrznego dziedzińca klasztoru.
*
- Powiadasz więc, że czujesz w sobie powołanie do tej służby? – siostra Michela, Portugalka o skórze koloru toffi, spoglądała wnikliwie w oczy przejętej Aldie – Każdego tygodnia pojawiają się u nas kolejne dziewczęta w nadziei, że tu znajdą coś w rodzaju wytchnienia. Jedne uciekają od pijących ojców, inne chcą tu zabalsamować i pochować swoje kompleksy, jeszcze inne przychodzą, by zrobić na złość rodzicom bądź chłopakowi. A ty? Czy naprawdę chcesz złożyć z siebie ofiarę? To właśnie na tym polega, na poświęceniu siebie dla innych, na oddaniu swojej woli w Jego ręce. – siostra Michela pełna była powagi, mówiła głośno, ściskając przy tym do białości cienkie, sękate palce. Aldie nabrała powietrza i wyrzuciła z siebie:
- Chcę do klasztoru, siostro! Pan Bóg ma wobec mnie plan.
- On ma plan dla każdego, to nie jest argument. Słuchaj… oczywiście musi minąć pewien czas zanim podejmiesz ostateczną decyzję. I zanim my ją podejmiemy – twarz zakonnicy przemieniło chwilowo coś na kształt uśmiechu – Pierwsze śluby składa się dopiero po roku, potem są następne, wreszcie wieczyste. Powoli… wiesz co się rodzi z pośpiechu, prawda? – Aldie nie wiedziała, ale skinęła głową.
- Czy mogę przynieść swoje rzeczy jeszcze dzisiaj?
- Dobrze, niech będzie. Siostra Pia pokaże ci twoją celę… aha… chciałabym, żebyś od jutra zaczęła pracę w ogrodzie. Zgłoś się do ogrodnika – powiedziała przełożona na odchodne, po czym odwróciła się jeszcze i spojrzawszy Aldie w oczy, dodała – Ma na imię Jorg.
Oczywiście nie neguję długich tekstów, te jak najbardziej też są pożądane. Żeby jeszcze tylko byli tacy, którzy chcą przysiąść i się zagłębić...
Czekam na dalsze części - i myślę, że to wyjaśnia wszystko. Bardzo podoba mi się jak prowadzisz myśl czytelnika. Można poczuć się tak, jakby się stało obok i patrzyło na te sceny. A to w tak ścisłym tekście jest naprawdę sztuką.