Chciałeś wiedzieć kto siedzi w mojej głowie. Chciałeś wiedzieć czego się boję. Boję się przeciętności i terpentyny w herbacie, ludzi o smutnych oczach. Czasem mnie przerażasz, kiedy stoisz na progu i patrzysz, patrzysz, patrzysz, a potem spadasz, jakby to było jedyne co możesz zrobić. Tak, to takie codzienne, że boli mnie ta pustka gdzieś między żołądkiem a mostkiem, ta dziura w mojej przestrzeni, która jeszcze na Ciebie czeka. Pomyśl, tylko pomyśl o tym co odrzuciłeś, ten raj beznadziejności i nudy, żałuj, że Cię tam nie ma. Kołysalibyśmy się na lianach, a ja może zapomniałabym o tym że życie jest straszne, chociażby dlatego, że na czkawkę pomaga mi nie słodki cukier rozpływający się na języku lecz wrząca woda przecinająca wargi. Chcesz poczuć smak mojej krwi? Ona szepcze Twoje imię, chodź do mnie, chodź do mnie i zatrać się, zatrać się, zapomnij jak ja. Lubię być wszędzie na Twoje zawołanie, lubię być Twoją zabawką na baterie, załaduj mnie. Lubię być dziurawiona ciągle od nowa i łatana kolejnymi skrawkami Twojego ciała, och proszę, wypełnij mnie.
oryginalne
to chyba takie lniane liany? ;)
jakoś tak średnio do mnie przemawia
może wśród innych o!boskich znajdzie zwolenników...
'patrzysz patrzysz patrzysz'
bo i bez przecinków jest to trudne do przeczytania...
i dajemy na pierwszą stonę
(trochę się do niego przekonałem)