Jakiś ruch w głębi sali spowodował, że machinalnie podniosłem głowę znad talerza. Dziewczyna usiadła za stołem jakieś dziesięć metrów ode mnie, ale przed oczami zdążyła zamajaczyć mi krótka spódniczka i zgrabne nogi w czarnych rajstopach. Tak mi się przynajmniej wydawało: zdarzało się mi mieć już wcześniej podobne omamy wzrokowe.
Tym niemniej to wystarczyło, abym nie mógł już myśleć o niczym innym. Nóg już nie mogłem dostrzec, ale, jako że usiadła naprzeciwko, mogłem ukradkiem gapić się na to co wystawało znad stołu: bardzo atrakcyjna brunetka, długie włosy, grzywka opadająca na czoło, zgrabne ciało, ciemna karnacja. Pomimo sporej odległości musiałem się bardzo powstrzymywać, żeby nie zwrócić na siebie uwagi, poprzez zbyt nachalne gapienie się. Przeżuwając kolejne kęsy wbijałem wzrok w panoramę za oknem, aby co chwilę ukradkiem rzucać na nią okiem. Dobrze, że była zajęta rozmową. Bo i nie była sama.
Od razu dawało się zauważyć sporą różnicę wieku pomiędzy nią (dałbym jej dwadzieścia dwa lata), a towarzyszącym jej mężczyzną po czterdziestce. Wszystko się stało dla mnie jasne: a więc przygoda sponsorowana. Oczywiście mógł być to tylko wymysł mojej chorej wyobraźni, ale byłem niemal pewny. Był piątkowy wieczór, więc pewnie wziął ją na weekend.
Opuszczając salę restauracji zapuściłem żurawia i udało mi się ujrzeć to co tak mnie oszałamiało... zgrabne uda w czarnych rajstopach. A więc nie myliłem się - była w mini!
Podświadomie zastanawiałem się, czy spotkam ich na basenie. Przyszli. Teraz mogłem spokojnie ocenić jej zgrabne ciało. Miała mały biust, ale duży chyba by do niej nie pasował. Ciało z pewnością opalone na solarium, ale z wyczuciem.
Nie, z pewnością nie była najpiękniejsza kobietą świata. Zresztą wiem już, że coś takiego nie istnieje. Wystarczy przejść się po mieście latem, aby co chwilę dostrzec nową "najpiękniejszą". W jednym momencie ta jest piękniejsza, za chwile okazuje się, że jednak inna. Tyle czynników ma na to wpływ: nastrój, oświetlenie, ruchy ciała...
Jej towarzysz był masywnym mężczyzną o szerokich ramionach i garbatym nosie. Nieźle pływał. "Pewnie ma swoją firmę, żonę i trójkę dzieci" - pomyślałem.
Kruczowłosa podpłynęła do niego i stanęła obok. Mówiąc coś cicho do niego przejechała delikatnie trzy razy, wte i wewte, pazurkiem po jego klatce. To było prawdziwe mistrzostwo kokieterii. Przełknąłem ciężko ślinę i wyszedłem, starając się sobie wytłumaczyć, że to przecież nic takiego. Ale ten gest, wskazujący na ich fizyczną bliskość, nie dawał mi spokoju.
Następnego ranka widziałem ich na śniadaniu. Dziewczyna była w czarnych obcisłych spodniach i na wysokich obcasach. Częściowo przypadkiem udało mi się stanąć obok niej, pod pretekstem nałożenia sobie twarożku na talerz. Pachniała seksem. Owszem, kosmetykami również, ale wyraźnie czułem zapach seksu w dosłownym znaczeniu: dał się wyczuć leciutki zapach wydzieliny z pochwy. Poczułem ścisk w dołku. Dopiero co się kochali! Zacząłem liczyć, ile razy się kochali od przyjazdu. Na pewno pierwszy raz wczoraj po przybyciu do hotelu zanim poszli na kolację, drugi raz po kolacji, trzeci po basenie przed pójściem spać, a dzisiaj wstali i śpiesząc się na śniadanie, bo zaraz kończył się przeznaczony na nie czas, zrobili to jeszcze raz.
My zboczeńcy też mamy swoje uczucia i swój bogaty wewnętrzny świat. Ogarnęła mnie ogromna żałość, poczucie całkowitej bezsilności. Zazdrościłem, ale nie tak jak się zazdrości miłości kobiety - zazdrościłem jej jak rzeczy, na którą mnie nie stać. Zacząłem się zastanawiać, ile mogło to kosztować. Pewnie jakieś trzy tysiące dla niej, plus z tysiączek na organizację imprezy. To raczej nie była bardzo znacząca pozycja w jego budżecie...
Odchodząc od stołu, przez dwie sekundy znalazłem się z nią twarzą w twarz, w odległości pół metra. Dostrzegłem lekki zarys wąsików nad górną wargą. Z prawdziwą satysfakcją odnotowałem tę skazę na jej "dotąd" idealnym ciele. A więc nie była idealna, może nie było tak do końca czego zazdrościć.
To pocieszenie zniknęło niemal od razu, gdy się pojawiło, bo hormony wciąż buzowały. Co więcej, ten niewielki defekt sprawił, że wydała mi się bardziej ludzka, a przez to, że już nie perfekcyjna - również odrobinę bardziej osiągalna. Paradoksalnie więc, teraz wydała mi się sympatyczniejsza. W rzeczywistości jednak nic się nie zmieniło, wciąż była tak samo niedostępna.
Ucisk w żołądku nie ustawał. Nie mogłem przestać wizualizować sobie nasze kopulujące ciała. Nie, nie myślałem o żadnym wyrafinowanym seksie, pragnąłem jej tak, jak samiec pragnie samicę, pragnąłem tych samych powtarzalnych ruchów, aż do całkowitego zatracenia się, do przejścia w stan nirwany.
Zacząłem zastanawiać się, ile czasu potrzeba, żeby nasycić się taką dziewczyną. Po jakim czasie chciałbym wyjść z łóżka, żeby zająć się czymś innym? Czy po tygodniu nadal bym myślał tylko o seksie? A po miesiącu? Spowszechniałoby mi to? Przestałoby mi na tym zależeć?
Te przelotne spotkania wywoływały u mnie niemałą frustrację. Z "obolałym sercem" życzyłem sobie, żeby się nie powtórzyły. O dziwo, to życzenie zostało od razu zaakceptowane przez opatrzność, los, czy jakieś tam inne fatum.
Garbonosego i kruczowłosą nie widziałem już całą sobotę, a pod wieczór w niedzielę znowu "zatęskniłem". Niewiarygodna jest siła z jaką spełniają się niektóre (szkoda, że nie mogę wybrać) moje życzenia... Przy kolacji siedzieli jeden stolik dalej - ona tyłem do mnie. Znowu była w mini, ale w innej niż za pierwszym razem i miała gołe nogi.
Z tej odległości byłem w stanie usłyszeć obrywki rozmowy. O czym mogli rozmawiać? On zapytał ją o jej studia, a kiedy ona odpowiadała, on potakiwał i mówił coś, że warto się przyłożyć. Z łatwością mogłem sobie wyobrazić siebie na jego miejscu: ten sam spokojny, mentorski ton i aprobata dla jej poczynań, jakaś "mądra" rada i poczucie pewności siebie wynikające z "doświadczenia lat" i przewagi intelektualnej.
Tego wieczoru obsługiwał ich niewątpliwie najlepszy kelner w tym lokalu. Co rzadko, jego rola nie sprowadzała się do przynoszenia posiłków i odnoszenia naczyń - otaczał on swoich gości prawdziwą opieką, przy czym czynił to w sposób tak grzeczny, że czułeś się jak angielska królowa. Umiałem to docenić nie tylko ja, umiał również garbonosy. Kiedy wykładał swojej młodej przyjaciółce o "starej szkole kelnerów" poczułem z nim coś w rodzaju wspólnoty duchowej. I miałem nieodparte wrażenie, że dziewczynę w ogóle to nie interesuje. Oczywiście może to być moja nadinterpretacja, może specjalnie chcę uczynić ją głupią, żeby nie czuć się od niej dużo gorszym, ale jak bardzo głupia by nie była i jak bardzo mądry ja bym się nie czuł - wciąż czułbym się zerem umierając z pożądania i nie mogąc zdobyć się na obojętność wobec jej czaru.
Jedzenie było obfite, kolacja składała się z czterech posiłków. Mój ulubiony kelner zabierał właśnie talerze z ich stołu. Dziewczyna prawie nie tknęła drugiego dania (pewnie "dbała o linię"). Gdy zapytał, czy jej nie smakowało, w jego głosie zabrzmiała szczera troska. Dziewczyna zareagowała dosyć nerwowym usprawiedliwieniem:
- Nie, nie, bardzo dobre, tylko za duże są te porcje - powiedziała podniesionym głosem. Tak, ona z pewnością nie była w stanie docenić takiej obsługi.
- Rozumiem - kelner ukłonił się i odszedł.
To zdarzenie nasunęło na mnie chmurę myśli nieco innego rodzaju. Jakby to było żyć z taką dziewczyną? Ale nie: będąc jej kochankiem, tylko jako jej chłopak. Co może taka dziewczyna lubić? Na pewno lubi zakupy, ale jest szansa, że chciałaby je robić sama i oszczędziłaby mi tej udręki. Założę się, że uwielbia "się bawić", czyli musiałbym umieć poruszać się w takt muzyki dyskotekowej. Z pewnością lubi sieczkę, jaką serwuje nam amerykańskie kino i jakieś debilne programy w telewizji: idole, tańce z gwiazdami i inne big-brothery. Na jak długo mógłbym się zdobyć na takie poświęcenie, żeby je z nią oglądać i komentować? Do momentu, w którym wreszcie by mi "dała", czy do momentu nasycenia? A przecież jeżeli "dawałaby" tylko raz na tydzień, to nasycenie mogłoby przyjść dopiero po roku. A więc nawet, gdybym miał u niej szanse, dużo prościej byłoby zapłacić te trzy tysiaki i wyjechać z nią na weekend. Z drugiej strony, gdyby to miało być pięć tysięcy, to za taką kwotę mógłbym się i ze dwa miesiące się pomęczyć...
Zauważyłem, że chociaż zjedli już swój posiłek, wciąż nie odchodzili od stołu. To znaczy ona jakby chciała, a on wciąż rozmawiał. Choć było to całkiem absurdalne, miałem wrażenie, że jest to w jakiś sposób związane ze mną. Pewnie za dużo się na nią gapiłem. Niesamowite, że zawsze, gdy gapie się na dziewczyny najpierw zauważają to towarzyszący im mężczyźni: ojcowie, mężowie lub partnerzy mierzą mnie ostrym wzrokiem, gotowi natychmiast rozpocząć walkę w obronie swojej samicy. Ale ten był spokojny i zrelaksowany. W mojej chorej wyobraźni narodziła się więc inna myśl. A może to jeszcze większy zboczeniec niż ja? Może podnieci go, jak odda dziewczynę jakiemuś innemu facetowi? Może jej dopłaci, żeby mnie poderwała i zrobiła mi loda?
- Nie podoba mi się - powiedziała cicho. Siedziała bokiem do stołu i do mnie. Ależ miała piękne nogi! Wstali i wyszli. Skóra na jej nogach zmarszczyła się od siedzenia i przez moment widziałem jakby cellulit na jej udach, ale mięśnie szybko nabrały gładkości. Niestety! Nogi były prześliczne.
Nie miałem wątpliwości, że to zdanie było o mnie. A więc o to chodziło. Czekał na dogodny moment, żeby się jej zapytać. Po prostu był ciekawy, czy jej się podobam. Wyglądałem mniej więcej na jej rówieśnika, to pewnie dlatego.
No oczywiście, że nie było przyjemnie to usłyszeć. W pierwszej chwili powiedziałem do siebie w myślach to co chciałem powiedzieć jej: "jakbym miał więcej kasy to na pewno bym Ci się spodobał". Szybko jednak odsunąłem od siebie tę prymitywną złość. No bo, niby dlaczego miałbym się jej podobać?!
Teraz już naprawdę nie chciałem ich widzieć więcej. Ale jeszcze tego samego wieczoru dane mi było widzieć jej piękne ciało w bikini, namydlone pod prysznicem. Wciąż ją widzę jak "kąpię się nie dla mnie" i "zrasza czary swe wszystkie".