Jonsi Aniołek

Bartosz Walat

 

    Nazywam się Jonsi i mam sześć lat. Mój starszy brat ma na imię Takaja. Wraz z rodzicami mieszkaliśmy w małym domu na przemysłowym osiedlu. Zawsze bałem się otoczenia, w jakim przyszło nam żyć. Wielkie opuszczone hale i swąd fabryk towarzyszyły każdej grze w piłkę, każdym urodzinom, i nie dało się nic zrobić, by nie zapisać tych postrachów w tle zdjęć z rodzinnego albumu. Tato wiedział, że najbardziej bałem się nocnego huczenia ogromnych pieców pobliskiej huty. Zawsze gdy zachowywałem się źle, straszył mnie, że każe sąsiadowi tak ustawić maszyny, żeby warczały po dwakroć. Oj, strasznie bałem się tego huku. Mój brat miał zawsze ubaw, gdy przerażony zasypiałem po wysłuchaniu tej groźby. Takaja-sraja z niego, ale kiedyś przyrzekliśmy sobie, że zawsze będziemy o siebie dbać i nikt nie może nam zrobić krzywdy.

    Tato pracował w transporcie i jeździł wielkim tirem. Nieraz odbierał mnie nim ze szkoły, a wszyscy koledzy strasznie mi wtedy zazdrościli. Najbardziej chyba Roy, bo tylko on widział jak przed domem tato pozwalał mi samemu zapalać naszego olbrzyma. To było cudowne, choć mama zawsze się sprzeciwiała. Uważała, że powinienem rysować lub uczyć się czytać zamiast brudzić się smarem. Chyba nawet wolałaby żebym pomagał jej w ogrodzie niż współpracował z tatą. Do dziś nie wiem dlaczego, ale jak wróci z kiosku muszę ją koniecznie o to spytać.

    Do niedawna na mieście mówili, że jestem synem roboli. To strasznie nieprzyjemne. Chyba dzięki temu wiem, co to znaczy wewnętrzny ból. Nigdy nie myślałem, że będę o tym opowiadał, ale teraz muszę wyjaśnić dlaczego tamta sceneria jest już przeszłością.

    Syn sąsiada-hutnika jest w wieku mojego brata. Razem chodzili do podstawówki i nawet w albumie szkolnym znalazłem zdjęcie, na którym obaj pełnili służbę na warcie. Chyba kiedyś strasznie się pokłócili, bo odkąd pamiętam nie rozmawiali ze sobą. Takaja-sraja do wczoraj nawet nie wspominał o tej znajomości. Nie wiem czemu. Jak wrócił z nocnej zmiany to przechodząc koło mojego pokoju powiedział, że ten Antek to kawał skurwiela i jak rzeczywiście zostanie radnym to na pewno nam śmierdzielom każe wyprowadzać się z sąsiedztwa. Nie wszystko zrozumiałem z wypowiedzi brata, ale widziałem po nim jak bardzo mu źle. Myślałem też chwilę o mamie, która kochała swój ogród i chyba nie zniosłaby wyprowadzki.

    Wieczorem ze złości pognałem na podjazd sąsiada i wrzuciłem mu przez szybę młot monterski. Strasznie zahuczało.  Przez chwile zza krzaków wypatrywałem policji, ale gdy nikt nie nadjeżdżał pomyślałem, że chyba nie zauważyli tej dziury. Teraz wiem, że się myliłem.

    W nocy piec hutniczy wrzał ogromnie. Pobiegłem do pokoju rodziców i zdziwiłem się, że brat, który nigdy nie bał się tych odgłosów tulił się do mamy. Leżeliśmy na jednym łóżku, a tato się modlił. Pamiętam jeszcze tylko, że przed zaśnięciem piec zahuczał na dwa głosy.

    Teraz jesteśmy w niebie. Mama poszła kupić jakieś cukierki. Miałem trochę strachu, bo bałem się, że rodzice dowiedzą się o kluczu i o sąsiedzie, i będą źli, że tak głośno rozstroił piec. Widzę jednak, że mama jest tu całkiem szczęśliwa, więc mam nadzieje, że nie będą dochodzić przez kogo tu jesteśmy.             A Tajka-srajka jest chyba jakimś nerwusem, bo zamiast się z nami bawić w warcaby, chodzi w kółko i nadal mówi jakieś niezrozumiałe rzeczy. Ileż można wysłuchiwać o jakimś pijanym skurwielu, który wysadził elektrociepłownie? 

    Mam straszną frajdę jak tato ucisza starszego brata, bo on zawsze uważał, że to ja jestem krzykliwym smarkaczem.

Bartosz Walat
Bartosz Walat
Opowiadanie · 30 sierpnia 2008
anonim