"Morze słów, ocean milczenia" - fragment książki
* * *
- Gdzie ja właściwie jestem?
Rozchyliła dłonie i przez szparę między palcami spojrzała przed siebie.
Szara plama.
Szara plama ściany, wybetonowana podłoga, troje drzwi po lewej stronie. Tymi po prawej stronie weszła, tylko tyle pamięta. Pamięta tylko przestrzeń stromych schodów, prowadzących do piwnicy, potykanie się z bólu, kiedy zwlekali ją na dół, a drewniane stopnie skrzypiały złowieszczo.
Podnosi się z betonowej podłogi.
Nie ma pojęcia, jak długo tu leżała. Na podłodze zostają rude, zakrzepłe plamy krwi, ciało zdrętwiało od chłodu. Pod ścianą stoją trzy krzesła i stolik. Dwa są identyczne, stare i zniszczone z wysokim oparciem, trzecie ma siedzenie wyściełane tapicerką.
Siada, próbuje podciągnąć nogi, by ich nie trzymać na zimnym betonie, ale ból brzucha staje się nie do zniesienia. Natychmiast rezygnuje z pomysłu. Mimo, że oddycha ustami, czuje stęchliznę unoszącą się w powietrzu. Opiera ręce na stole, chowa w dłoniach twarz i siedzi bez ruchu, wodząc wzrokiem po mrocznej, zakurzonej piwnicy.
Pomieszczenie ma jedno, małe okienko i troje drzwi na przeciwległej ścianie.
Tymi w rogu weszła. Chyba tymi ją tu wpuścili...
Przypatruje się grubym, metalowym drzwiom, wymalowanym brązową farbą. Przypomina sobie wąski korytarz i strome schody, prowadzące na górę. W myślach odtwarza każdy zauważony szczegół.
A dokąd prowadzą drugie drzwi?
Klaudia opuszcza ręce, opiera się nimi o blat i wstaje. Mogłoby się wydawać, że czyni to z jakimś szczególnym trudem, tak jakby ktoś ogromny ciężar zarzucił jej na plecy, a ona wstaje, ledwo go unosząc.
Środkowe drzwi były zamknięte. Szarpnęła mocniej, nasłuchując odgłosów, które pomogłyby się jej zorientować, co może być za drzwiami.
Nic. Cisza. Zamek trzyma mocno.
W takim razie co jest za trzecimi drzwiami? Podchodzi, szarpie klamkę, bez trudu otwiera. Widzi białą ubikację i niewielką umywalkę.
Zaduch w pomieszczeniu robi się coraz bardziej męczący.
Stoi w milczeniu, patrzy, potem odwraca się i posta-nawia otworzyć okienko. Od zewnątrz jest ono zabezpieczone grubą kratą. Za szybą deszcz, szarość, wszystko płacze.
Klaudia próbuje przekręcić klamkę okienną. Nie potrafi. Szarpie mocniej, chcąc przekręcić ją w drugą stronę. Nie daje rady. Najwyraźniej ktoś zaplanował, by okna nie dało się otworzyć i krzykiem wzywać pomocy. Ale można wybić szybę!
Powietrza!
Oddycha pośpiesznie, z oddali dobiega szczekanie psów. Biegną w jej kierunku, zbliżają się bardzo szybko.
Odsuwa się nieznacznie od okna.
Dwa ogromne rottweilery kłapią zębami w duecie, szczekanie przechodzi w hałaśliwe ujadanie, pchają szerokie mordy pomiędzy żelazne pręty, leją ślinę z pysków, spoglądając na Klaudię rozjuszonym wzrokiem.
Dziewczyna wraca na krzesło, siada, wspiera się łokciami o zakurzony blat i przyciska rękami uszy, nie chcąc słuchać hałasu powodowanego przez psy.
- Sabinko, musisz mi pomóc - szepcze sama do siebie.
Dotąd zdarzało się jej to sporadycznie; jakieś zdanie wypowiedziane w chwilach zbytniego zdenerwowania lub szczególnej radości. Potem rozglądała się dookoła, czy nikt nie usłyszał i prędko milkła.
Ale tamto życie to już chyba przeszłość. W wylęknionej głowie rodzą się pytania, czy ma szansę opuścić to miejsce i wrócić do domu.
Zgarbiła się pod ciężarem tego, co - być może - dopiero teraz sobie uprzytomniła.
* * *
Zapadała noc, czarna noc bez księżyca i gwiazd.
Zapaliła światło. Naga żarówka zawieszona przy suficie na pożółkłym drucie dała wątłe światło i odrobinę więcej odwagi. Klaudia bała się całkowitej ciemności w tym najohydniejszym z możliwych miejscu.
Psy zmęczone szczekaniem odbiegły od okna, zostawiając na szybie ślady po oślinionych mordach.
W kącie leżał koc, na kocu porzucona reklamówka z nowo zakupioną bluzką i torebka z portfelem, a wewnątrz wszystko, prócz telefonu: papierowe banknoty, brzęczące monety, miesięczny bilet i fotografia jej syna.
Patrzył na nią ze zdjęcia uśmiechniętymi oczkami, a Klaudia poczuła, jak serce się zmienia w krwawiący od bólu kłębuszek.
O czwartej wrócił ze szkoły i nie mógł wejść do domu. Na pewno czekał pod drzwiami, martwił się, dlaczego nie odebrała go ze świetlicy i musiał wracać sam.
Do kogo poszedł po pomoc w to mroczne, deszczowe popołudnie? Koszmar, w którym dziecko musi również uczestniczyć.
Czas zwolnił bieg.
Patrzyła na zdjęcie, rękami przytrzymując bezradną głowę. Nie miała pojęcia, co robią dzieci, których rodzice nie wrócili do domu.
Marcinek powinien pomyśleć o dziadkach. Chociaż mieszkają daleko, chłopczyk potrafi wsiąść do autobusu i do nich pojechać.
Klaudia uczyła go samodzielności od najmłodszych lat. Jadąc do rodziców, pytała dzieciaka:
- Którędy mam iść na przystanek? Gdzie wysiąść?
Odpowiadał bezbłędnie, zanim jeszcze zaczął chodzić do szkoły. Teraz jest już duży, ma osiem lat.
Przystanek jest w ustronnym miejscu, ale nic złego stać się nie może. Wystarczy tych nieszczęść!
Łzy na twarzy Klaudii płynęły obfitą strużką. Przeczesała palcami włosy. Kilka centymetrów od głowy palce napotkały opór. Ubłocone kosmyki zlepiły się ze sobą. Cała była brudna. Ubłocone miała łokcie i ubranie, pokryte zeschniętą krwią ręce i twarz.
Obserwowali ją wcześniej. Że też się nie zorientowała! Owszem, na moment przed porwaniem zwróciła uwagę na grafitowy samochód z przyciemnionymi szybami. Stał z włączonym silnikiem przy krawężniku.
Ale chwileczkę! Widziała go także, gdy wychodziła z pracy! Stał przy wyjściu dla pracowników sklepu!
W głębi serca poczuła rodzący się wyrzut sumienia, ból odczuwany gdy się popełni błąd, którego można było spróbować uniknąć. Straszne uczucie. Widziała ich!
Patrzyła na ciemny, zaparkowany w pobliżu samochód, gdy wysiadła na przystanku! Nic jej nie zastanowiło! Myślała o kupnie jakiejś głupiej bluzki, w której miała iść w niedzielę na obiad!
Kupiła bluzkę, wyszła ze sklepu, auto stało teraz za skrzyżowaniem. Wyczuła zagrożenie dopiero, gdy stanął przy niej Adam. Coś jej zaszeptało do ucha, że należy się bać.
Uczyniła gest głową, ruch ręką.
Ktoś stał z tyłu. Czuła obecność tego kogoś, zanim przytknięto jej do twarzy zwitek gazy.
Dobry Boże... co oni wymyślili?
Jedyną nadzieją jest Sabina. Musi pomóc! Stało się coś złego, ale przecież można jeszcze wszystko naprawić! Są siostrami. Nie może jedna drugiej rzucić na pastwę losu!
Tak nie wolno...
* * *
Nadeszła noc ciemna i straszna.
Unikała patrzenia w czarną, bezgwiezdną przepaść nieba. Obmyła się byle jak w umywalce pod strumieniem przeraźliwie zimnej wody. W szybie spojrzała na odbicie swojej twarzy; opuchnięta, galaretowata masa. Paskudny widok.
Chłód.
W pomieszczeniu jest tylko koc. Koc, betonowa podłoga, trzy krzesła. Jeśli zestawi je razem, będzie mogła się położyć.
Jest zmęczona, przemarznięta i głodna.
Zestawia razem krzesła, tworzą krótki rządek. Kładzie się na nich, okrywa kocem.
Dalej zimno.
Leży. Nogi zwisają w powietrzu pozbawione oparcia.
Nie potrafi zasnąć.
W głowie lęgną się złowieszcze myśli, analizuje dzień, który niespo-dziewanie, o piętnastej czterdzieści zatrzasnął się w grafitowym samochodzie z przyciemnianymi szybami.
Z oczu jedna po drugiej zaczynają wypływać łzy. Płacz przekształca się w szloch, krzyk i głośne zawodzenie.
Tu może się wydzierać, tu nikt jej nie usłyszy.
* * *
postanawia
'niespo-dziewanie'
niespodziewanie
`i troje drzwi na przeciwległej ścianie.` (drzwi są raczej `w ścianie` a nie `na`).
mam mieszane odczucia. fragment chyba niefortunnie dobrany. mało się tu dzieje, jedyne czego się dowiadujemy, to że bohaterka została porwana i że szuka drogi ucieczki. moim zdaniem powinnaś wstawić dłuższy fragment - wtedy może mielibyśmy okazję zobaczyć, jak radzisz sobie z prowadzeniem żywszej akcji.
samo urodzenie dziecka (prozy) nie wystaczy
trzeba jeszcze nim się interesować...