Pięc Kolorów

Shym

     Osiedle robotnicze. Stare poniemieckie kamieniczki, ustawione szeregowo na trzech ulicach. Kolor -betonowy. Na niektórych ścianach sztuka, będąca autentycznym wyrazem życia miasta - graffiti, uprawiane przez miejscowych dresiarzy. Pod ekspresyjnymi malunkami napisy. Ktoś kogoś wysyła do gazu, ktoś karze Rumunom wypieprzać z Polski. Niemiecki duch nacjonalistyczny inkarnowany w ścianę nośną. Nośną nacjonalizm. I sztukę, ale Adolf zanim stał się Hitlerem uprawiał akwarelę.
Stoję przed drzwiami jednego z tych domów. Przypalone papierosami przyciski domofonów. Drewniana klatka schodowa. Idę na samą górę. Zielone drzwi. Przedsionek nadziei. Nim zdążyłem zapukać, drzwi same się otworzyły.

 

- Skąd wiedziałeś, że przyszedłem?
- Schody. Te schody skrzypią, gdy ktoś idzie - mówi B.

 

Ranek. Najlepszy czas na uchwyceniu światła i pierwszą kawę. Rozglądam się po pokoju. Byłem tu setki razy a mimo to za każdym razem, mam wrażenie, że jestem tu po raz pierwszy. Mała kanciapa. Piekło klaustrofobików. Od południa i wschodu po jednym oknie. Przy jednej ze ścian biurko z komputerem. Rozkładana kanapa, dwa krzesła. I wszędzie obrazy. Na ścianach i pod ścianami. Schowane za kanapą i oparte o krzesła. W powietrzu zawsze czuć zapach terpentyny.

B. robi kawę
- cukru nie ma - wyszedł.

Jest coś specyficznego w tym jak B. zalewa wrzątkiem fusy. W tym jak trzyma czajnik i pochyla go nad kubkiem.
- Za pół godziny powinna przyjść.

B. jest wysoki i chudy. Ma ogoloną głowę i rudawą bródkę. W uchu i w brwi po kolczyku. Duże zielono-niebieskie oczy, przez które zawsze wygląda jakby był zdziwiony. Jego twarz jest dwudziestosiedmioletnią bibliografią zdarzeń. Skrzywiona przegroda nosowa - pamiątka po bójce. Blizna nad lewym łukiem brwiowym. I jeszcze to coś, co jest trudne do uchwycenia. To coś, co mówi, że nie do końca jest tak, jakby się chciało. B. jest ubrany w swój strój roboczy: stare trampki, wytarte spodnie, poplamione farbą i pomarańczowy t - shirt.

 

Przychodzi Ona. Niewysoka, drobna, jasne włosy, lekko zadarty nos. Zawsze mówi cicho, urywa w pół zdania zawieszając głos, jakby nie wiedziała w jaki sposób je skończyć. B rozkłada białe prześcieradło na łóżko i ustawia światło. Ona w tym czasie rozbiera się. Nie wstydzi się swojej nagości. Ma bardzo jasną skórę bez różowego odcienia, tak charakterystycznego dla Słowian.

- Usiądź i oprzyj się o ścianę. Podkurcz nogi. Tak. Dobrze.

Ona patrzy przed siebie. Wzrok ma pewny i mocny, co dziwnie kontrastuje z jej dziecięcą twarzą. Siedząc w pozycji embrionalnej wygląda jakby wróciła do łona matki. I niewinności. Zastyga.

B. ustawia blejtram na sztaludze. Białe zagruntowane płótno. Świat w jego obrazach składa z 3 podstawowych barw: czerwieni, żółcieni i błękitu oraz dwóch barw korygujących - bieli tytanowej, bo nie wszystkie barwy mogą być jednakowo intensywne oraz czerni - do łamania i przygaszania kolorów. Przez dłuższą chwilę patrzy na nią.

Karmin i błękit z przewagą pierwszego daje fiolet. Po dodaniu do niego żółcieni kadmowej otrzymujemy ugier. Kolor rozgrzanej ziemi. B dodaje do tej barwy terpentyny, by kolor był bardziej transparentny. Robi podmalówkę. Podmalówka to swego rodzaju fundament obrazu, półprzeźroczysta farba, nałożona na całość blejtramu. Następnie dodaje do ugru odrobinę czerni i trochę więcej karminu. Tą barwą maluje szkic. Stopy, nogi, ramiona, owal twarzy.
Jest bardziej mężczyzną niż kobietą, ale po chwili w okolicach żeber pojawiają się zarysy delikatnych krągłości. Androgeniczny twór staję się kobietą. Zaczyna się okres dojrzewania. Lekkie linie przejścia w miejscach krągłości. Jej ciało rośnie, pięknieje. Zaczyna kusić, choć cały czas jest niewinna. Święta Madonna z płócien renesansowych mistrzów. Bogini o dwóch sterczących relikwiach.

Bóg rozpoczął stworzenie świata od rozświetlenia ciemności. B tę ciemność musi stworzyć by ją potem rozświetlić. Zimne kolory oddalają i tworzą cienie. Cieple barwy przybliżają, podkreślają wypukłości. Ochra mocna: żółty, biały, błękit i odrobina karminu. Pojawiają się cienie. Jej ciało staje się bardziej dumne. Plamy zimnej farby w okolicach ramion, zgięć łokci, nadgarstka. Zimno jej kobiecości. B co chwile do wyjściowej barwy dodaje innych kolorów, otrzymując w ten sposób półtony. Cieple żółcienie, róże i rozjaśnione ugry ogrzewają, przytulają się do jej piersi i dekoltu. Rozgrzana szyja, uda, palce. B półtonami tworzy jej delikatne mięsnie, bo ciało nie może być wieszakiem, na którym ktoś niedbale zawiesił skórę.

Ciało nie składa się z odrębnych elementów. Wszystko jest ze sobą połączone. Palce u stóp lekko wygięte ku kurze, dają sygnał mięśniom podudzia do napięcia. Ręce są swobodnie opuszczone. Łokcie połączone z przedramieniem, te z kolei z barkami. Piersi przyssane do klatki piersiowej. I stało się ciało. Jej cielesność zaczęła istnieć.

Twarz jest najdelikatniejsza. B bierze czysty pędzel, wyciska z pięciu tubek farbę. Po jednej stronie miesza kolory na partie ciepłe, po drugiej na zimne oraz po kilka półtonów do każdej grupy. W kilku miejscach nakłada farbę. Szkicuje jej zadarty nos, kości policzkowe, zarys ust, linie czoła. Jeszcze przed chwila puste oczodoły, stały się zielonymi oczami. Nakładając na przemian ciepłe i zimne barwy otwiera jej powieki. Rozbielonym karminem dotyka jej ust. Brązem (karmin i zieleń, która powstała z żółci i błękitu) zarysowuje jej brwi.
B odkłada pędzel i zaczyna dotykać jej twarz palcem. Łączy barwy, tworzy przejścia. Najdelikatniejsza pieszczota. Łaskotanie po policzkach. Nozdrza są lekko rozchylone, drżą. Ma się wrażenie, jakby to były skrzydła motyla, który zaraz odleci.
B zaczyna malować włosy. Delikatny puszek w okolicach czoła w chwile później zmienia się w długie włosy spadające na ramiona. B używa kilkunastu odcieni żółcieni, brązów i ugrów. We włosy wplata jej błękity i zielenie. Pędzel dotyka całego jej ciała, zielenie, fiolety i błękity, skrzą się małymi plamkami.

Gdy jeden z najsłynniejszych impresjonistów - Renoir do malowania ciała użył zieleni i fioletów, krytycy zarzucali mu, że to ciało w rozkładzie. Ale skóra nie istnieje sama, jest lustrem wszystkiego co znajduje się wkoło. Zielonkawej ściany i bordowego fotela. Tak samo jest z bielą. W naturze nie ma czystej bieli. Nawet śnieg błękitnieje, odbijając niebo. Sprzężenie zwrotne barw i istnień. Symbioza i wzajemne oddziaływanie. Ona tez nie może istnieć sama, w próżni.

B wstaje od obrazu, Ona rozprostowuje po raz kolejny zdrętwiałe ciało. B idzie zrobić coś do jedzenia, nie pozwala jej patrzeć jeszcze na obraz. Jest nieskończony. Ona się ubiera, choć jej nagość przestała istnieć, jakby nie było grzechu pierworodnego. Rozmawiam z nią, zapalamy papierosy. Słuchamy kontrkulturowej muzyki lat sześćdziesiątych. Wraca B, jest herbata i ryż z owocami. Prozdrowotnie. B opowiada o swoim drugim życiu, którego cezurą jest godzina 20. Z artysty zmienia się w rzemieślnika. Pracuje na nocna zmianę w fabryce. Robi materace. Ze sztuki trudno wyżyć a jeść cos trzeba. B jest rozczarowany, mówi, że dyplom z ASP nic nie znaczy. Jeśli dobrze pójdzie, Ona zostanie sprzedana na Allegro za kilkaset złotych, a jeśli nie, to trzeba będzie znaleźć dla niej jakieś miejsce na ścianie.

Po zjedzeniu obiadu B wraca do sztalugi a ona siada na prześcieradle. Tym razem ubrana. B mówi, ze chodzi mu tylko o ukształtowanie draperii pod wpływem ciała. Na obrazie pojawia kawałek kanapy przykrytej prześcieradłem. Biel nie jest bielą, ulegamy złudzeniu optycznemu. B maluje tło szybkimi ruchami pędzla. Przestrzeń się zawęża. Barwy tła są delikatne, nie mogą zawładnąć nią, bo to ona jest dominantą obrazu. Kiedy B się podpisuje na dworze jest już ciemno.

- Naprawdę w ten sposób mnie widzisz?
- B. przytaknął głową.

Jest 19. B myje pędzle, zakręca tubki farb. Ona otwiera okno, żeby smród terpentyny wywietrzał, choć i tak będzie czuć. B wychodzi i wraca po chwili, bez umazanej farbą twarzy i przebrany. Ubieramy się. Gasimy światło. Wychodzimy na zewnątrz. Na rogatce żegnamy się z nią. Stoimy na przystanku. B opowiada, że nocna zmiana trwa do 5 nad ranem. Cała noc przygotowuje komuś podwalinę pod dobry sen. Gdy będzie wracał, inni ludzie będą szli do pracy a on położy się spać.

- Dziwne to wszystko � mówi B i wsiada do autobusu.

 

Shym
Shym
Opowiadanie · 9 września 2008
anonim
  • .
    'Pięc Kolorów'
    Pięć Kolorów

    '- Skąd wiedziałeś, że przyszedłem?
    - Schody. Te schody skrzypią, gdy ktoś idzie - mówi B.'
    a dalej:
    'Byłem tu setki razy...'
    jak był setki razy, to już dawno powinien wiedzieć, że schody skrzypią ;)

    '- cukru nie ma - wyszedł.'
    - Cukru nie ma - wyszedł.

    'Androgeniczny twór staję się kobietą'
    Androgeniczny twór staje się kobietą

    'wygięte ku kurze'
    o, to i kura tam była? ;)

    'przed chwila'
    przed chwilą

    'w chwile'
    w chwilę

    'wszystko � mówi'
    wszystko - mówi

    uwaga ogólna:
    be z kropką (B.) od połowy tekstu już się jej pozbywa (B)

    lubię teksty o artystach
    chociaż ten jest głównie o procesie tworzenia obrazu
    i trzeba przyznać robi to w sposób bardzo profesjonalny
    nie wiem tylko czy dla wszystkich interesujący

    sztuka malowania niezbyt przełożyła się na sztukę pisania
    i brzmi to trochę jak rozdział z podręcznika dla malarzy amatorów


    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    plastyczne, dobrze się czyta tę uchwyconą w locie pół- impresję a pół-reportaż z jednego dnia artysty.
    nie puścimy tego tekstu, jeśli się nie przyłożysz i nie poprawisz wszystkich psujących efekt literówek. jest ich bardzo dużo i nie tylko te, które wymienił Kropek...

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    tajemna
    Autor nie daje znaku życia... Jeśli do jutra nie będzie żadnego odzewu odrzucę tekst, najwyżej wstawi go jeszcze raz, już bez błędów. ;)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    hayde
    jestem trochę zazdrosna o B., które przewija się przez moje własne teksty :P

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    Trudno, nie ma znaku życia od Autorki i nie ma koniecznych poprawek. Tekst nie zostanie teraz opublikowany. Przykro mi.

    · Zgłoś · 16 lat