Może wszystko to, co się działo do tej pory, było iluzją. Często pytała siebie samą, czym jest rzeczywistość i świadomość. Wiara w magię czyniła ją słabszą. Pragmatycy, empiriokrytycy i racjonaliści; wszyscy drwili z niej, gdy ocierała się o metafizykę w każdej swej wypowiedzi. Celebrowała sny i marzenia. Kochała wszystko rozkładać na czynniki pierwsze, dociekać , szukać. Lubiła przesiadywać na ławce, bynajmniej nie z nudów. Ona patrzyła, bo chciała dostrzec i zbliżyć się do Tajemnicy.
W garści mirabelki, w głowie pestki, z których kiełkowały, co raz to nowe myśli. Pędy owijały się, zakleszczały, zahaczały. Ona je pielęgnowała. Byłaby wybitnym ogrodnikiem.
Wędrowała po niebie. Dziennym i nocnym. Dotykała gwiazd, skakała po chmurach, obejmowała promienie słońca. Bez zabezpieczenia. Chciała spadać z godnością, z odwagą, a może nawet etykietą naiwnego głupca. Czasem paraliżował ją strach, że spadając z firmamentu własnych marzeń, złamie sobie kark, lub co gorsza serce. Wolała śmierć od paraliżu. Krótkotrwałe śmierci co odrywały ją od chodnika codziennych spraw...