Już leżę w łóżku, jak zwykle wiercę się, przewracam z boku jednego, na bok drugi, żeby w końcu wylądować na brzuchu. Przekręcam poduszkę, bo głową już ogrzałem ją nazbyt. Hałas szuranie, skrzypienie drzwi, którego nie słyszy nikt w domu, oprócz mnie. Zresztą, nawet gdybyście stanęli przy drzwiach, to byście nie usłyszeli. To słyszy moja podświadomość.
Wychodzę z łóżka i widzę mojego ojca, który zataczając się na schodach ze spuszczoną głową wspina się na górę. Smród alkoholu. A tata poobijany, znowu. Mam tylko pieprzone sześć lat, znowu mam to siedem, czy osiem. Nie czuję się niewinny.
Słyszę moją matkę jest młodsza, niż jest teraz, bo teraz jest starsza, niż była wtedy, kiedy tak wyglądał każdy wieczór. Mój brat śpi w kołysce, ma ze dwa lata, niedługo mają go przenieść do mojego pokoju, więc już nie będzie mój, a nasz.
Mój ojciec wchodzi, mama wbiega po schodach i jednym ruchem ręki zgarnia mnie do pokoju, krzyczy na ojca ledwo słaniającego się na nogach.
Jest ciemno, pada śnieg.
Jest dokładnie tak, jak dzisiaj, ale to ja jestem pijany i słaniałem się na łóżku, kiedy trzeźwy tata, mama i brat, który mieszka w pokoju obok, już śpią.
Słyszę, jak płaczę, łzy i krzyk małego dziecka. Tata otwiera drzwi mojego pokoju, patrzy się na mnie dzikimi, pijanymi oczami. Wrzeszczy na moją matkę. Ale wrzeszczy przez łzy wyrzutu do siebie. „Widzisz, co narobiłaś?".
Płaczę, próbuję ukryć twarz, ale widzę, że nie mogę. Podłoga skrzypi, ojciec ciężko oddycha. Słania się na nogach. Ma złamany nos, podbite oko, rozkrwawiony łuk brwiowy.
A ja płaczę.
Za oknem pada śnieg, jest ciemno, pewnie jest zimno.
Jest.
Lato.
Siedzę skulony z tyłu radiowozu. Moja mama z dwoma policjantami stoi przy furtce i patrzy, jak mój ojciec grozi, że skoczy, jak do niego nie wróci. Jest w samym szlafroku.
A koledzy jeżdżą na rowerach i patrzą. Udają, że mnie nie widzą. Patrzą na ojca i sami się wstydzą, że patrzą. A ja mam to siedem, osiem, czy dziewięć lat.
Krzyki na ulicy. Gdzie to pieprzone wspaniałe dzieciństwo.
Tato, pamiętasz, jak na sankach byłeś pijany i przez cztery godziny jeździłeś z nami? Z Pawłem i ze mną? To były wspaniałe sanki. Najlepsze w moim życiu.
I w końcu przyznał, że ma problem. To była jesień. Już nie chciał pić, po tym, jak trzy razy karetka musiała mojego tatę odratować. I już nie pije, a teraz jest wiosna, tata przepił 33 rok życia. Ale 39 okazał się być ratunkiem.
I kocham tego mojego ojca.
Dziś to ja jestem pijany i wiercę się w łóżku i nie mogę spać. Bo to skrzypienie, szuranie, tupanie, krzyk przeziera się przez moją świadomość. Oczami widzę tamtego chłopca, który płakał, bo tata pił.
Pijany
Pijan
Pija
Pij. Nie.
padłam na buźkę.
"a tera jest wiosna" - "z" celowo zjedzone?
Choć styl jest szkolno - raportowy, zdołał mnie poruszyć. Odrzuciłem wszystkie niedoskonałości formy i pozwoliłem się dotknąć wypowiedzianemu przez Ciebie żalowi. Zobaczyłem opisywane sceny. To plus.
Jestem za warunkową publikacją.
że Burek nie odczytał intencji ;)
wieczór wyglądał, a nie matka każdego wieczora