1
Z charakterystycznym dla siebie pląsem i nie omieszkawszy rzucić szyderczych spojrzeń w stronę mijających go dam,
Snarcks wpadł lekko podchmielony do miejscowej kafeterii. Ruszył dziko w stronę pierwszego wolnego stolika, odrzucił
krzesło i rozsiadł się wygodnie. Przymknął oczy i począł leniwie rozmyślać nad swoją ulubioną pozycją. Minęły
jednak czasy kiedy to określał ją liczbą z zakresu 1-69.Ulubioną pozycją była dla Snarcks'a pozycja stracona. W
czasie gdy smutna menstruantka przyniosła mu kartę zapełnioną ponad setką koszmarnie brzmiących deserów ("Górski
afrodyzjak niedźwiadka","Poezja gruszkowych sentymentów" czy też "Śliwkowy uśmiech nieznajomej"), próbował w
jakikolwiek sposób uszeregować ciąg idiotycznych sytuacji, w których w ostatnim czasie miał wątpliwą przyjemność
uczestniczyć.
Samo zniknięcie kadrowej z firmy "Bayonville" zajmującej się produkcją miedzianych bolców do wysoce nowoczesnych
i wyspecjalizowanych maszyn, których żaden pracownik (ani nawet sam szef, o ile w ogóle można było go jeszcze zobaczyć)
ani nie rozumiał,ani też nawet na oczy nie oglądał, nie było niczym szczególnym. W ostatnich tygodniach tysiące
kadrowych na całym świecie poczęło znikać, pozostawiając po sobie personalny chaos oraz kawałki jaskółczych skrzydeł
(początkowo branych za kawałki karnawałowych masek po balach i przyjęciach kostiumowym urządzanych przez personel po
zniknieciu pań). Tak więc samo to wydarzenie nie stałoby się przełomem w dziejach Potestates City, gdyby nie pojawienie
się w mieście sprzedawcy aniołów. Wystawił się raz na miejscowym targu sprzedając po kilka fortisów małe fioletowe
nasionka, mieniące się srebrzystym blaskiem. Laickie społeczeństwo nie zainteresowało się jednak zaściankowym
sprzedawcą w zgniłozielonym polonezie.Niepokonaną konkurencją stała się hodowlna eksplodujących pomarańczy i
samożąglujące sie piłki.
I właśnie kilka nasion aniołów Snarks obracał między palcami w kieszeni swojego zamszowego płaszcza. Zamówił ciemną,
gorącą czekoladę i bez cienia namysłu wrzucił do niej fioletową pesteczkę. Na powiechrzni napoju utworzył się z
początku malutki bąbelek, zamieniwszy się jednak szybko na ogromną bulwę, która niebawem wydała z siebie ospałe "PYK!".
M85
Madriel
Madriel
Opowiadanie
·
29 października 2008
dobre otwarcie, ale nie wyśmienite
czuję, że możesz mnie kiedyś zachwycić