Grabie Gabriela

hrabina

  

 

 

Kiedyś trawa zalśni zielenią i grabie Gabriela poczują się znów młode. Gabriela miały wyobraźnię, od urodzenia w hartowanych żeliwnych szpikulcach rosły obrazy. Po prostu powstawały nie wiadomo skąd. Grabie urodziły się w średniodużej fabryce , zbudowanej na planie falującego prostokąta. Pierwotnie fabryka miała kolor biały i wyrabiano w niej flagi państwowe i chorągiewki . Na zamówienie tkano i wyszywano sztandary dla Bractw Strzeleckich i Stowarzyszeń Wielbicieli Pieśni Żałobnych. Zresztą asortyment był szerszy na wiosnę, gdy nici były świeższe, pulchniejsze i pachnące zmęczoną po zimie ziemią. W międzyczasie wybuchła wojna. Obiegła cała ziemię i zakończyła się. Stare państwa rozpadły się, a na ich miejsce powstały nowe. Stare flagi straciły sens i życie. Po szybkim kursie przekwalifikowały się, i kusiły kolorami w butiku „Świat szmat".  Fabrykę przemalowano na zielono. Wielki szyld krzyczał „Wyroby żelazne  Dmuchawa & Syn ewentualnie w zastępstwie Dmuchawowa & córka"  Wiktor Dmuchawa kochał się w żelazie od dziecka. Gdy miał pięc lat, w czasie zabawy na złomowisku, siedmiocentymetrowy gwóźdż z mosiądzu przebił mu czaszkę i utkwił w mózgu. Dmuchawa był dumny ze swego mózgu i gwoździa, z syna czasami też. Zatopił się myślami w metalu. Owocem wizji była żelazna fabryka. Dmuchawowa nie cierpiała wszystkiego co lśniło niebieskim zimnym blaskiem. Żelazny dmuchawiec, podarunek od młodego, zakochanego Dmuchawy zakopała w piwnicy, bo tak robią w filmach grozy. Nawet nożyczki miała drewniane, patelnie z zamszu i jednorazowe świeczki. Dmuchawowie byli zwyczajni i zamożni.

Grabie Gabriela urodziły się 2 stycznia o 11:03 w piatej hali. Dostały numer 3429574 i stygły pięć godzin. Zostały pomalowane na zielono, nadziane gwałtownie na drewniany trzonek i rzucone na stertę braci i sióstr. Trzonek wytoczony był z drewna sosny, ale nie patagońskiej lecz naszej, zwykłej. Grabie Gabriela otworzyły żelazne oczy po godzinie, i stwierdziły ze są inne. Numer ewidencyjny nie był w stanie określić ich osobowości. Stwierdziły że czują się kobietą i nazwały się Gabriela. Na trzonku nalepiły sobie reprodukcję drzeworytu Durera „Melancholia" . Zamyślony piękny anioł, sen , geometria i lampy jarzeniowe. Nieokreślona tęsknota przykuła je do aluminiowej półki. Grabie Gabriela chciały mieć skrzydła. Pobiec gdzieś daleko i opowiadać historie na rynkach w małych miateczkach. O zapachach smaru, gorących kabli, geometrii, aniołach i melancholiach zastygłych w zielonych tynkach i mleczach. Były utalentowane i wiedziały o tym. Za każdym razem gdy grabie porzucają marzenia dla liści, wszechświat się kurczy o 4,25 lat świetlnych. Niby nic a gwiazd ubywa. Kolorowe mgławice i majestatyczne galaktyki spiralne nikną niepostrzeżenie z oczu teleskopom. Czas to pieniądz. Pieniądz to czas. Liście brudzą jesień. Należy zgrabić liście, posprzątać śmieci. Aspiracje i przemyślenia  narzędzi ogrodniczych nie sa znane ludziom, a szkoda, bo na przykład sekatory sa bardzo spostrzegawcze i potrafią zgrabnie ucinać głupkowate monologi. Od metalowych istnień moglibyśmy się dużo dowiedzieć i nauczyć. Ale się nie dowiemy i nie nauczymy. Grabie Gabriela kupił mężczyzna w czapce i kurtce nieokreślonego koloru. Wiosną i jesienią grabią zeschłe trawy, kamienie i patyki. Po pracy piszą po piachu i mokrej ziemi wszystkimi palcami jednocześnie. Pozostawione same sobie, kreślą zawiłe wzory swej żelaznej, kolorowej melancholii. Historie  dla rozpalonego nieba, motyli i buraków cukrowych. Reprodukcja na trzonku wypłowiała.  Mały człowiek, syn człowieka w czapce, złamał trzonek grabiom, dwunastego marca. Szkodnik. Grabie Gabriela zmalały i staciły na atrakcyjności. Pozornie. Ich piękna ,wielka  metaliczna dusza  pozostała nienaruszona. Nie zgasło ani jedno słońce, galaktyki nadal czarują nietkniętymi ciałami. Ludzka cywilizacja dąży do bliżej nieokreślonej perfekcji. Kocha się w układach scalonych i prostownikach. Krzywiki wyszły z mody jakieś dziesięć lat temu. Załączam prostownik korygujący .Kiedyś w przypływie zimowego zniechęcenia, grabie Gabriela przestały drapać po zamarzniętej sporej kałuży. Nie dokończyły sonetu o uśmiechniętych radarach. Szyderstwa oliwiarki wytrącały je z równowagi. Posępne obcęgi nie dodawały otuchy. Gabriela upadły na duchu i na zmrożoną ziemię. Była zima, zapanował zastój. I stało się to, co mogło się stać. W sektorze osiemdziesiątym czwartym, w galaktyce Plebejskiego Sygnetu, w samym rogu rozrzedzonego gwiezdnego pyłu, zdychał powoli Niebieski Olbrzym.

hrabina
hrabina
Opowiadanie · 30 października 2008
anonim
  • ataraksja
    Przedziwna mieszanka - coś jak mityzujaca Tokarczuk przyprawiona Lemem.
    Niebieski Olbrzym powoli zdycha, ale co z Gabriela grabiami? Niedopowiedzenie celowe? Brakuje mi tu jakiegoś mocniejszego akcentu naprowadzającego na ścieżynę nadziei, że Gabriela np. po złamaniu trzonka stały się grabiami Gabriela. Archanioła :)

    Poczekamy na opinię drugiego opiekuna, a Ty hrabino przyjrzyj się tekstowi i popraw literówki. Przydałoby się też jedno "się" (`Od metalowych istnień moglibyśmy dużo dowiedzieć i nauczyć.`)

    · Zgłoś · 16 lat
  • Kuba Nowakowski
    ciekawa wprawka.
    lubiłem podobne pisywać w liceum... to były czasy...
    Jestem za publikacją.

    · Zgłoś · 16 lat
  • ataraksja
    zatem z przyjemnością winduję do czytelni.

    · Zgłoś · 16 lat