Zona

steel_diamond

Bylo to pewnego letniego wieczora. Wracalem do domu w stanie wskazujacym na spozycie i nabieralem szerokich zakretow starajac sie nie wywedrowac do pozycji horyzontalnej. Obok mnie szla kolezanka trzymajac sie kurczowo mojego ramienia. Nie byl to idealny pomysl zwazajac na totalny brak blednika w moim mozgu, ktory utonal gdzies po 10 szklance czystej. Kolezanka rowniez gonila nas w rozpaczliwym maratonie jednakze jej picie zakonczylo sie na stukaniu fajki pod zaslonka i mamrotaniu co chwile "Jeeezu..kto mi narobil do czapki". Szlismy jeszcze z jednym kolega ale zgubil sie gdzies po drodze (tak a'propos to odnalazl sie 2 dni pozniej na dworcu w Gdansku). Zdecydowalismy, ze nie mozemy isc do mnie bo nie mam kluczy a dzieki Bogu bylo cos kolo 3 w nocy, ani do niej bo jej ojciec zrobilby mi z tylka sredniowiecze. Skrecilismy w slabo oswietlona uliczke i wparowalismy do mojego kolegi. Weszlismy przez chyba wiecznie otwarte drzwi domku i odnalezlismy go probujacego zrobic sobie kanapke na calkiem niezlym haju. Otworzylem drzwi wlasnie w momencie gdy jego rece i widelcowi udalo sie znalezc w tej samej szerokosci geograficznej. Przestraszony biedak upuscil widelec i popadl w zadume

"Te...ja cie znam...te no..."

Usmiechnalem sie oblednie i rzucilem mu imie

"Ta...no wlasnie...wiedzialem...spoko...nie widziales widelca?"

Posadzilem go razem z kolezanka na kanapie (znowu okazalo sie, ze alkohol sie mnie nie trzyma- biedny dywan ale to z wysilku) i wrocilem do kuchni w poszukiwaniu czegos zimnego i w plynie. Znalazlem otarta butelke mineralnej w lodowce i wypilem kilka lykow. Juz lepiej. Spojrzalem po kuchni, ktory wygladala jakby ktos staral sie ja zdemolowac w stylu poznego wandalizmu i wyszlo mu calkiem niezle. Po zjedzeniu plastra zimnej pizzy przyklejonego do talerza podreptalem do znajomych. Wszedlem w momencie gdy kolega staral sie zdjac kolezance spodnie uzywajac jednej reki a ona lezala w ciekawej pod wzgledem anatomicznym pozycji. Popatrzylem przez chwile na ich starania proseksualne i stwierdzilem syndrom "gwaltownego braku bazy" i poszedlem do sypialni. Czesc ubrania gubilem po drodze wiec do pokoju dotarlem w jednym bucie, bokserkach i w znalezionej po drodze czapce Jets'ow. Wskoczylem z rozpedu do lozka i...chybilem okrutnie uderzajac w porecz.

"Kurwa mac..co jest...o kurwa moj leb...zeby szlag..pierdolic...jeej..ahh.." rzucilem absolutnie nie wesolo. Nagle katem przepitego oka zobaczylem poruszenie w poscieli i glos kobiecy lekko belkotliwy

"No co...nie umiesz trafic do lozka? "

Popatrzylem na lezace na lozku cialo i stwierdzilem, ze bylo to cialo pierwszej klasy, takie ktoremu normalny facet nie mogl zarzucic nic o zadnej godzinie.

Lapiac sie poreczy wslizgnalem sie na koldre i skupiajac wzrok staralem sie wygladac na malo pijanego.

"Nie jestem u siebie to i nie wiedzialem, ze jest tam balustrada..znaczy porecz"

Cialo unioslo glowe i spojrzalo na mnie swoimi szarymi oczami

" Ty nie jestes Igor?"

"Zdecydowanie nie. Ostatnio w lustrze bylem tylko ja"

Usmiechnela sie lekko i spojrzala na mnie wzrokiem typu "po ile to mieso?"

"Dooobra..wlaz pod koldre. Chce spac...a musze sie przytulic do kogos."

Rzeczywiscie wygladala jakby potrzebowala przytulenia. Unioslem koldre rzucajac okiem na ksztaltne nieduze piersi. Polozylem sie obok i przytulilem sie do niej. Objalem ja ramieniem a ona wtulila sie we mnie. Nie pamietam jak zasnalem ale spalem jak zabity.

***

Czasami stwierdzam, ze lepiej przypalac niz pic. Wystarczy rano spalic odrobine i juz kac moralny znika. Kiedy otworzylem oczy zmowilem modlitwe do producentow zaluzji i dyskretnie popatrzylem na bok. Ciala juz nie bylo. Spojrzalem w druga strone i o dziwo znalazlem butelke niedopitego piwa. Radosci nie bylo konca. Zwietrzalem czy nie ,plyn to plyn. Delikatnie osunalem sie na podloge, brak dywanu bywa bolesny. Zszedlem po schodach zauwazajac po drodze moje ubrania w miejscu gdzie je zostawilem. Kolega lezal w dalszym ciagu na kolezance, tyle ze juz bez ubrania. Wszedlem do kuchni...wiadomo lodowka = napoje lub tez kran. W kuchni siedzialo cialo. Mialo na sobie niesamowity szlafroczek ala Chiny. Usmiechnalem sie spod kaca i powiedzialem w miare normalnym glosem

"Czesc. Jak sie masz? Masz mowe cos do picia? Moze jakis wyrob alkoholopodobny?"

Popatrzyla na mnie, wciaz pozbawionego ubrania za wyjatkiem bokserek

"Na ktore pytanie mam odpowiedziec?" i pokazala mi taboret.

Usiadlem ciezko i wpatrujac sie w nia a w szczegolnosci w zarys sutkow pod szlafrokiem odpowiedzialem

"Wszystkie."

"Aha.. Igor to swinia, znowu sie nacpal i zerznal jakas zdzire w goscinnym. Mam sok pomaranczowy a kolo kosza na smieci stoi caly Smirnoff."

"Dzieki" powiedzialem, juz w chwili gdy robilem sobie drinka. " Co do tej zdziry to ja ją przyprowadzilem, wielkie sory ale nie moglem go odkleic bylem za bardzo w stanie."

"Nie ma sprawy. Powiedz mi jestes kolega Igora?"

"Tak a ty? Wiesz widzialem wiele jego dziewczyn ale ciebie widze pierwszy raz."

"Ja" usmiechnela sie wyjatkowo ponuro "Jestem jego zona"

Skrzywilem sie parskajac plynem dookola

"Cholera...co za pomylka. Przykro mi nie wiedziale."

"Mi jest bardziej przykro"

Rozmowa jak potoczyla sie dalej wyjatkowo sie nie kleila. W koncu zdecydowalem sie na powrot do domu. Odespalem w kilka godzin cala wesola noc uprzednio przygotowawszy Andrew's Anserws. Spedzilem reszte dnia siedzac i ogladajac telewizje. Wieczorem prawie zdecydowanie odmowilem opalenia fajki z kolega. Posiadajac nowe oblicze chumoru usiadlem na lawce przed blokiem znajomego odprezalem sie ogolnie. Spalilem malo, ot tyle by sie wyluzowac. Nagle zadzwonil telefon. Siegnalem do kieszeni i wyluskalem go.

"Slucham?"

"Czesc. To ja Karolina."

"Ktora Karolina. Mozesz podac cos dokladniej?"

"Zona Igora."

"Uhh..ahh..no tak..czesc..wiesz nie spytalem sie o twoje imie."

"Nie ma sprawy , pamietam twoj stan. Co teraz robisz?"

"Nic konkretnego. Siedze ze znajomymi i gawedzimy sobie."

"A ja mam ochote skoczyc na kawe."

W mojej glowie cos zaczelo switac

"Tak, wiesz...moze przejechalabys sie ze mna do Literackiej na malibu?"

"Z mila checia...bede czekala na przystanku kolo placu..kolo przychodni."

"Bede o 5. Moze byc?"

"Moge sie troche spoznic."

"zaczekam." zapewnilem

"To fajnie. Do narazie. Pa"

"Pa.Czesc."

Schowalem telefon i pogalopowalem do znajomego po samochod. Poczatkowo marudzil ale dal sie skusic wizja butelki Shivasa. Woz byl pierwsza klasa, ciemnogranatowy Peugeot 406 Coupe, robil wrazenie i prowadzil sie jak zloto. Zajechalem punktualnie i o dziwo Karolina juz czekala.

"To twoj?" stwierdzila ze zdziwieniem

"Okazyjnie...od czasu do czasu." a co mialem powiedziec, ze jezdzilem starym Fordem, ktory stawal czesciej niz penis nastolatka. "Jedziemy?"

"Tak..wiesz Igor znowu gdzies poszedl."

"moge go znalezc, jak chceesz" powiedzialem a moje oczy mowily...tylko nie mow dobrze..tylko nie mow ok

"Nie damy sobie spokoj."

Pojechalismy wiec do Literackiej. Lokalik calkiem sympatyczny, akurat grali standarty jazzowe. Zajelismy wolny stolik. Zamowilem dla niej malibu dla siebie kawe...nie pilem, jakos nie mialem fazy. Czyzby wspomnienia minionej nocy? Rozmawialismy kilka godzin o wszystkim o czym mozna rozmawiac -ksiazkach, filmach , podrozach i wielu innych rzeczach, ktorych juz dzisiaj nie pamietam.

Kiedy wychodzilismy ona miala juz w sobie malibu i 3 Passoque oraz jedna wodke z sokiem cytrynowym. Odpalilem silnik i zadalem sakramentalne pytanie

"I co teraz?"

"Zawieziesz mnie do domu?"

"Chyba Igor sie nie obrazi?"

"Watpliwe zeby byl w domu. Wzial aparature do cpania, wiesz cale to badziestwo do palenia i smazenia."

"Wiem. Ok...to jedziemy."

Dotknela mojej twarzy dlonia

"Skocz do nonstopu po wino. Dobrze?"

"Nie ma sprawy."

Pojechalem szybko do stop'u po biale slodkie i tak na wszelki wypadek a raczej nadzieje paczke kondomow .Po chwili bylismy juz u niej w domu. Moglem sie spodziewac do czego dojdze. Wino jak katalizator napedzilo bieg wydarzen i kiedy usnelismy nadzy..mielismy juz za soba kuchnie..lazienke...przedpokoj i schody. Bylo niesamowicie.

***

Rano obudzilo mnie szturchniecie w ramie. Otworzylemn jedno oko. Karolina siedziala obok mnie nakryta koldra a ja z golym penisem na wierzchu (niech zyje potega sytuacji) lezalem naprzeciwko Igora.

"To z ciebie taki kolega"rzucil przez zeby ale widac bylo, ze byl na proszku "Pierdolisz moja zone po kryjomu... kurwa"

Normalnie wstalbym i poszedl w cholere ale cos mnie tknelo. Podszedlem do niego i walnalem go w pysk. Nie byl to cios karate ale kurewsko skuteczny strzal piacha w ryj. Spadl z krzesl i zaczal ciekawie krwawic. Kopnalem go w zoladek (szkoda, ze nie mialem butow) i poprawilem z piety w glowe.

Podnioslem go do gory i pokazalem na Karolina.

"Wiesz co..a pierdol sie ty i twoje kolezenstwo. Kurwa...gdybym mial tak swietna kobiete w domu to bym nie pierdolil brudnych zasranych szmat tylko ja. Ale z ciebie jest zlamas stary...spierdalaj nie chce cie widziec."

Zebralem ciuchy i nago poszedlem do samochodu przebrac sie.

Bylem wkurwiony a w dodatku wlazlem stopa w kawalek szkla, ktore walalo sie wokol domu Igora (glownie po piwie).

Oddalem woz koledze i pojechalem zjesc cos w domu.

Coz Igor juz nie jest moim kolega. Wspominal kilku ludziom jak kochalem sie z Karolina i jaka ze mnie menda.

A co do Karoliny ..hah...zostala z nim. Juz jej nie zdradzal..za to my spotykalismy sie jeszcze kilka razy. Coz..uczciwosc nigdy nie byla moja mocna strona.

KONIEC

steel_diamond
steel_diamond
Opowiadanie · 7 grudnia 2000
anonim