Nazywam się Mia De Lavier. Mam dwadzieścia pięć lat. Pracuję w budynku Feuerbacha w strefie A i zajmuję się tłumaczeniami z Drugiego Kontynentu. Tłumaczę tylko kulturę i sztukę, nie przeszłam testów, by tłumaczyć nauki, nie mówiąc o polityce, ale to i tak jest prestiżowa praca. Moja pierwsza praca w strefie A. Zresztą chyba nie chciałabym tłumaczyć polityki. Ci, którzy tłumaczą politykę są jacyś dziwni, wygladają jak głupcy, trudno uwierzyć, że mają najwyższe rezultaty w testach.
Dziś postanowiłam iść do pracy tunelem 84, w którym wiszą Impresjoniści. Wciąż jestem pod wrażeniem tego, co przeczytałam we francuskim artykule, nad którym teraz pracuję. Że August Renoir malował swoje scenki na zewnątrz w miesiącu lipcu. W lipcu! Teraz by się spalił żywcem gdyby w lipcu wyszedł z Miasta. Chociaż słyszałam od kolegi, który tłumaczy z rosyjskiego, że na Syberii można wyjść na zewnątrz już pod koniec września.
Wybrałam najwolniejszy z chodników, żeby móc dłużej przypatrywać się obrazom. Chciałam się zatrzymać przed niektórymi, ale gdy tylko zwalniałam, zapalało się czerwone światło „idź szybciej". Zgodnie z nowym zarządem Miasta, musimy więcej chodzić, przynajmniej pół godziny dziennie więcej. Ciekawe, co kiedyś ludzie robili w drodze do pracy. Podobno w ogóle nie używali tunelów, chodzili na zewnątrz, przez cały rok. A obrazy były pozamykane w jakichś specjalnych budynkach, mogli je oglądać tylko wybrani. Pewnie polityczni.
Przyglądałam się kolorowym postaciom sprzed trzech wieków. Uśmiechali się, pochylali ku sobie, rozmawiali ze sobą. Ludzie musieli być wtedy ze sobą szczęśliwi. To pewnie dlatego, że w tamtych czasach nie było podziałów. Nie było różnicy stref, nie było różnicy w wysokości zamieszkania, a nade wszystko nie było różnicy w sposobie urodzenia. Na ostatnim z obrazów było czerwone słońce, wreszcie znajomy widok. Chodnik się skończył i wsiadłam do windy.
W mojej pracy wszyscy ze sobą rozmawiają w czasie przerwy. To jest jeden z wyrożników ludzi ze strefy A. Może dlatego, że czytamy artykuły z Drugiego Kontynentu i udziela nam się ich kultura. Chyba wszyscy chcielibyśmy tam żyć. Wydaje mi się, że ucząc się francuskiego, podświadomie przygotowaliśmy się. Na wypadek gdyby można było tam kiedyś pojechać.
Dzisiaj kobiety opowiadały o tym, kogo poznały na wieczornych imprezach. Olga zachwalała nowego kochanka, którego wybrał jej program. Dokładnie opisywała przebieg interkursu. Wyglądało na to, że mieli zupełnie taki sam temperament i w taki sam sposób osiągali zaspokojenie. Dziewczyny dopingowały ją, by poprosiła go o rękę, ale Olga powiedziała, że woli jeszcze poczekać. Jestem zazdrosna. Dlaczego mi komputer zawsze wybiera złych kochanków?
Postanowiłam zapytać o to Jacka. Jack był najmądrzejszym pracownikiem Tłumaczeń. Uważam, że od dawna powinien zarabiać przynajmniej tyle, co polityczni i mieszkać w wyższym budynku. Lubiłam go, ale musiałam ograniczyć nasze spotkania, gdy kobiety zaczęły mi zwracać uwagę, że poświęcam mężczyźnie zbyt dużo czasu. Jack ucieszył się gdy do niego podeszłam. To zawsze wyglądało lepiej gdy podchodziła kobieta. Powiedziałam mu o komputerze. Jack wytłumaczył mi, że błędy zdarzają się dlatego, że ludzie wpisują złe wytyczne. Czasem świadomie, ale najczęściej podświadomie. Muszę to przemyśleć.
Wróciłam do domu najszybszym z tuneli. Postanowiłam, że przyrządzę sobie dzisiaj posiłek. Pracuję w strefie A od niedawna, więc mój przydział żywnościowy jest bardzo podstawowy i wystarcza na najwyżej osiem - dziesięć posiłków. Nigdy nie sprzedaję swojego przydziału, jak to robi wiele ludzi, bo przygotowywanie prawdziwego jedzenia sprawia mi najwięcej radości. Uważam, że nawet najgorsze pożywiene jest lepsze od łykania tych głupich pigułek.
Ekran świecił już wiadomościami i zaproszeniami. Powinnam przykładnie wypełnić nimi wieczór, ale nie chciałam dziś wychodzić. W tym tygodniu wychodziłam cztery razy, powinni dać mi spokój. Nie potrafię zrozumieć Zarządu Miasta w tym przypadku. Ja nie widzę nic złego w spędzaniu czasu w domu zamiast na imprezie. Chciałabym tylko posiedzieć i pomyśleć.
Zmieniłam slajdy w oknach na zdjęcie nieba i ułożyłam się wygodnie na sofie. Ciągle powracał do mnie wyraz twarzy mężczyzny na obrazie Renoira. Miał wysoko uniesioną głowę i choć nie miał na sobie nawet porządnego ubrania i musiał mieszkać na samym dole, to jego twarz była dostojna, jakby był najlepiej urodzony.
Oh, to na pewno tylko moje kompleksy. Powinnam iść za radą mojego opiekuna i przestać myśleć o sobie jak o czymś gorszym. Przecież jestem człowiekiem, choć należę do kategorii embrionów, które nie zostały przez nikogo adoptowane i wychowało mnie państwo. Czy to moja wina, że jestem z wyżu demograficznego i nikt mnie nie wziął? Teraz stwarza się mniej ludzi i trzeba podpisać wiele dokumentów nim odda się geny. Już nie mogę się doczekać gdy skończę czterdzieści lat i będę mogła sobie wybrać dziecko. Na pewno to zrobię, właśnie dlatego, że mnie nikt nie wybrał. Mogłam dzięki temu chociaż sama sobie wybrać imię. ‘Mia De Lavier' zobaczyłam w starej francuskiej książce i od razu wiedziałam, że to moje imię.
Wczoraj na tańcach kobiety spierały się o to, czy rodzenie jest w ogóle fizycznie możliwe. Są głupie, wystarczy poczytać, by wiedzieć, że jest, ale trudno mi zrozumieć, jak kobiety mogły dobrowolnie sie dać zdeformować i skazać na ból. Były zupełnie jak zwierzęta. Ale to był swiat, w którym każdy był przez kogoś urodzony, każdy do kogoś należał. Ludzie nie byli samotni.
Podeszłam do ekranu. Postanowiłam przeczytać swoje dane i je zweryfikować. Napisać czego naprawdę chcę, jak mi poradził Jack i znaleźć sobie dobrego kochanka, jak Olga. Nie było w moich danych żadnej nieprawdy. Napisałam kim jestem z urodzenia, w której strefie pracuję, na którym piętrze mieszkam, opisałam swoje zachowania seksualne. W sekcji „Marzenia" wybrałam „dziecko" i „wyższe piętro". Przyglądałam się im przez chwilę. Przyszło mi do głowy, by napisać coś zupełnie abstrakcyjnego i niemądrego. Wpisałam: „Chcę spotkać mężczyznę, który marzy o tym, by wyjechać na Drugi Kontynent".
Pojawiły się tylko dwa profile. Z jednym zostałam umówiona na jedenastą, z drugim na dwunastą. Nie zamierzałam jednak nigdzie wychodzić. Byłam niemalże pewna, że to ci fałszywi agenci, którzy obiecują podróże i tylko wyłudzają od ludzi jedzenie.
Nagle ekran znów zaświecił. Jeden z profilów domagał się uwagi. Jakiś mężczyzna nalegał, by z nim porozmawiać. To było karygodnie bezczelne. Przycisnęłam z niechęcią jego stronę. Jego twarz była brzydka! Potrzebował kilku zastrzyków wygładzających i operacji nosa. Chciałam już odejść od ekranu, gdy nagle dostałam od niego wiadomość. Mężczyzna pisał, że chce mnie zobaczyć i będzie czekać na mnie na pierwszym piętrze budynku. Tego było już za wiele. Dobrze wiedział, że mężczyznom nie wolno wchodzić do budynków kobiet w strefie A. Podniosłam rękę, by nacisnąć guzik ‘nadużycie', ale coś mnie powstrzymało. Poczułam jakąś odpowiedzialność za jego zachowanie, mogłam nie pisać tej bzdury o Drugim Kontynencie. Tylko bogaczy i politycznych było stać na taką podróż. Mężczyzna nie mógł być żadnym z nich, oni nie mają dostępu do programów ludzi ze stref. Nagle ekran znowu się zaświecił: „Wiem jak dostać się na Drugi Kontynent. Potrzebuję pomocy kobiety. Będę czekał na ciebie na dole budynku".
Nie wiedziałam co o tym myśleć. To było coś nowego, jeszcze nigdy żaden mężczyzna niczego ode mnie nie wymagał. Chodziłam niespokojnie po mieszkaniu, aż w końcu weszłam do windy i zjechałam na dół.
Magdalena Wypych
www.magdalenawypych.com
'pierwsza część opowiadania fantastycznego'
(nie za bardzo lubię!)
doczytałem do końca
i mnie wciągnęło
wielkie brawa!
jest kilka literówek i błędów interpunkcyjnych
ale to przy okazji
dobrze? ;)