Kolejny ranek nie był już taki słoneczny. Ciemne chmury zasnuły niebo, a silny
wiatr potęgował uczucie chłodu. Zaparkował swój motocykl pod szkołą i rozejrzał
się wokół. "A może nie wzięli mnie na poważnie?" - pomyślał. Zdjął z
ramion plecak - kostkę i rzucił go na trawę. "Poczekamy, zobaczymy".
Utkwił wzrok w alejce prowadzącej do szkoły. "Co ja zrobię jeśli nie
przyjdą?" - zaczął rozmyślać nad swoją porażką, kiedy dostrzegł z oddali
grupkę roześmianej młodzieży. "Tak, to na pewno oni!"
-
Marek, Paweł, tutaj! - krzyknął i pomachał w górze ręką.
-
Dzień, dobry, sorze. To chyba nie za dobra pogoda na wycieczki krajoznawcze.
-
A właśnie, nie mieliście kłopotów z rodzicami?
-
Eee tam, to akurat było najłatwiejsze. Matka nawet się ucieszyła i powiedziała,
żebym wysłał babci widokówkę.
Zaśmiali się.
-
Wszystko da się załatwić. Może wejdziemy do szkoły, bo zmarzniecie, a mamy
jeszcze parę spraw do omówienia.
"No,
najważniejsze już mam. Teraz tylko muszę ich wyszkolić!" uśmiechnął się w
duchu i otworzył drzwi do szatni.
-
No cześć kochanie. Czego się napijesz, kawy czy herbaty?
-
Kawy, mocnej, czarnej kawy.
-
Marto, słyszałaś, dwie kawy!
Otarł
oczy i spojrzał na żonę w różowym szlafroku, dyrygującą zaspaną gosposią.
-
Marto, gdzie moja gazeta?
-
Kochanie, czy chodzi ci o tę, która leży przy umywalce w łazience?
-
Skąd ona się tam wzięła?
Zrobiła
niewinną minkę i poszła po zgubę. "Nic się nie zmieniła" pomyślał i
zaczął zakładać koszulę "Zapowiada się kolejny trudny dzień". Odsłonił
lawendowe zasłony i otworzył okno. "Zimno. Chyba założę tę
niebieską."
-
To ja już pójdę, bo spóźnię się do pracy! - założył kurtkę i wziął torbę z
pierwszym śniadaniem.
-
Ale na pewno dobrze się czujesz? Jeszcze niedawno nie mogłeś wstać z łóżka, wszystko
cię bolało.
-
Mario, kochana, naprawdę nic mi już nie jest! To wszystko dzięki Tobie i
księdzu. Nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby nie on. Chyba bym już nie
chodził po tym świecie!
-
Nawet tak nie mów! - przeżegnała się.
-
Ale to prawda! Po pracy pójdę do kościoła i zamówię dla niego mszę. Nie wiem,
co bym mógł więcej zrobić.
-
Podaj dalej.
-
Co?
-
Zrób dla kogoś coś dobrego, tak jak ksiądz dla ciebie. A teraz idź, jak masz
iść, bo rzeczywiście się spóźnisz!
Zdziwiony
pocałował ją w policzek i poprawił czapkę. Wychodząc z domu, zastanawiał się, o
czym mówiła jego żona. "Kogo mógłbym uratować? I jak? To chyba nie na moje
lata!" Uśmiechnął się i spojrzał na zegarek, którego krótsza wskazówka
posuwała się z wolna ku ósemce.
- A teraz pokażcie mi, co wzięliście ze sobą. Wyjmijcie wszystko z
plecaków i połóżcie przed sobą.
Trochę
niepewnie zaczęli opróżniać torby.
-
Aniu, ty pierwsza powiedz, co i dlaczego postanowiłaś tu zabrać.
Szczupła
brunetka w okularach wstała z krzesła i zakasłała niepewnie.
-
No więc ja, jak widać, wzięłam pieniądze, komórkę i ciepły sweter. Za pieniądze
mogę kupić jedzenie i coś do picia, komórka zawsze się przydaje, no i sweter,
żeby było cieplej. Nie wiedziałam co będzie nam potrzebne na tej
"wycieczce", bo nic konkretnego nam sor nie mówił.
-
Hmm... Wspomniałem chyba, że mają być trzy najważniejsze rzeczy, czyż nie?
Marek, teraz ty.
-
Kasa, glany i trochę żarcia. Pies się nie mieścił.
Śmiech.
-
Piotrek.
Klasowy
kujon poprawił okulary i onieśmielony zaczął wymieniać zawartość plecaka.
-
Przewodnik po górach, śpiwór i kompas.
-
Piotrek, Piotrek, ty zawsze myślisz o wszystkim... Kaja.
-
Pamiętnik, zdjęcie rodziców i gitara.
-
Głupia jesteś? Jedziemy gdzieś na tydzień, a ty wzięłaś takie pierdoły! -
naskoczył na nią Marek.
-
Marek, nie mów tak! - nauczyciel aż wstał z krzesła - Jeśli chcesz ze mną
jechać, to musisz nauczyć się współpracy i odpowiedzialności. Odpowiedzialności
za swoje słowa i czyny. Jak na razie tylko Kaja wykonała moje polecenie. Nie
bała się pokazać wam, co jest dla mnie na prawdę ważne. Rzadko kto w naszych
czasach ma ten dar.
-
Jak sor, jest taki mądry, to niech pokaże, co on ma w plecaku.
Wszyscy
uczniowie, przenieśli wzrok na nauczyciela. Przechylił plecak do góry dnem i na
biurko wyleciała cała zawartość. Biblia i różaniec.
Uczniowie
spojrzeli zdziwieni.
-
Ale miały być trzy rzeczy.
-
Ależ są, tylko że wiary nie widać gołym okiem.
- Tylko nie zapomnij kupić mi tych perfum i uważaj na siebie!
-
Pa kochanie, do zobaczenia! Zadzwonię jak będę w Szkocji!
Wygodnie
usiadł w fotelu pasażera.
-
No to lecimy! Kierunek Gleneagles! - krzyknął bardziej sam do siebie, bo pilot
miał założone słuchawki na uszach. Pomachał jeszcze swojej żonie i posłał jej
całusa. "Na razie wszystko idzie po mojej myśli. Zobaczymy co będzie
dalej." Spojrzał na skłębione szare chmury, które prędzej czy później
spowodują burzę.
-
No to do jutra chłopaki, muszę już jechać. Może dojadę do domu przed burzą.
Czym prędzej wsiadł na rower i pognał do domu. Jadąc przez miasto spostrzegł
kobietę z dzieckiem. Zatrzymał się.
-
Panie, daj parę złotych na chleb. Pomóż głodnej matce i dziecku.
Spojrzał
na jej chudą twarz i otulone w szmaty niemowlę.
-
Pospieszmy się, zaraz będzie padać.
-
Ale leje sorze, chyba nici z naszej wyprawy.
Uczniowie
spojrzeli za okno. Z nieba lał się wodospad wody, a tańczące krople co chwila
rozświetlała błyskawica.
-
Burza zaraz przejdzie, a na razie rozdam wam kartki i przeczytajcie je uważnie.
-
Co to? Co to ma być? Po co sor to dał? Przecież to o narkomanach! Za kogo sor
nas ma?!
-
Marek, to nie jest jak myślisz. Kaja, przeczytaj na głos.
-
Ekhm... "Słownik narkomana"
Cent
- centymetr sześcienny narkotyku, np. heroiny, kokainy
Pompka
– strzykawka
Kolka
– igła
Detoks
- bolesne odtruwanie organizmu ze szkodliwych substancji m.in. narkotyków
Feta
– amfetamina
Kompot
- polska heroina
Klony,
Pestki - clonozepan, psychotrop, jeden z barbituranów
Grzać
– brać
Usiąść
na gary - chałupniczo produkować narkotyki
Bajzel
- dworzec, miejsce gdzie narkomanii trafiają na końcu
Absta
- czas, kiedy narkoman nie jest pod wpływem narkotyków
Zgięty
- stan "głodu" narkotykowego
Zapadka
- zapaść po spożyciu znacznej porcji narkotyku; często kończy się śmiercią
-
No w sumie, to tak. Jakoś tak nie pałam entuzjazmem jak widzę na dworcu
jakiegoś ćpuna, żebrającego o forsę. Staram się omijać ich z daleka.
-
Dobrze, Piotrek. Kto myśli tak jak on?
Parę
osób podniosło ręce do góry.
-
Dziękuję, że przyszliście. Możecie już iść do domu.
Na
sali przerzedziło się. Zostało tylko dziesięć osób.
-
Świetnie. Przeszliście moją próbę. Na drugiej stronie waszych kartek jest
krótki tekst, Rafał przeczytaj tytuł.
- >Streetworkerzy<.
- Dobrze. Wbrew obiegowym opiniom, narkomani to dość łagodni ludzie, heroina wycisza i
rzadko zdarzają się przypadki, żeby któryś z narkomanów zaatakował
streetworkera. To, że kłują strzykawkami, to też nieprawda, jeżeli coś takiego
ma miejsce, to u złodziei, ale nie wśród narkomanów. Główną rolą streetworkerów
jest trzymanie kontaktu z narkomanami. Są dla nich pierwszym źródłem informacji
- o odwykach, bezpłatnych badaniach na żółtaczkę, AIDS, o możliwości wyjazdu do
ośrodka. Mówią o sobie: "poradnia na kółkach". Za jeden dyżur dostaje
się 40 zł brutto. Kiedy odejmie się od tego podatek i ZUS, zostaje niewiele więcej
niż koszt benzyny na dojazd.
-
Oho, już chyba wiem, po co nas pan tu zawołał!
-
No i co Marek, rezygnujesz?
Chłopak
speszył się trochę tymi wszystkimi oczami zwróconymi na niego.
-
Nie...
-
Co powiedziałeś?
-
Nie, nie zrezygnuje! A nawet mi się ten pomysł podoba.
-
A wy? Co wy na to? Zrozumiem, jeśli ktoś nie będzie chciał pomóc. To bardzo
trudna praca.
Chwila
napięcia. Uczniowie toczyli w sobie wewnętrzną walkę z aniołem i diabłem.
-
Zostajemy.
- Mario, mamy gości!
Krzyknął
od progu, pomagając kobiecie zdjąć okrycie wierzchnie.
-
Dzień dobry... eee...
-
Mario, wziąłem sobie do serca twoje słowa. To Sara i mały Adam. Prosili mnie o
pomoc, nie odmówiłem.
-
Cieszę się, wejdźcie. Ugotowałam pyszną zupę, a i dla Adama znajdzie się jakieś
mleko. Gdzie mieszkacie? - Maria starała się nie okazywać zaskoczenia.
- Nie mamy domu.
-
No to zostańcie u nas, dopóki czegoś wam nie znajdziemy!
-
Ma pani złote serce, ale jak się odwdzięczę?
-
Podaj dalej, moje dziecko, podaj dalej.
- To był cholernie ciężki dzień. Po długich naradach chyba trochę ich
przekonałem co do tego koncertu. Co mamy jutro w grafiku Tony?
-
Jedno spotkanie. Mam nadzieję, że pan wie, co robi, sir.
-
A tak, tak, oczywiście. Dzięki za troskę, ale nie musisz się o mnie martwić.
Może coś do picia?
-
Z chęcią.
Podszedł
do barku i wziął butelkę najlepszego angielskiego Martini.
- Wstrząśnięte, nie mieszane?
pierwsze skojarzenia z programem telewizyjnym 'Niewidzialna ręka'
o którym najstarsi górale nie pamiętają
(i komu to przeszkadzało!)
i z filmem 'Podaj dalej'
na tyle dobrze mi się czytało
że nie zwracałem uwagi na błędy
(co żadko mi się zdarza)
masz rację
tylko ćwiczenie czyni mistrza
pozdrawiam ;)
cieszę się, że tym razem błędy nie są aż tak rażące jak poprzednio
również pozdrawiam :)
" ciężki dzień" ciężki, to jest worek z cementem. Dzień jest trudny.
"dla niego mszę"- nie taka kolokacja
nie tytułuj z wielkiej litery, to nie list.
"ksiądz do ciebie"- dla
" domu zastanawia"- przecinkiem rozdziel
" przez sobą"- przed
"małe Adam"- mały
hmmm....nie jest to złe, ale niebezpiecznie podobne do 'podaj dalej', jak zauważył Kropa. Na pewno ta część jest lepsza od poprzedniej. Bardziej poukładana, zaczyna klarować się pewna sytuacja,a i zapis jest o niebo lepszy. Popraw błędy i lecisz an pierwszą. Obejrzyj sobie tylko ten film, żebyś nie zrobiła plagiatu....
Ten tekst napisałam z pięciu powodów, które nakładały się tygodniami:
1. w szkole mieliśmy o powstaniu świata - Biblia i Bóg
2. na gadu dostałam dużo łańcuszków, gdzie tematem przewodnim było 'podaj dalej' byś pomogła temu i tamtemu
3. sieć alarmowa drużyny, która jest rozsyłana smsami i na końcu każdego pisze: 'przekaż dalej'
4. na zbiórce harcerskiej prowadziłam zajęcia z samarytanki [jeżeli w przypadku gdzie możesz i umiesz udzielić pomocy poszkodowanemu, a nie zrobisz tego, możesz być pozbawiony wolności do lat trzech] i regulaminów [supełek na barwach ma przypominać by każdego dnia spełnić przynajmniej jeden dobry uczynek]
5. czytałam książkę "My dzieci z dworca ZOO" [polecam]
***
błędy są poprawione, a film obejrzę, jeżeli go znajdę :)
nie był to zarzut nawet o inspirację
(która przecież nie jest czymś nagannym)
ileż to razy przejeżdżałem przez Matygi
pokonując pekaesem trasę Puławy - Dęblin
wysiadając w Borowej i dochodząc do Skoków
(a więc całkiem blisko Ciebie)
sorki
rozmarzyłem się ;)
mogę mieć tylko nadzieję, że z kolejnymi tekstami będzie ''lżej'' ;]