J...

herovan

 

Dzień wkradł się do pokoju przez szpary w żaluzjach. Poruszyła się na łóżku i otworzyła oczy. Była zmęczona po długiej i ciężkiej nocy. Janek wrócił bardzo późno do domu, w stanie wskazującym na spożycie. Po scysji w drzwiach poszedł do łazienki, gdzie zasnął z głową opartą na opuszczonej klapie od sedesu.

            Tak, pił. Pił codziennie, z wyjątkiem niedziel, bo w niedziele nie wypuszczała go z domu. Palił wtedy dwa razy więcej papierosów niż zwykle i siedział cały czas w fotelu. Gapił się bezmyślnie w telewizor, niewiele przy tym mówiąc. Był wściekły jak osa, ale miała przynajmniej pewność, że nie pił.

            Kiedy długo nie wracał z łazienki, poszła po niego. Widok, który tam zastała, był dla niej skalą jego upadku.

            Wyszła z łóżka i w przedpokoju stanęła przed lustrem. Niewiele zostało w niej z dziewczyny, którą była kiedy się poznali. To było dziesiątego lipca. Spotkali się na plaży. Morze było wzburzone i z szaloną wściekłością atakowało ląd. Stali, patrząc sobie w oczy i trzymając się za ręce. „Co dziś z tego zostało…?” – pomyślała, otwierając szeroko zmęczone oczy i dotykając dłońmi twarzy.

            Pościel już dawno wystygła, więc wyszedł z domu kilka godzin temu.

- Ciekawe co robi teraz…? – zapytała samą siebie.

Wyobraziła sobie stół zastawiony talerzami z jedzeniem i półlitrówkami z wódką. W powietrzu unosił się dym papierosowy.

- Nie! – pokręciła głową. – Na pewno jest w pracy…!

            Godziny mijały. Zegar, wiszący na ścianie wybił południe. Dokończyła drugą kawę i zaczęła obierać ziemniaki na obiad. Woda w garnku zaczęła wrzeć i szumieć. Zamknęła oczy i zobaczyła zachód słońca i taflę wody, od brzegu aż po horyzont, marszczonej przez delikatną bryzę. Był przypływ. Do jej uszu doleciały strzępki rozmowy. „Tak jak ciebie nikogo…”, „Jesteś dla mnie najważniejsza…”. Dziś była najważniejsza…? Z zadumy wyrwał ją gwizdek czajnika. Wstawiła ziemniaki i zalała wrzątkiem trzecią kawę. Była bardzo zmęczona, chociaż zegar pokazywał dopiero dziesięć po dwunastej.

  •   

            Siedziała w fotelu. Telewizor ryczał, zagłuszając czarne myśli. Była piętnasta.

  •  

            Patrzyła na komórkę. Zegarek wskazywał w pół do szóstej po południu. Talerze z obiadem już od dawna stały na stole. Schabowy i ziemniaki już dawno wystygły. Jego nie było.

  •   

            Dwudziesta. Nie wrócił. Była sama. Płakała wtulona w poręcz fotela. Było jej źle. Bardzo źle.

  •  

Ocknęła się. Klucz zachrobotał w drzwiach. Spojrzała na komórkę. 23:52. Wszedł do pokoju, zataczając się lekko i pogwizdując.

- Która jest godzina?! – zapytała.

- Alina, o co ci chodzi? – rzucił ze złością. – Nie rób scen!

- Obiecałeś! Znowu piłeś! Czuję aż tu!

- Kolega miał imieniny.

- Zawsze jakiś kolega ma imieniny!

- Oj Alina, przestań! Mam dość. Ciągle się czepiasz. Ile można?!

- To ja ciebie pytam ile można?! Czekałam na to, że wrócisz, ale ty się nigdy nie zmienisz! Robisz wszystko, żebym żałowała tego, że jesteśmy małżeństwem. Gdzie się podział ten chłopak, którego spotkałam nad morzem?

- Stoi przed tobą. – uśmiechnął się głupio.

- Nie. Wiesz, myślę, że on nigdy nie istniał.

Zdjęła obrączkę z palca i położyła ją na stole. Wyszła bez słowa, trzaskając drzwiami.

            Został sam. Wyjął z barku butelkę. Usiadł przy stole i nalał kieliszek. Patrzył na przeźroczysty płyn i złoty krążek. Był sam. [1]

 

 

 

  •    

           

 

 

            Znalazł ją po kliku godzinach. Siedziała na ławce w osiedlowym parku. Łokcie miała oparte na kolanach i twarz ukrytą w dłoniach. Chciał do niej podejść, coś powiedzieć, ale w sercu poczuł dziwny chłód, który przebiegł dreszczem po całym ciele. „Jestem beznadziejny… - pomyślał. – Przez swoją głupotę złamałem jej życie.” Próbował sobie przypomnieć ile razy od dnia ślubu uśmiechała się. Nie potrafił znaleźć w pamięci takiej chwili. Czarne plamy zatańczyły mu przed oczami a jego nogi zrobiły się jak z waty. Usiadł ciężko na ławkę i otarł dłonią zimny pot z czoła.

            Wiedział, że musi cos ze sobą zrobić. Wiedział, że nie może dalej trwać w takim stanie zawieszenia. Sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej małą butelkę. Na etykiecie namalowany był rycerz na czarnym koniu. Przelewający się w szkle przeźroczysty płyn sprawiał, że postać nieznacznie zmieniała kolor. Odkręcił powoli czerwoną nakrętkę. Zapach unoszący się przez szyjkę uspokoił go i rozlał się delikatnym łaskotaniem po wnętrznościach. Uniósł butelkę na wysokość oczu. Zobaczył  Alinę, falującą w rytm drgającej w jego dłoni piersiówki.

            Poczuł nagłe obrzydzenie. Do siebie, do wódki, do tego co robił ze swoim życiem do tej pory. Ogarnęła go złość. Cisnął butelkę o wyasfaltowaną alejkę. Wstał i delikatnie, niemal niezauważalnie drżąc podszedł do niej. Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą bez słowa.

- Dokąd idziemy? – spytała zdziwiona.

Nie odpowiedział.

            Szli długo. W końcu zatrzymali się przed wielkim budynkiem, którego fasada pomalowana była na bladożółty kolor. Zrozumiała. Ścisnęła mocniej jego dłoń i uśmiechnęła się. Weszli do środka. Nad drzwiami znajdował się napis „KLINIKA WALKI Z NAŁOGAMI”…



[1] Tu kończy się pierwotna wersja tego opowiadania. Po namowach ze strony osoby, której tekst ten bezpośrednio dotyczy, autor postanowił nie przedstawiać Szanownemu Czytelnikowi tak pesymistycznego końca tej historii, lecz w hollywoodzkiej konwencji zakończyć ją happy endem. Czytelnik sam oceni która wersja jest lepsza.

herovan
herovan
Opowiadanie · 18 maja 2009
anonim
  • Jacek
    Tekst średnio przypadł mi do gustu. Jest poprawny pod względem językowym (z wyjątkiem chyba 3 miejsc), stylistycznym. Opowiada jednak historię jakich wiele. Są to wydarzenia wstrząsające, niewątpliwie. Jednakże zbyt często umieszczane są, w moim mniemaniu, w tekstach literackich. Motyw optymistyczny, zmiany pod wpływem miłości, zaproponowany w drugim zakończeniu, jest w moim odczuciu zbędny. Chyba lepiej przemilczeć pewne sprawy. Tajemnica to ten efekt, który sprawia, że chce się czytać dalej i dalej. Tu mamy chyba do czynienia z klasycznym przykładem, rodem z podręcznika o uzależnieniach, ubranym w słowa. Samą dramaturgią świata nie da się zawojować. Mimo poprawności jestem na nie. Poprawność to zdecydowanie za mało.

    · Zgłoś · 15 lat
  • .
    zakończenie drugie zbyt optymistyczne
    żeby było prawdziwe

    ja wiem
    że o szczęściu
    o wiele trudniej się pisze

    · Zgłoś · 15 lat