Była już piąta nad ranem, a bezsenność wgniatała palce pod żebra i uciążliwie dotykała ją nie pozwalając o sobie zapomnieć. To nawet absurdalne, kiedy pomyśli się o tym, że właśnie znajdowała się w samym centrum idylli w najlepszym momencie swojego życia, gdzie chęć poznania łączyła się jeszcze z beztroską naiwnością. Spoglądała na delikatnie pulsującą szyję mężczyzny leżącego obok, rozdrapaną paznokciami drugiej kobiety, której uciążliwe palce zostawiły również ślad na jej ciele. Pomyślała, że sama nigdy nie rozdrapała go w ten sposób, starała się nie zostawiać śladów choć w drugą stronę wyglądało to zupełnie inaczej. Jej wątłe nadgarstki były krępowane, ciało zaś niejednokrotnie związane i obezwładnione. Lubiła sączące się z tych wyreżyserowanych scen upokorzenie, łączący się z nim ból. Mogła powtarzać to w nieskończoność, zawsze w jednym kierunku. Być może nie był mężczyzną jej życia ale z pewnością stanowił słabość zbudowaną z milionów gestów, symboli i przez długi czas drążonych rytuałów.
I
teraz był tam ktoś jeszcze. Drugie ciało, diametralnie różne, kobieta z którą
oboje mogli beztrosko barłożyć się na poduszkach ciała i w największym
zapamiętaniu spełniać wszelkie hedonistyczne zachcianki. A jednak był w tym
pewien niepokój, jakaś rozrywająca pustka kiedy patrzyła na ich pocałunki z
boku. Tępe pragnienie rozkładu łączące się z nieustającą żądzą doświadczania
dwóch splecionych ciał zarysowanych wschodzącym właśnie słońcem. Tym, które
budziło do smętnej rutyny wszystkich pozostałych. Miała obok siebie dwie osoby,
które jednocześnie były jej przyjaciółmi i kochankami i nie potrafiła sobie z
tym poradzić. Fale zazdrości starała się zastąpić mniej lub bardziej racjonalnym
zaufaniem, powtarzając w głowie wszystkie scenariusze dalszego ciągu tej
relacji. Wiedziała, że tkwi w tym jakaś magia, w tej skumulowanej, żarłocznej
potrzebie życia, w ilości beztroski towarzyszącej wyrafinowanym, pulsującym
działaniom i prawie uwierzyła w miłość, kiedy doszło do niej po raz kolejny, że
jedynie skrzętnie dobudowuje ideologię do zachcianki w swoim pustym życiu. A
ludzie, którzy właśnie śpią obok niej to tylko ciała, w które chciała tchnąć
życie nie godząc się z przeświadczeniem, że powinna była się zreflektować parę
lat temu, kiedy jeszcze coś czuła.