Pewnego dnia gdy było już ciemno do mojego pokoju przyszedł diabeł. Powiedział mi, że zabierze mnie do Szatana po to, aby mnie wrzucić do wielkiego kotła i wielkiej otchłani, która była nieskończenie nieskończona. Gdy byłem w tej otchłani i spadałem sobie w głąb nieskończoności spotkałem faceta który wpadł tu przede mną. Zwisał na jedynej gałęzi w tych okropnych piekielnych czeluściach i drąc się na cały głos machał zabawnie rękami. Pomyślałem że to spadanie nie ma sensu więc zatrzymałem się w powietrzu obok niego.
Gdy zobaczyłem jego przeraźliwą twarz na moich ustach rozpromienił się uśmiech, lecz zaraz ustąpił miejsca przeraźliwemu, dzikiemu, niepohamowanemu strachowi. Mój obciążony umysł zaczął promieniować i wydawać z siebie niewypowiedziane słowa które zmąciły nigdy nie zachwianą strukturę tej szalonej strefy.
W jego oczach rozpoznałem cząstkę mojej świadomości. Teraz jego jaźń przerodziła się w okropną bestię żądną ludzkiej energii, był jak dzikie zwierzę, typ dawnego osiłka który pragnął pakować swoje mięśnie poza granice ludzkiej wytrzymałości. Pakował do swojego umysłu wszelkie wiadomości które udało mu się zebrać, więc to odosobnienie od całej teraźniejszości było dla niego zabójcze, każdego dnia jego siła malała, lecz w jego umyśle kipiała złość i znienawidzenie dla całej ludzkości i nie tylko. Był jak połączenie czerwca i dżungli, pragnął oczyścić i uprzątnąć przestrzeń istniejącą w jego podświadomości, pragnął zniszczyć wszelkie dobro, więc wyrzucił ze swojego umysłu wspomnienia z dzieciństwa, uczucia które sprawiły, że przegrał. Jego najskrytszym marzeniem było cofnięcie się w czasie i zabicie samego siebie i teraz gdy nadarzyła się ta okazja nie mógł się powstrzymać od szalonego śmiechu. Jego materia poczęła się przekształcać i nagle zobaczyłem wokół siebie świat znany mi z dzieciństwa. Zrozumiałem że stworzył mi więzienie z którego nie mogłem się wydostać i wszędzie czyhały na mnie pułapki. Gdy pomyślałem o czymś miłym, mój umysł przeżywał straszne tortury.
I wtedy zobaczyłem Jego. Stał otoczony lalkami VooDoo a jego oczy świeciły dziką złością. Zauważyłem energię promieniującą z jego ciała, chociaż nie było to ciało, lecz materia stworzona z energii. Jego lewa ręka zamieniła się w ogromny kolec i po chwili ujrzałem ją przebijającą moje ciało i krew tryskającą z mojej rany, jak strumień lawy z rozpalonego wulkanu. Po chwili zauważyłem że szybuję nad własnym ciałem - zabił mnie ! Lecz jego niepohamowane splątane żądze nie były zaspokojone, nie wystarczało mu zniszczenie mojego ciała, pragnął prawdziwego mnie. Po chwili ujrzałem go jak zmienia swój stan materii i wtedy ujrzałem go ponownie, lecz tym razem postanowiłem, że nie poddam się tak łatwo. Dzika walka ze samym sobą rozpoczęła się na nowo. Tym razem ja miałem przewagę, wiedziałem kim jest i znałem jego słabe punkty. Mocą mojej wyobraźni przesłałem mu straszliwą opowieść z naszego dzieciństwa. Gdy pierwszy raz zaprosiłem dziewczynę na zabawę, bawiliśmy się wspaniale gdy nagle usłyszałem telefon, zimne ciarki przeszyły moje ciało, kula z karabinu snajpera zrobiła to samo z mózgiem Loli. CyberJa rozpadł się na czterysta miliardów kawałeczków, jego szczątki rozwiane wiatrem elektronów zniknęły podobnie jak świat sztucznie wygenerowany przez jego umysł. Zacząłem dalej spadać w czeluść zła, gdy nagle zobaczyłem gościa zabawnie wymachującego rękami i drącego się jak małpa obdzierana za skóry ..........