Była późna noc, księżyc był w pełni i świecił srebrzystym blaskiem. Po chwili wpatrywania się w niebo ujrzałem coś, jakby kometę. Zobaczyłem jak spadało i oświetlając mój dom, runęło kilkadziesiąt metrów od mojej posesji. Szybko schowałem się pod kołdrę, bo rodziców nie było w domu, lecz po chwili zauważyłem, że mój strach minął. Było trochę chłodno, więc nałożyłem na siebie płaszcz ojca. Pośpiesznie wziąłem latarkę i ruszyłem w kierunku dymiącego obiektu. W powietrzu unosił się dziwny swąd, który przyprawiał mnie o dreszcze. Kiedy się zbliżyłem, ujrzałem, że to nie jest skała tylko roztrzaskany pojazd kosmiczny. Chłodne ciarki jak całe stado mrówek przeszły mi po plecach. Podszedłem bliżej i wtedy go zobaczyłem. Był niewielkich rozmiarów. Miał brunatny kolor i wiele odnóży. Kilka z nich było uszkodzonych, lecz trzymał się jeszcze przy życiu. Nie mogłem go dokładnie zobaczyć, gdyż z przerażenia zgubiłem latarkę, a oprócz tego był przygnieciony szczątkami statku. Jego przejrzyste oczy, błyszczące w mroku błagały mnie o litość. Nagle zobaczyłem przed oczami jego historię i było mi go żal. Wciąż nie wiedziałem jak mu pomóc, więc postanowiłem uwolnić go z wraku statku. Podszedłem do niego i wtedy zauważyłem wielką świecącą kulę zbliżającą się w naszym kierunku. Byłem tak zafascynowany tym zjawiskiem, że nawet nie pomyślałem o ucieczce. Zabrali nas, wraz z całym wrakiem. Widziałem jak dziwny promień unosił mnie w górę wprost do tego czegoś. Straciłem przytomność.
Gdy się ocknąłem, zauważyłem całe swoje życie przed oczami, nie mogłem myśleć. Potem zrozumiałem, że oglądali moją przeszłość. Nagle przeniosłem się do mojego pokoju czułem się normalnie. Poszedłem na dół, by opowiedzieć mój sen rodzicom, lecz byłem tu sam. Spojrzałem na zegarek - jak zwykle była za piętnaście siódma, wszystko wydawało się takie normalne, a zarazem takie dziwne. Szybko wskoczyłem na skuter i pomknąłem do szkoły. Coś mi się nie zgadzało, ale nie wiedziałem co. Po dotarciu do szkoły zrozumiałem, że to nie był sen, albo on wciąż trwa. Biegałem po szkole opętany przez pragnieniem znalezienia jakiejś osoby, a szczególnie mojej dziewczyny Cleo. Po chwili zauważyłem ją na drugim końcu korytarza. Biegnąc do niej potknąłem się i znalazłem się w całkiem innym świecie.
Leżałem w piasku i widziałem nad sobą dziwne istoty. Były podobne do postaci z mojego snu. Szybko się podniosłem i zacząłem w panice uciekać. Słyszałem za sobą dziwne głosy, czułem się nieswojo. Biegłem mijając monumentalne budowle. Przypominały swym kształtem futurystyczne piramidy. Strasznie się zdziwiłem, gdy zobaczyłem przed sobą dwa cienie. Postanowiłem obrócić się i wtedy przede mną ukazał się dziwny widok. Dwa słońca oświetlały całą tą pustynię i miasto obcych. Obydwa chyliły się ku zachodowi i stałem wpatrując się w nie dobre kilka minut. To był wspaniały widok. Nagle poczułem czyjąś ciepłą dłoń na moim ramieniu. To był on - istota z mojego snu. Podziękował mi .
Nic więcej nie pamiętam . Zszedłem na dół by opowiedzieć sen moim rodzicom. Powiedzieli mi, że mam chore sny. Przez chwilę nawet w to uwierzyłem, ale jadąc do szkoły zobaczyłem moją latarkę leżącą nieopodal. Szybko schowałem latarkę i pojechałem do szkoły ciągle myśląc o tym zdarzeniu. Zaraz przy wejściu spotkałem Cleo. Była przerażona. Jej przeżycie było łudząco podobne do mojego.