Literatura

Wypadek - przeznaczenie? (opowiadanie)

Sandra M.

Życie nie jest sprawiedliwe - musisz się z tym pogodzić...

 

 

 Późne popołudnie. Nawet jedna chmurka nie kalała idealnie kobaltowego przestworu nieba. Siedziałam w samochodzie w raz z moimi rodzicami i bratem, wyglądając przez okno, by podziwiać ciemne odmęty morza ciągnącego się za oknem.

Słońce prażyło oślepiającym światłem, a przez szary asfalt mostu przepływała wstęga kolorowych samochodów. Nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Białe mewy latały z głośnym skrzekiem, co rusz to wznosząc się, to opadając ku białym bałwanom.

Z radia płynęła wolna ballada, brat Daniel grał na Gameboy’u, a rodzice rozmawiali ze sobą śmiejąc się z jakichś anegdot.

Szczerze mówiąc byłam nieco znudzona dwugodzinną jazdą, ale wiedziałam również, że czeka mnie drugie tyle nim dotrzemy do Seattle. Nie mogłam tylko pojąć czemu wszyscy się uparli by jechać samochodem, niż polecieć jak inni normalni ludzie awionetką.

Westchnęłam przyciskając twarz do szyby.  Zrobiło się dziwnie ciemno. Nie zauważyłam nawet kiedy nadciągnęły granatowe, kłębiaste chmury. Marszcząc brwi, spojrzałam na zachmurzone niebo.

- Oho, nadciąga burza dzieciaki- oznajmił ojciec znad swojego ramienia.

Daniel nawet nie przerwał gry, tylko wzruszył ramionami, jakby mówił : „I co z tego?”

Skinęłam tylko głową, przełykając ślinę.

Bałam się burzy, nienawidziłam jej. Walenie piorunów, oślepiające błyski powodowały u mnie śmiertelny strach. Zawsze, gdy tylko zbierało się na burzę przychodziłam do pokoju rodziców pod byle pretekstem, a oni uprzejmie udawali, że im to nie przeszkadza.

Za to Daniel?  On, mój kochany braciszek,  zawsze się w takich sytuacjach śmiał, nigdy nie przegapił okazji by mi dokuczyć w tej sprawie, gdy miał ku temu sposobność.

Szybko robiło się mroczno, powietrze zgęstniało i zrobiło się duszne, wilgotne. Nie widziałam co się dzieje z przodu, gdyż ciężarówka z ogromną cysterną zasłaniała widok.  W moim sercu narastał absurdalny lek przed czymś. Pozostawało pytanie przed czym?

Mój oddech przyspieszył, niemal rzęziłam patrząc jak opuchnięte brzuszyska chmur błyskają biało-fioletowym światłem. Zacisnęłam dłonie na oparciu fotela swojej matki. Daniel permanentnie mnie ignorował, co mnie dziwiło .

Może chociaż raz postanowił mi odpuścić? A może tak pochłonęła go gra, że zupełnie nie zauważył co się ze mną dzieje... Coś mi mówiło, że prędzej to drugie.

- Spokojnie skarbie, oddychaj- poinstruowała mnie mama, poklepując delikatnie

moją zaciśniętą kurczowo dłoń na jej oparciu.

Ponownie skinęłam tylko głową. Bałam się, że jak tylko się odezwę z mego gardła wyrwą się okropne przekleństwa. Dziękowałam w duchu Bogu za to, iż jednak wybraliśmy samochód.

Deszcz zabębnił o dach samochodu. Rozpadało się równie nagle, jak niespodziewanie pojawiły się burzowe chmury. Widoczność pogorszyła się. Zagrzmiało. Podskoczyłam na swoim miejscu niczym rażona prądem. Rozejrzałam się dookoła przestraszonym wzrokiem.

- Wszystko będzie dobrze skarbie, będzie dobrze...- mamrotała mama, nadal

ściskając moją rękę.

Błysnęło, a zaraz potem rozległ się głośny grom. Kolejne błyskawice zdawały się oślepiać. Później wszystko potoczyło się zupełnie szybko.

Coś uderzyło nas z tyłu i z przodu. Poczułam szarpnięcie i kotłowanie. Nastała kompletna cisza, jakby ktoś wyłączył głos w telewizorze.

Nagle wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Huk, krzyki, wycie klaksonów, coś migotało czerwienią.

Zastanawiałam się czemu wszystko mnie boli?! Chciałam się poruszyć. Nie mogłam!

Dlaczego nie mogłam się poruszyć?! Próbowałam unieść rękę, albo chociaż przekręcić się na bok by zobaczyć co się właściwie wydarzyło.

Moja głowa przekręciła się minimalnie. To co ujrzałam spowodowało, że w moim ciele wezbrał ogień, ból potężniejszy od wszystkiego innego oraz chorobliwa pustka i strach, czyste przerażenie. Chciałam krzyczeć, płakać ! Lecz nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

Widziałam jak martwe, tak martwe, byłam tego pewna, ciało mego brata zwisa luźno opięte pasem bezpieczeństwa, a z jego piersi wystaje kawał żelastwa. Krew skapywała z jego ust i rany na podłogę. Wszędzie była krew!

Nie słyszałam nic poza szumem krwi w uszach, waleniem mojego serca, które utrzymywało nie równy rytm jakby miało zaraz stanąć, lecz po chwili rozmyśla się i bije dalej.

Unosząc głowę zezowałam do przodu lękając się tego co mogę ujrzeć.

Chociaż domyślałam się , że to co zobaczę mną wstrząśnie i tak nie byłam na to gotowa. Moim rodzice, moi kochani rodzice....

Przed oczyma pojawiły mi się czerwone i czarne plamy.

Już nic nie czułam...

O niczym nie myślałam...

Czułam się tak jakby ktoś moje życie, mój świat przewrócił do góry nogami i potrząsną nim, tak że nic nie było już takie jak być powinno.  Czekałam aż i mnie spotka taki los jak moich bliskich.

Czekałam i czekałam...

Nic do mnie nie docierało. Widziałam tylko twarze rodziny w pośmiertnej agonii i mogłam mieć jedynie nadzieję, że nie cierpieli za bardzo...

Nie słyszałam głosów, szurania metal o metal, syren straży pożarnej ani pogotowia, nawet nie czułam upływu czasu.

Nie zwracałam uwagi na żółte ramiona w rękawicach wyciągające mnie z samochodu...

Moje spojrzenie zatrzymało się na chwilę przy wrakach samochodów, następnie, gdy obcy ktoś położył mnie na noszach, mój wzrok powędrował ku niebu.

Zadziwiające jaka miało czystą barwę...

Jak pięknie opalizowało przy promieniach słońca. Czułam ogarniający mnie chłód... Sięgający serca, palców u rąk u nóg, pleców. A potem aksamitna ciemność. Głosy oddalały się powoli.

Ostatnie co zarejestrowałam było:

- Tracimy ją... szybko!...

I cisza. Koniec. Nie bałam się, nic nie czułam. W końcu dołączę do rodziny, czyż nie? Nie miałam się czego bać...

Niczego....

 

To koniec, ale czyż koniec nie jest początkiem czegoś nowego?

 

 

 


niczego sobie+ 2 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Johannes Tussilago
Johannes Tussilago 21 września 2009, 10:40
Sandro, nakreśliłaś klimat opowiadania, od początku serwując niepokój wtrąconym w opis zdaniem: "Nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii." Czytelnik od razu zaczyna doszukiwać się zagrożenia z każdej strony - z burzowego nieba, z sąsiedztwa morza, z wydarzeń na drodze, a może coś się stanie pomiędzy podróżującymi...
Jak na wiek, dość swobodnie operujesz słowem i nie zadręczasz zbyt długimi zdaniami. To są duże plusy Twojego pisania.
Jest też kilka minusów:
- braki interpunkcyjne (zwłaszcza przecinki);
- zbyt duża ilość zaimków (dotyczy to niemal każdego zdania). Przykładowo spójrz na te dwa zdania: "Zacisnęłam dłonie na oparciu fotela swojej matki. Daniel permanentnie mnie ignorował, co mnie dziwiło ." Niepotrzebne "swojej" - od samego początku wiadomo, że to mama bohaterki. W drugim zdaniu niepotrzebne drugie "mnie". Zwróć na to uwagę i wyrzuć śmieci z tekstu;
- paradoksalne stwierdzenia, które brzmią po prostu śmiesznie. Np. piszesz: "Już nic nie czułam... O niczym nie myślałam... Czułam się tak jakby ktoś moje życie..." - to albo bohaterka nie czuła, albo czuła. Na coś trzeba się zdecydować. Podobnie w innym fragmencie: "Nic do mnie nie docierało. Widziałam tylko twarze rodziny..." - albo nic nie docierało, albo coś jednak. Inny fragment: "On, mój kochany braciszek, zawsze się w takich sytuacjach śmiał, nigdy nie przegapił okazji by mi dokuczyć w tej sprawie, gdy miał ku temu sposobność." Po czym dalej: "Daniel permanentnie mnie ignorował, co mnie dziwiło ." - czyli jak, bohaterka ma świadomość zachowania brata, bo zawsze robi tak, a nie inaczej, a potem jednak się dziwi?

Co oznacza "twarze rodziny w pośmiertnej agonii"?

To tyle z mojej strony.

Myślę, że trzeba sporo opracować nad tekstem. Niemniej nie zniechęcaj się, bo masz zadatki na dobre pisanie. Powodzenia.
kropkanadi
kropkanadi 27 pazdziernika 2009, 18:07
ZNAM TAKI STAN....jaki ma miejsce na końcu Twego opowiadania.jednak to -pytanie -zawarte w ostatnim wersie jest b.b.b.TRUDNE w realizacji.Pozdrafki
Johannes Tussilago
Johannes Tussilago 31 pazdziernika 2009, 11:28
Nie widzę reakcji Autorki na moje słowa. W takiej formie tekst nie nadaje się na pierwszą. Pozostawiam ostateczną decyzję Domnulowi, chyba że Autorka jednak popracuje nad tekstem...
Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski 31 pazdziernika 2009, 22:38
"Unosząc głowę zezowałam do przodu lękając się tego co mogę ujrzeć" - do przodu się raczej nie zezuje, tego określenia (w sensie nie medycznym) używa się raczej, mając na myśli patrzenie "spode łba" na skos, gdzieś w bok.
Pozostałe, słabe punkty wskazała Ci już Johannes. Pracuj. Pisz wprawki i czytaj klasyków - może to i wyświechtana rada, ale uwierz, najlepsza. Tym razem tekst nie nadaje się do publikacji. Pozdrawiam.
przysłano: 20 września 2009 (historia)

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca