Uciec przeznaczeniu - i co jeszcze?

Sandra M.

Uciec przeznaczeniu - i co jeszcze?

 

Czas płynie bezustannie, płynie wolno, płynie szybko, ciągle jest w ruchu.
Bez pytania przemija, śląc w nasze ramiona Nowe, Dobre, Złe, Stałe, Ulotne, zawsze Coś.
Czas pozostawia na nas swoje piętno, jakim jest Życie i Śmierć.
Czas - łącząc się z bratem, Losem oraz siostrą, Przeznaczeniem - staje się nieprzewidywalny, nieustępliwy, bezwzględny, nieprzekupny.
Życie, które ślą nam ci bracia, a wraz z nimi siostra, Przeznaczenie, okazuje się - niejednokrotnie - trudne, usłane przeszkodami, doświadczeniem - niekoniecznie miłym.
Jednak zawsze mamy kogoś, lub coś, chociaż uważamy, iż jesteśmy sami, co nas wesprze.
Wielokrotnie odczuwamy, że czegoś nam -  i w nas samych - brakuje. W istocie nasze życie i my jesteśmy wybrakowani, tak zostaliśmy stworzeni, stworzeni do poszukiwań szczęścia i ciągłej wędrówki ku Czemuś.
Pozostaje fundamentalne pytanie : Czego, tak na prawdę, poszukujemy?

***
Przemierzałam wolnym krokiem Wiązową Alejkę, rozkoszując się ciszą ozdobioną melodyjnymi świergotami ptaków, cichym tchnieniem wiatru przemykającym między wiekowymi dębami, lipami, bukami, świerkami, wiązami i innymi drzewami, których nazw nie znałam.
Zbliżała się jesień, a więc listowie zmieniało kolor na wszelkie odcienie czerwieni, pomarańczowego, złota i żółci przetykanej zielonymi plamkami. Przeróżne kształty liści opadały rozkołysanym ruchem ku ziemi, gdzie przylegały na asfalcie i trawie niczym drogocenny dywan.
Park Żubra był moim ulubionym miejsce schadzek, był Ostoją Spokoju i Rozmyślań, Przystanią Odprężenia, to w tym właśnie miejscu mogłam uspokoić rozszalałe myśli, napięte mięśnie do granic możliwości. Park chronił mnie przed postradaniem myśli, przed załamaniem się i runięciem do Otchłani, gdzie nie dochodziłyby promienie słońca, a głos niknąłby w zimnej, aksamitnej Czerni Niewiedzy.
Odgarnęłam swobodnym ruchem niesforny lok, lecący do oka, błyszcząc delikatnym, rudo - złotym odcieniem.
Znalazłam się przed ogromnym, wiekowym Bukiem, którego rozłożysta korona, górując nade mną, rzucała ciemny cień na chodnik i połać szmaragdowej trawy. Pień zdobiły zrogowacenia, narośle i grzyby huby, tworząc istną mozaikę kształtów pobudzających wyobraźnię. Wystające, wijące się kolana drzewa, porastał miękki mech, zapewniający wygodne siedzisko.
Uśmiechnęłam się z ckliwością, siadając na jednym z korzeni przytulonych do pnia, czując ogarniający mnie spokój, który towarzyszył mi w owym miejscu. Oparłam się plecami o nierówny pień, zamykając oczy i nasłuchując.
Byłam kompletnie sama.
Nikt nie zakłócał panującej ciszy słowami, czy krokami.
Spokój mej duszy mieszał się z pustą melancholią, jakimś bliżej niezidentyfikowanym smutkiem.
Jednak ja wiedziałam o co chodzi, wiedziałam co mnie dręczy. Ale nie byłam na tyle głupia, by dopuścić przeszłość do siebie, by zagrozić równowadze, którą budowałam tak długo.
Wiedziałam tylko, że innego celu nie miałam, albo nie chciałam go mieć. Wszystko jedno.
Niczego nie poszukiwałam, chociaż pragnęłam wyruszyć w podróż, prowadzącą ku szczęściu, ale brakło mi odwagi, cierpliwości i wytrwałości. Sama zsyłałam na siebie odrętwienie i fałszywy optymizm. Byłam jednym wielkim kłamstwem, nieprawdą, ułudą, która chciała być Kimś Prawdziwym.
Odetchnęłam głęboko, czując zapach gleby oraz żywicy, by po chwili wypuścić ze świstem powietrze.
Czas uciekał, Los biegł swą drogą, a Przeznaczenie czyhało za rogiem, rozczapierzając palce, gotowe do schwytania kolejnej ofiary.
Fatum wisiało nad każdą istotą ludzką.
Życie było takie ulotne, zaskakujące - wielokrotnie niesprawiedliwe - ale jakże pociągające! Tak wiele można było doświadczyć, zobaczyć, odczuć!
Poczułam gorące łzy, wzbierające pod zamkniętymi powiekami, spływające przezroczystymi strumyczkami po policzkach, szyi, niknąc pod brązową kurtką.
Dlaczego płakałam?
Dlaczego czułam tak wielki smutek?
Chciałabym wiedzieć, ba!, wiedziałam, ale tchórz we mnie nie chciał się do tego przyznać, ot co.
...Tchórz....Kłamca...  Cichy szepcik rozległ się gdzieś koło mnie, a może w mojej głowie?
...Jesteś winna, nie uciekniesz...
Drgnęłam prawdziwie zaskoczona, zszokowana, rozwierając szeroko oczy. Rozejrzałam się dookoła pełna złych przeczuć, niespokojna.
...Nie uciekniesz... Ponownie syczący, cichy szept, rozlegający się ni to w mojej głowie ni w uszach, jakby jednocześnie.
- S - słucham? - Rzuciłam w przestrzeń, jąkając się.
Nie rozumiałam o co chodzi, co się właściwie działo?
Zerwałam się z miejsca poruszona, chcąc umknąć, gdzieś daleko, jak najdalej od tego miejsca i szeptu, szeptu znającego mą winę, wiedzącego o Tym.
Przełknęłam ciężko ślinę przez ściśnięte strachem gardło, szybkim krokiem schodząc ze stromych schodków.
Potknęłam się, o mało nie przewracając się.
Zaklęłam pod nosem.
- Szlag, szlag, szlag!
Byłam zagubiona, głęboko przestraszona.
...Nie
ciekniesz... Jesteś nikim!... Morderca!...
Głos huczał w uszach, powodując silny ból, eksplodujący przy skroniach, tak jakby miał rozerwać mi czaszkę na dwoje. Strach, panika i słone łzy...
Jedynie to czułam. Nie zwracałam uwagę na to, iż potykam się, przewracając się co i rusz, zdzierając dłonie do krwi. Nie wiedziałam, że zaczęłam głośno szlochać.
...Morderca!....Zabiłaś mnie!...Jak mogłaś?! ... Byłaś mi tak droga!... Nie uciekniesz przeznaczeniu!....
To już nie był szept, to było oskarżenie, pełne gniewu, zdumienia i niedowierzania. Echo przeszłości zasnuło obraz widzenia, ujrzałam przystojną twarz młodzieńca o kruczych włosach i przeszywająco pięknych, jasnych oczach, przypominających srebrną rtęć. Na policzkach młodzieńca ukazały się urocze dołeczki, gdy uśmiechał się do kogoś przed nim.
Do mnie?
Wspomnienie zabolało, serce drgnęło boleśnie, łzy potoczyły się gorącą falą. Tęsknota uderzyła we mnie silnie, odbierając mi dech. A może to bieg sprawił, iż zaczęłam się dusić?
- Odejdź! Zostaw mnie w spokoju! - wydarłam się zachrypniętym głosem, jednak mój głos zabrzmiał krucho. Powietrze ze świstem ulatywało z mych ust.
...Nie uciekniesz karze!...
Wybiegłam z parku, znajdując się na ulicy. Zasłoniłam dłońmi uszy, nie chcąc słyszeć oskarżeń, przypominających moją winę.
- Nie chciałam Błażeju! Na prawdę nie chciałam! - Szeptałam w duchu.
To był wypadek, na prawdę nie chciałam zrzucić go ze stromej skały, na którą się wspinaliśmy, na jednej z naszych górskich wypraw.
Wiedziałam, że staram się siebie i Jego oszukać.
Chciałam, tak bardzo chciałam, by spadł z tej przeklętej skały, by przestał patrzeć na mnie z tą pieprzoną miłością i uśmiechać się łagodnie!
Co on sobie myślał?!
Że da się omamić?!
Że zakocha się w nim, tak jak on to uczynił?!
Pokochać JEGO?!
...Kłamiesz!...
Biegłam na oślep, chcąc trafić do domu, odciąć się od tego przeklętego głosu!!!
Ledwo oddychałam, rzęziłam nie mogąc złapać tchu.
A potem?
Potem nie było już nic.
Ciemność.
Co się stało?
Nie wiedziałam, tym razem na prawdę nie wiedziałam.

Sandra M.
Sandra M.
Opowiadanie · 21 września 2009
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    "śląc", "ślą" - zbyt blisko - jedno zamień na coś innego.

    "Jednak zawsze mamy kogoś, lub coś, chociaż uważamy, iż jesteśmy sami, co nas wesprze." - "Jednak zawsze mamy kogoś, lub coś, co nas wesprze, chociaż uważamy, że jesteśmy sami."

    "...wiekowymi dębami, lipami, bukami, świerkami, wiązami i innymi drzewami, których nazw nie znałam." - moim zdaniem ta lista nazw gatunków niepotrzebna; nie wnosi to niczego do tekstu. Skoro jest nazwa "Wiązowa Alejka", od razu nasuwa skojarzenia z lasem/parkiem liściastym lub mieszanym w strefie umiarkowanej, którego skład gatunkowy jest raczej znany.

    "Potknęłam się, o mało nie przewracając się." - "Potknęłam się, o mało nie przewracając." - chyba brzmi naturalniej.

    "młodzieńca" dwa razy zbyt blisko siebie.

    "Że da się omamić?!
    Że zakocha się w nim, tak jak on to uczynił?!" - a może "Że dam się omamić?!
    Że zakocham się w nim, tak jak on to uczynił?!"

    Kilka uwag powyżej, ale bardzo szybko poddałam się. Moje uwagi zajęłyby więcej miejsca, niż samo opowiadanie. Pozostałe więc, jak w przypadku poprzedniego tekstu. Zwłaszcza zaś ZAIMKI, ZAIMKI, ZAIMKI! Masakra pod tym względem.

    Ogólnie widzę, że krążysz wokół jednego tematu. Lubisz opisy i one są dość udane, ale raczej do wykorzystania przy dłuższym tekście. Tutaj opis parku i jego roli w życiu bohaterki jest zbyt długi, a przede wszystkim nie wnosi nic do dalszego ciągu. Zwłaszcza jeśli bohaterka w rzeczywistości nie znajduje uspokojenia. Inaczej mówiąc, jeśli w teatrze na scenie widnieje jakiś rekwizyt, to prędzej czy później jest w sztuce wykorzystany. Dotyczy to także krótkich opowiadań. Opis, skądinąd ładny, na nic tu. I jeszcze jedna refleksja - masz tendencję do infantylności w niektórych sformułowaniach. Może to też kwestia narracji w pierwszej osobie? Zamiast oddać stan bohaterki, zrobił się z tego słowotok: "Wiedziałam", "Nie wiedziałam", "Chciałam", "Nie chciałam"... itd. itp. Przekombinowałaś. Niestety tym razem powiem, że tekst w takiej formie jest dla mnie nie do przyjęcia. Na szczęście nie ja o tym decyduję...

    Proszę, nie zniechęcaj się tymi uwagami. One z mojej strony tylko po to, by kolejne Twoje teksty były bardziej udane. Zacznij przede wszystkim od zaimków, a zobaczysz, że tekst od razu zrobi się bardziej przyswajalny. Masz duże możliwości i chciałabym to zobaczyć w następnym opowiadaniu.
    Pozdrawiam.

    · Zgłoś · 15 lat
  • Sandra M.
    Dziekuje ci ;) one sa mi pomocne ;)

    · Zgłoś · 15 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    ucieczka , która NIEmoże się powieść...

    · Zgłoś · 15 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Nie zauważyłam, żeby mój komentarz był Autorce pomocny. Oczekuję korekty, ewentualnie sama służę jeszcze bardziej wnikliwą analizą tekstu. W takiej postaci opowiadanie nie nadaje się na pierwszą stronę.

    · Zgłoś · 15 lat