Kosmiczny pies

marcinhaba

Stojąc nad miską z gorącą wodą Obywatel X zastanawiał się nad tym, czego mógł dokonać w swym popapranym życiu. Myślał o wszystkim tylko nie o tym, co naprawdę zaprowadziło go dziś do łazienki. Spojrzał w lustro. W jego odbiciu ujrzał Kosmicznego Psa siedzącego przy drzwiach i wpatrującego się w lustrzaną taflę. Zwierze to wyglądało jak zwyczajny kundel, jakich pełno na ulicach, ale Obywatel X wiedział, że te psisko nie było zwyczajne. Wiedział również, że to właśnie to stworzenie zaprowadziło go dziś do łazienki i postawiło przed miską. Każdy inny człowiek w tej sytuacji zainteresowałby się bezpańskim psem siedzącym w ubikacji ich domu, ale nie Obywatel X. On dalej stał w tym samym miejscu i rozmyślał. Przypominał sobie wszystkie te sytuacje, podczas których czuł się źle. Każde takie wydarzenie podsumowywał jednym słowem:

- Gówno.

Za każdym razem, gdy to mówił, Kosmiczny Pies robił taką minę jakby się uśmiechał. Po

kilku minutach, gdy Obywatel X dalej pogrążał się w swych myślach pies położył się wzdłuż drzwi i wyciągnął swój pysk na przednich łapach.

- Długo tak będę czekał? – spytał Kosmiczny Pies.

Z pewnością bardzo dziwi was fakt że pies mówi ludzkim głosem. W każdym punkcie naszego wszechświata sytuacja ta nie mogłaby mieć miejsca, ale skąd pewność, że pies ten jest prawdziwy. Może jest on tylko przywidzeniem Obywatela X, a może rzeczywiście pochodzi z kosmosu. Moim zdaniem, i jestem tego prawie pewien, pies ten istnieje w wyobraźni naszego bohatera, czyli krótko mówiąc jest on chorym wymysłem Obywatela X.

- Zamknij się. – odpowiedział psu po czym jakby nigdy nic dalej pogrążał się w swej medytacji.

- Nie będę czekał tu w nieskończoność! – pies zawarczał i wyszczerzył zęby. Widać było, że wkurzył się nie na żarty.

Obywatel X spojrzał spokojnym wzrokiem na zwierzę. W chwilę potem podszedł do niego, usiadł obok na ziemi i spytał:

- Co jest do cholery? Nie potrzebuję cię. Idź stąd. Nikt cię nie prosił żebyś tu przychodził.

- Jak to nikt mnie nie prosił? Przecież sam mnie tu wezwałeś.

- Gówno! Nie wzywałem cię a poza tym jestem zajęty. Nie mam teraz czasu na rozmowę z jakimś zapchlonym kundlem. Spadaj!

Obywatel X wstał, znów podszedł do lustra i przyglądał się swej smutnej twarzy. Pies w tym czasie skoczył na równe nogi.

- Posłuchaj kretynie! Po pierwsze to nie jestem zapchlony i nie waż się tak mnie więcej nazywać. Po drugie nie mam zwyczaju sam siebie wzywać i zrozum wreszcie, że to dzięki tobie, a właściwie dzięki temu, co chcesz zrobić, tu jestem.

- A skąd ty możesz wiedzieć, co ja chcę zrobić? – zdenerwował się Obywatel X.

- Jak to co? Chcesz popełnić samobójstwo. Przecież ta miska z wodą, jest po to byś, po tym jak podetniesz sobie nadgarstki, zanurzył je w niej. Wtedy krew tak szybko nie krzepnie i szybciej się wykrwawisz. Żyletki są w górnej półce, obok lustra. No dalej... – zachęcał pies.

Obywatel X spojrzał psu prosto w oczy. Zrobił dziwną minę, niedowierzając temu, co

pies przed chwilą powiedział. Otworzył lekko usta, zupełnie tak jakby chciał coś powiedzieć. Przełknął ślinę i z największym trudem wyszeptał:

- Nie wiem skąd to wszystko wiesz, ale nie obchodzi mnie to. Spieprzaj i daj mi umrzeć w spokoju.

- Nigdy w życiu! Oglądanie czyjejś śmierci jest dla mnie największą frajdą. Wprost uwielbiam to. Nie przepuszczę takiej okazji i choćby nie wiem co, to nie ruszę się stąd. – zawarczał pies.

To rozwścieczyło Obywatela X. W wielkim napadzie szału wyrwał metalową rurkę z kabiny prysznicowej i zaczął nią okładać psa. Z jego ust, niczym z wulkanu lawa, zaczął wypływać potok przekleństw. Pies zaczął piszczeć w niebogłosy. Obywatel X dalej katował zwierze. Po kilkudziesięciu uderzeniach pies leżał na podłodze zalany krwią. Zdyszany Obywatel X usiadł na muszli klozetowej i przypatrywał się zwłokom psa. Metalową rurkę trzymał nadal w dłoni. Po chwili, gdy chciał ją odłożyć pies zerwał się z posadzki i całym swym ciężarem skoczył na Obywatela X zrzucając go z muszli. Obydwoje mocowali się teraz leżąc na podłodze. Obywatel X na dole a pies na nim. Zwierze rozwarło swą paszczę i mocno wtopiło swe zęby w szyję mężczyzny. Krew zaczęła tryskać po białych ścianach. Pies przegryzł mu tętnicę i to właśnie z niej, zupełnie jak z ogrodowej fontanny woda, tryskała krew.

- Aaaaaaaaaaaaa! – zawył Obywatel X. Ból, który zadawał mu pies był niedowytrzymania. Mężczyzna z całych sił próbował zrzucić z siebie krwiożerczą bestię.

Wtem nagle drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich ogromna postać. Obydwoje momentalnie spojrzeli w tamtą stronę. W drzwiach stała gruba kobieta w koszuli nocne. Była trochę zaspana a na jej twarzy zaznaczały się drobne oznaki złości:

- Franek! Chodź już do łóżka. Jest trzecia w nocy a ty się tłuczesz w łazience. Obudzisz sąsiadów. Znowu piłeś i znowu go widziałeś – tego twojego psa? A już tak dobrze ci szło. Nie piłeś przez dwa dni. Jutro w klubie A/A będziesz musiał im o tym powiedzieć. Teraz do łóżka, już!!!

marcinhaba
marcinhaba
Opowiadanie · 2 stycznia 2001
anonim