Grzeję ręce na pokrywie laptopa, Słońce powoli się wypala, za otwartym oknem mógłby padać śnieg. O rzeczach, które nieustannie przemijają. Gałęzie na wysokości oczu, kiedy jadę rowerem, ludzie w ruchu, w papierosach, objęciach, sczepieni ze sobą. Jakimś głodem, jakimś zaspokojeniem. Jesteś pusty a ja sączę w ciebie sens, idee, pomysł na wspólne życie, zobowiązania finansowe, jak mleko sączę w ciebie dorosłość. Oddycham twoimi ustami, patrzę na siebie twoimi oczami. A ty sączysz się we mnie, ale frykcyjnie, głęboko i nagle, raz na jakiś czas. Przynosisz kwiaty, kolczyki, pensję, świeże bułki na śniadanie, myśli o których nigdy nie mówisz, sny o innych kobietach i słowa, które bolą, które wszystko kończą; kiedy jad przestawał działać, przestawał paraliżować?
O rzeczach, które nieustannie przemijają. Rozmowy o Bogu, które pokazują czy potrafimy rozmawiać o Bogu. Kim jesteś, w co wierzysz, czym jest wiara, weź spierdalaj, jaki jest sens, po co to wszystko robisz, jakie uzasadnienie ma spacer po parku, kontemplacja nieba, w jakim sensie to wszystko jest piękne, to wszystko jest nudne, a może piękny jest znak drogowy, a może cieszy cię trawa, czy słyszysz, jak rośnie? Jakim prawem krzywdzisz innych ludzi, czy nie czujesz się zobligowany im pomóc? Za to, co tutaj zarabiasz mógłbyś uszczęśliwić całą wioskę w Afryce, a co ze mną, a co ze mną – pytasz – czym ktoś mógłby mnie uszczęśliwić? To płytkie, myśleć w ten sposób. Erekcjami, które produkuje twoje ciało mógłbyś uszczęśliwić tyle kobiet. Albo parę. Albo jedną. Albo żadnej.
O obserwacjach, które są bez znaczenia. Ustalanie szlaków w głowie, ścieżki neuronowe, fizyczne i mentalne przeniesienia między przedmiotami, stanami, dźwiękami, zapachami. Wiele kobiet zaraz obok siebie (być może na siebie na chodzą; na pewno na siebie nachodzą), jak sieci rybackie w głowie. Tymi sieciami łowi się wspomnienia dotyków, emocji. Wplątujesz się w te sieci, nie możesz wypłynąć, nie możesz dopłynąć, jesteś zmęczony, czy przyjdzie ktoś z ostrym nożem, kto rozetnie więzy, czy musisz zrobić to sam, czy znowu musisz zrobić to samemu, wiercąc się, gryząc na ślepo, wiążąc kokon, który zadusi cię jak poczwarę?
O obserwacjach, które nie mają znaczenia. Przesyt ideologii, przesyt interpretacji, koncepcji na życie, nadprodukcja sensów i znaczeń. Boisz się, że nie ma dobrych odpowiedzi, niektóre rzeczy po prostu się stały. Pierwsza pętla do drugiego akapitu. Jest za dużo odpowiedzi, a każda jest dobra, tylko że cudza. Niech pan zdradzi czytelnikom swój sposób na długie życie. Mój sposób to nie zawracać sobie dupy takimi rzeczami, szklaneczka rakiji, trochę tańca, lęki egzystencjalne tylko raz dziennie w toalecie, dobry sen z ręką wciśniętą między uda.
O mieście, które nie ma sensu. Przyjmujesz postawę obronną. Przed samym sobą udajesz, że jest źródłem nieustających fascynacji, ciekawostek. Interesuje cię idea, życie innych ludzi, koncepcja i praktyka. Interesuje cię tak bardzo, że nie potrafisz od tego uciec. Im dłużej o tym myślisz, tym bardziej chcesz być gdzie indziej. Oczy łzawią, ale tym bardziej próbujesz nadążyć za akcją. Przechodzisz obok małych osiedlowych sklepików, przysiadasz się do ludzi, kupujesz piwo w barze karaoke. Doskonale rozumiesz coś, o czym nie masz pojęcia.
O mieście, które nie ma sensu. Metro jest tętnicą, tory tramwajowe żyłami, tory kolejowe układem limfatycznym, a serce to Jana Pawła, z komorą dworca centralnego. I prujemy, zawracamy, donosimy, pulsujemy (ja zdaję się pulsować mocniej). Omijamy się, staramy się siebie nie widzieć, wychodzimy wieczorami, zaliczamy kolejne złotówki niepowrzucane do misek żebraków na rogu każdej ulicy. Wiele godzin w tramwajach, od zajezdni do pętli, tylko żeby patrzeć się na ludzi, przewieźć niepokój w głowie, wyprowadzić swoją chimerę, spróbować coś zmienić, czegoś nie przeoczyć, w senny wir się zamknąć, jak na przyśpieszonym filmie, kiedy ludzie przelatują ulicą, a każdy z nich ma swoją historię.
O historiach, które nie powinny być opowiadane. Jeśli nie jesteś nudny, wszystkie historie, jakie opowiadasz są nienormalne. Czasami jesteś nudny. Bo bez pointy nie ma ciekawej anegdoty, więc starasz się jak możesz, żeby odejść od powszedniości, żeby wszystko było wyjątkowe. I ty jesteś wyjątkowy, dla siebie, ale wszystkie inne problemy są błahe, ledwo zasługują na uwagę, jak te, dlaczego się tak denerwujesz, co właściwie cię ciśnie, gdzie jest problem, sam jesteś problemem, nie widzisz tego? Sam jesteś problemem.
O historiach, które powinny być opowiadane. Takie kołowrotki słów. Jestem przy tobie, czekam na ciebie, myślę o tobie, mam co dla ciebie, powieszę płaszcz, zrobię śniadanie, rozbierz mnie, tak dobrze?, o czym myślisz, zamknij oczy, otwórz oczy, popatrz na mnie, uśmiechnij się, razem sobie poradzimy, damy sobie radę, patrz, deszcz pada, ale to nie szkodzi, i tak będzie. Takie kołowrotki snów.
o kolejnym natłoku myśli
nF
nF
Opowiadanie
·
26 września 2009
-
Anonimowy UżytkownikDo mnie trafia, jak gdybym ...sam to napisał .I nie sam.