Zjawa

Sandra M.



Jak blisko odważysz się podejść?



Deszcz zacinał o szyby wychodzące na taras. Korony jabłonek uginały się pod nawiewem masy powietrza, trawa chyliła ku ziemi, a samotna piłka poturlała w swoją stronę, pchana niewidocznymi dłońmi.
Dziewczyna siedziała na parapecie, patrząc w granatowe chmury, nadciągające z północy. Bezbarwne krople tworzyły istną mozaikę kształtów, spływających powoli po płaskiej tafli. W tle dźwięczała muzyka z nokturnami Chopina, a czarny kocur o atłasowej sierści, z przenikliwymi, zielonymi oczyma, wpatrywał się w swoją właścicielkę z cichym pomrukiem zadowolenia i, zdawać by się mogło, tęsknotą, gdy ta drapała go machinalnie, pieszczotliwie za uchem. Wbijał delikatnie pazurki w jej kolano, jakby chcąc się upewnić, że nie ucieknie.
Pierwsza oślepiająca błyskawica przecięła granatowe niebo, niespodziewanie, niczym pękający materiał. Dziewczyna nuciła pod nosem jakąś spokojną pieśń-kołysankę anielskim głosem. Jednak w pieśni tej pobrzmiewały ponure nuty.
Pogoda nadal się nie poprawiała i nic nie wskazywało nadejścia słonecznych dni.
Nucąc, drapała kota w akompaniamencie do jego mruczenia i huku burzy na zewnątrz. Kolejny utwór zakończył się, by po chwili rozpocząć nowe tany muzyki.
- I nadejdzie czas, gdy zabraknie nas, i nadejdzie dzień, zagłady dzień... odejdzie czas i odejdą dni, zapomnienie w nas, to koniec ich...- śpiewała cicho.
Zupełny spokój malował się na twarzy dziewczyny, okolonej przez płomienne, rude loki, a piegowaty nos odstawał delikatnie. Niesamowicie fiołkowe, niemal ametystowe oczy, z migotliwym blaskiem patrzyły na kolejne cielska błyskawic rozdzierających niebo na małe kawałki.
Niespodziewanie wszystko umilkło. Nokturny Chopina, mruczenie kota, huki burzy, nucenie ognistej dziewczyny...
Dom opustoszał, jakby nikt nie zamieszkiwał go od pokoleń.
Szczerby w oknach uśmiechały się ponuro ostrymi zębiskami. Pajęczyny zwieszały zakurzonymi girlandami. Tylko kot o szmaragdowych ślepiach z pionowymi szparkami pozostawał, jak najbardziej rzeczywisty, ponawiając mruczenie przepełnione smutkiem i tęsknotą, a zawodzenie jesiennego wiatru urozmaicały śmiertelną, tajemniczą ciszę Pustego Domu.
Z daleka odezwał się ponownie anielski, mroczny głos, spowity tajemnicą...
- A gdy nadejdzie dzień, sądny dzień, staniemy obok siebie, i kolejny wiek przeminie nam, na poszukiwaniu ciebie... bo los okrutny spłatał nam, jesienna zamieć goni i lecę niczym nocny ptak, w pogoni...
Pozostała cisza dźwięcząca po owych słowach, zadudniła o ściany opuszczonego domostwa, a kocur zeskoczył z parapetu, znikając w cieniu, by umknąć tam, gdzie jego szczęście, za panią w pogoni.

Tak jak zjawa znikamy, by pojawić się we wspomnieniach dawno zapomnianych.

 

Sandra M.
Sandra M.
Opowiadanie · 29 września 2009
anonim
  • Kuba Nowakowski
    "drapała go machinalnie, pieszczotliwie za uchem" moim zdaniem to są sprzeczności
    "a piegowaty nos odstawał delikatnie" - rozumiem, że był lekko zadarty, czy po prostu odstawał od płaszczyzny twarzy? :)))
    Hmmm.. jest w tym pewien klimat - senny, fantastyczny, ale niestety warsztat pisarski jeszcze nieporadny, co w tym wieku nie jest żadnym dyshonorem. Masz zadatki na dobrą pisarkę, trzeba tylko pisać dużo wprawek i czytać klasykę. Powodzenia.

    · Zgłoś · 15 lat