Uwierzcie, nie warto ćpać w południe. Słońce mnie tak raziło w oczęta moje piękne, że nie wiedziałem, co z nimi począć. Schowałem się w cienistej drobnej uliczce i zmęczony wędrówką, (naprawdę, czterysta metrów w moim wieku to nie lada wyczyn), usiadłem na chodniku, tuląc plecy do zimnego bloku. Ominąłem sprytnym manewrem ptasią kupę i odpłynąłem.
Nie bardzo pamiętam, co to był za rejs, ale strasznie bujało. A potem roześmiany próbowałem wstać. Było spokojnie i lekko. Niestety, nawet ta pieprzona, brudna ściana bloku chciała zrobić mi na złość i nijak nie mogłem się od niej oderwać. Ewentualnie smarkacze z podwórka wylali klej i teraz, uziemiony, powinienem kląć na chodnik. Miałem jednak przeczucie, że to mury. One zawsze rodzą problemy.
W sumie, póki tak tu siedzę i szukam sił, by wstać, to dobrze by było się przedstawić. Nie owijając w bawełnę, Stanisław, dla przyjaciół Staszek, ale nawet nie ważcie się uważać za moich przyjaciół. Szczerze, nie lubię was i nie po lubię. Jak już zauważyliście, ćpam i pewnie mam jeszcze szansę z tego wyjść, ale pewnie nie wyjdę. Nie myślcie, że to życie mnie tak zawiodło. Po prostu lubię latać. To moja siostra jest miękka, to ona po nocach płacze, to ona się cięła, a ja bezczelnie wszystko brałem z pełną mocą. Piętnaście lat temu straciliśmy ojca, Dopiero kilka dni temu wyszedł kryminalista z ciupy. Mama zmarła dawno, a potem był sierociniec. Myślicie, że życie mnie nieźle doświadczyło, że mam zrytą psychikę i ćpam, bo tego wszystkiego nie ogarnąłem, ale wiecie, to wielkie gówno. Tak, gówno przez wielkie g. Chłopaczki z dobrych domów umierają na biało, studenciki gniją w mieszkaniach, a ja to pieprzę. Lubię latać.
Tatusiowi zebrało się po tylu latach w pudle na wychowywanie rodzinki. To przez niego tak wyglądam. Zdenerwował mnie staruch jeden. Impreza w najlepsze, a on wpada jak poparzony, robi burdel i mówi, co mam robić. Słaby byłem, bo tak porządnie bym mu przyłożył. Może poszedł bym w jego ślady. Nie daleko przecież pada jabłko od jabłoni.
Jakiś koleś pod garniakiem minął mnie, patrząc z politowaniem. Nigdy pewnie w takim stanie nie był, że ma czelność się mną brzydzić. Może byłem przewrażliwiony, że tak w pierwszej chwili go oceniłem, bo zatrzymał się, spojrzał pogodnie i podszedł. Uklęknął obok, zrobił pozytywną minę i powiedział:
- Masz ochotę na kawę?
Miałem ochotę zadać mu pytania w stylu dlaczego, po co, co chce i tak dalej, ale jakoś nie mogłem obrócić języka w ustach, więc ograniczyłem się tylko do skinienia.
-Wstawaj chłopie – powiedział pogodnie.
Nim zdążyłem pomyśleć, jak wreszcie wziąć się za dźwiganie tyłka, to koleś złapał mnie za ramię – pedał jeden – i zaczął ciągnąć do góry. Świat zawirował, ale powstrzymałem żołądek i dałem się prowadzić dziadkowi, obiecując sobie w duchu, że za to szarpanie jeszcze mu odpłacę. Minęliśmy jedną uliczkę, skręciliśmy na pewno, a potem chyba były schody i dopiero zapach gorącej kawy oprzytomnił mnie. Szczerze, przyznam się wam, że dawno takiego muła nie miałem. Gdy kontaktowałem i dochodziłem do siebie, zdziwiłem się głęboko. Okazało się, że jestem w mieszkaniu owego jegomościa, a nie w jakieś knajpie. Potem przeżyłem jeszcze większy szok, widząc sterty książek. Jak byłem dzieckiem, to chyba, jak wszyscy, lubiłem "Dzieci z Bullerbyn” czy "Akademię Pana Kleksa”, ale na poziomie "Krzyżaków” wymiękłem, kończąc przygodę z literaturą na zawsze.
- Dawid jestem, a Ty jak masz na imię? – padło pytanie gdzieś zza moich pleców.
- Stanisław. Wyjaśnisz, o co biega? Jesteś z jakieś pomocy społecznej czy coś, a może wolisz młodych chłopców?
Wygolony, ale nieuczesany uśmiechnął się:
- Nie wiem, po co wysiliłem się i cię wziąłem stamtąd. Szczerze, to nic mnie nie obchodzisz. Jedynie nie chciałem zaćpanego trupa spotkać jakiegoś wieczoru w drodze do domu.
- To straszne by było koleś, jakbyś musiał pięknymi oczkami patrzeć na coś tak strasznego. Kolejny młody, który stracił życie. Rzygać mi się chce od tego gadania.
- A mi jak na ciebie patrzę. Wypij kawę i spadaj. Jakoś nie mam chęci być niańką takiego dupka jak ty – nie uniósł się, ale w jego oczach było widać coś dziwnego, coś jakby... smutek?
Próbowałem pośpieszyć picie, ale nie doszedłem chyba jeszcze do siebie, bo po prostu mój żołądek nie wytrzymywał takiego tempa. Nie jestem święty, ale w końcu koleś coś zrobił.
- Dzięki – szepnąłem.
- Nie ma sprawy. Gdzie się tak ściąłeś?
- Impreza. Wiesz jak to jest, a po za tym nieoczekiwany podmuch z przeszłości trochę pokokosił mój czerep.
- ... – milczał, patrząc jakoś dziwnie.
- Tatuś po piętnastu latach chciał mnie wychowywać, a nie bardzo miałem już na to ochotę – nie lubiłem się spowiadać, ale koleś miał coś takiego dziwnego w sobie, że nie mogłem zamilknąć. To głupie, wiem – Wpadł powiedzieć, jak to wstyd mu za nas, że matka przewraca się w grobie.
- Za co siedział?
- Za napad i przy okazji zastrzelił kolesia. Nie wiem, jak przed dożywociem się wywinął, ale złego diabli nie biorą – pomyśleć, że pamiętam jeszcze jak mi imponował w dzieciństwie.
- To rzeczywiście, ma podstawy pedagogiczne. Masz rodzeństwo? Gdzie mieszkacie? – chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale zamilkł.
- Mam siostrę Natalię. Fajna dziewczyna, dużo przeżyła, a wiesz jak pięknie śpiewa? – poniosło mnie, ale Dawid tylko się uśmiechnął, a ze mnie wszystko jakby pragnęło spłynąć – Kiedyś obiecałem, że zadbam o nią i uwierz, próbowałem, ale to wszystko mnie przerosło – miałem ochotę zapaść się pod ziemię albo chociaż wyjść z tego mieszkania jak najszybciej.
- To weź się w garść, człowieku i dotrzymaj tej obietnicy. A teraz jeśli skończyłeś, to spadaj... Nie mam ochoty na takie ckliwe rozmowy.
- ... – szczerze, to mnie zatkało, a potem zagotowałem wodę i zabrałem się czym prędzej z mieszkania z chęcią obicia komuś ryja.
Jak myślicie, że zamierzałem teraz być porządnym i grzecznym, to jesteście w dużym błędzie. Wieczorem szliśmy na malowanie, a potem miałem z Beatką małą schadzkę. Wiecie - seks, drugs and rock and roll. Czułem się nieźle, więc postanowiłem odwiedzić młodą. Była chwilami żałosna, ale w końcu nie czułem się znów ostatnim bydlakiem, jak z opowieści dla nastolatków.
Mijałem akurat tą ścianę nieszczęsną, co mnie puścić nie chciała, gdy pan starszy, prawie pedał, wybiegł za rogu i zdyszany zapytał.
- Jaki jest wasz adres?
- ... – idiota, prawdziwie żałosny.
- Pomogę wam.
- Kowalskiego Rocha, pietnaście – odpowiedziałem, a w głowie zrodził się piękny plan zemsty. Gdyby wszystko dobrze zaaranżować, byłem w stanie podziękować tacie i załatwić altruistę.
- Wpadnę do was – i po prostu odszedł.
Na pewno przypadłem wam do gustu i zachwycacie się moją elokwencją i dobrocią. Tak naprawdę, to ja jestem tym bohaterem pozytywnym, który mierzy się z ciemnością i niesprawiedliwością, niosąc białe światło pokoju i miłości. Amen.
Jakubie, decyzja w Twoich rękach.