- Przepraszam, ma pan ogień?
- Nie palę. Przykro mi. To samo radzę pani, bo…
- Ale… czy ma pan ogień w sobie? Czy budzi się pan w środku nocy, ze spierzchniętymi wargami, szybkim oddechem, potrzebą kochania… Potrafi pan zgnieść w pięści cały świat i cisnąć nim w swoją samotność?
- Skąd pani wie, że jestem samotny?
- Kobiety widzą takie rzeczy. Niektóre przechodzą wobec tego obojętnie. Inne, te zajęte, na przykład szczęśliwe mężatki, mają alibi i nie muszą się przejmować. Są też takie, które chcą się do samotności zbliżyć, żeby sprawdzić, czy znajdzie się dla nich trochę miejsca, dużo miejsca…
- I pani jest taką kobietą właśnie?
- Wie pan dlaczego spytałam o ogień? Samotność, wolne miejsce, nie wystarczy. Kobiety zawsze mają w sobie ogień. Zawsze. I on się w pustce palić nie może, bo to zniszczyłoby mężczyznę nieodwracalnie. Dlatego i on musi płonąć.
- Nie budzę się ze spierzchniętymi wargami. Śpię twardo, a oddech mam raczej z tych wolniejszych. Ale wie pani co… czasem czuję, że mam serce słonia. Za duże dla mnie samego. I tam się coś kopci. Buzuje, rzekłbym nawet.
- Słonie, wbrew temu co się o nich mówi, są wredne.
- Ale to było tylko porównanie! Chodziło mi o rozmiar, rozumie pani? Jestem bardziej jak kot, albo mały labradorek…
- Mam alergię.
- To niech się pani w dupę pocałuje. Żegnam.
Pozdrawiam
Masz moją osobistą gwiazdkę - żółtą, w ulubionych.