- Przepłaszam, czy to pani futełko?
- O rety… nie udusił się pan? Już się odsuwam. Mogliby wreszcie włączyć ogrzewanie i światło. Daleko pan jedzie?
- Jak najdalej, proszę pani. Jak najdalej. W przedziale, oprócz nas, nie ma nikogo. Dlaczego usiadła pani prawie na mnie? Może się pani odsunąć jeszcze trochę?
- Ale pan niedotykalski. Inni mężczyźni lgną do mnie jak miśki do miodu. A może jest pan księdzem? Albo… no, wie pan, tym… pedrylem?
- Pedrylem?! Też mi coś…
- Teraz to człowiek nie ma pewności. Kiedyś ich tylu nie było. I lesbijek też nie. Z kanałów powychodzili, czy co?
- Tiaa… A pani daleko jedzie?
- To zależy, gdzie mnie chwyci. Może tak być, że nawet do końca dojadę.
- Co panią ma chwycić? Aa, bez biletu się jedzie?
- Ależ skąd. Zależy, gdzie mnie chwyci tęsknota. Poprzednio chwyciła mnie przed Wrocławiem. Stamtąd są na szczęście dobre połączenia, więc szybko mogłam wsiąść w powrotny.
- Rozumiem. To znaczy, nie bardzo…
- Bo to jest tak, drogi panie, że ja mam bardzo dużo do stracenia. I tu i tam. Ale tam chyba więcej, bo zazwyczaj w połowie drogi zawracam. Już pół roku tak jeżdżę. Konduktor to mi nawet biletu nie sprawdza. Ale wie pan co? Po raz pierwszy jest tak ciemno, zimno, no i pan… Pomyślałam więc sobie, że to może jakiś znak, możliwość wyrwania się z tej pętli.
- I dlatego tak się pani wtulała?
- Właśnie dlatego.
- Ja nie mam nic do stracenia, może poza nadzieją, że kiedyś będę miał jeszcze coś, czego nie chciałbym stracić. Czy oczekuje pani czegoś ode mnie?
- Gdyby nie było tak ciemno, poprosiłabym, żeby spojrzał mi pan w oczy. Niech pan dotknie mojej piersi, ale tak jakby, zamiast tego, patrzył mi w oczy. Proszę się nie bać. Co pan czuje?
- Że jest pani młoda. I jeszcze smutek. Mój.
- Pozwala pan sobie na to, na ten smutek. Ale tak być nie musi. Odwagi. Proszę wsunąć dłoń pod mój stanik… Co teraz pan czuje? Milczy pan… Ale jest inaczej, prawda?
- Czuję, że mógłbym nie chcieć jechać jak najdalej. Ale to za mało. Musiałbym mieć pewność.
- To ją weź. Bierz, ile tylko możesz. Ta ciemność jest błogosławieństwem, bo możemy się słuchać. Nie oceniamy swojego statusu materialnego, nie świdrujemy wzrokiem w poszukiwaniu zmarszczek. Możemy się usłyszeć. Usłysz mnie.
- Spróbuję, ale… przysuń się trochę.
Jak wczytać się w dialog, więcej można wyciągnąć. Te zgaszone światło też wielce znamienne. Jakby tak pójść z interpretacją dalej, to może to być i taki obraz współczesnych relacji przez internet - czasem dzieje się wiele między dwojgiem ludzi, ale tak, jak przy zgaszonym świetle... "Ta ciemność jest błogosławieństwem, bo możemy się słuchać. Nie oceniamy swojego statusu materialnego, nie świdrujemy wzrokiem w poszukiwaniu zmarszczek. Możemy się usłyszeć. Usłysz mnie."
I wiele jeszcze innych rzeczy się wyczytuje. Ja myślę, że Twoje dialogi, Kuba, złożą się na piękną całość.
Świetnie. Szczególnie kobieta, jak mniemam, wypluwająca słowa z kosmiczną prędkością :>
Pozdrawiam!