Jak każdego dnia o ósmej, tak i tego wieczoru słychać było dźwięk otwieranych drzwi, prowadzących do pięknego, nowocześnie umeblowanego mieszkania. Dwudziestosiedmioletni Norbert zamknął je powoli i odłożył teczkę. Od kilku lat była najwierniejszą towarzyszką. Zmrużył oczy i niedbale opadł na niedawno kupioną kanapę.
Mężczyzna odetchnął głęboko kilka razy, a następnie wstał i przysłonił żaluzjami zachodzące słońce. Niegdyś podziwiał ognistą kulę chowającą się za horyzont. Teraz wprawiała go w irytację.
Ściągnął buty, poluzował krawat i ruszył do kuchni po chipsy i puszkę schłodzonego piwa. Chwilę później spróbował się odprężyć. Zaczął oglądając nieciekawy program o podróżniku, narażającym się na niebezpieczeństwa. Jak można tak żyć! Temu człowiekowi już całkiem odbiło, nudzi mu się! Do głowy przyszła mu jednak pewna myśl – przecież on kiedyś również marzył, by zostać kimś takim.
- To było dawno – powiedział do siebie i sięgnął po paczkę z chipsami. - Dzieci zazwyczaj dają się zbyt mocno ponieść sile marzeń. Żadne z nich się przecież nie spełnia. To głupie.
Nagle poczuł się dziwnie. Wszystko, co do tej pory widział, znikło. Serce zabiło szybciej. Drgnął. Podniósł powieki. Oślepił go blask słońca. Co to, u diabła, znaczy? Odwrócił się. Ujrzał małego chłopca. Szedł powoli w kierunku niewielkiego domku, otoczonego latoroślą. Chłopiec nucił coś sobie pod nosem, a jego twarz cała umorusana była sokiem z malin.
- Zaraz, zaraz – mruknął do siebie. - Poznaję to miejsce. I ciebie też, mały chłopcze...
Zmrużył oczy. Dotarło do niego, że dziesięciolatkiem, kroczącym drogą, był on - mały Norbert o rozpromienionej twarzy.
- Mój dom... - wychrypiał i przyspieszył kroku, by znaleźć się blisko miejsca, w którym spędził połowę życia. - To niemożliwe.
Chłopiec otworzył ostrożnie furtkę, nie zauważając mamy, pracującej nad czymś w ogrodzie.
- No tak! - zawołała, a syn podskoczył. - Oczywiście musiałeś przyjść cały upaprany malinami! Jak zwykle... Och ty urwisie!
Starszy Norbert znieruchomiał. Przed oczami stała matka – jego matka. Nie był w stanie mrugnąć powiekami. Nie chciał tego. Każda sekunda patrzenia na nią, napawała radością. Przecież stracił ją tak dawno...
- Pomogłeś panu Sprężynie przy zbiorach, czy tylko obijałeś się przez cały dzień, hmmm? - zapytała kobieta, wyciągając z kieszeni chusteczkę i wycierając twarz pociechy.
- Oczywiście, że pomogłem! - zapewnił ją syn. - Po to w końcu poszedłem, co nie?!
Mama uśmiechnęła się i gestem wskazała, by poszedł do domu na ciepły obiad.
Starszy Norbert już stawiał krok, by pójść za nimi, ale nagle cała sceneria rozmazała się i ponownie ogarnęło go to dziwne uczucie. Nie, nie chciał wracać do rzeczywistości. Cokolwiek się z nim dzieje, niech trwa, byleby być blisko, by być przy niej...
Tym razem mocno uderzył stopami o coś twardego. Zanim się rozejrzał, jego włosy zmierzwił łagodny letni wiatr, a nozdrza wypełnił intensywny zapach skoszonej trawy. Znajdował się na starym placu zabaw, otoczonym dużymi, zielonymi ławkami. Na jednej z nich siedziała grupka nastolatków, którzy gawędzili o czymś dość głośno, mimo że gwiazdy już od dłuższego czasu lśniły na niebie
- Skałka dała dzisiaj popalić na matmie, co nie? - zapytał chłopak, w którym, dzięki bujnej czuprynie, od razu można było rozpoznać Rafała.
- Trzy gołe jedynki na jednej lekcji, plus uwaga do dziennika – podsumował Norbert, a reszta towarzystwa wydała z siebie dziwny odgłos, który miał być chyba wyrazem podziwu.
- A tak w ogóle, to gdzie ona jest? - zapytała Eliza. - Jak rano z nią rozmawiałam, mówiła, że o wpół do dziesiątej będzie. Robi się już późno..
Rzeczywiście było już całkowicie ciemno i tylko latarnie oświetlały alejki. Nikomu nie chciało się wracać do domu, zwłaszcza, że był pogodny, ciepły, piątkowy wieczór.
- Co słychać? - zawołała jakaś dziewczyna o długich włosach, machając wszystkim energicznie na powitanie.
- O! Skałka! A ty w takim dobrym nastroju? - odezwał się Rafał, nieco zdziwiony.
Skałka, która okazała się być zwykłą dziewczyną, z długim warkoczem i promienistym uśmiechem, nie dawała po sobie poznać, że jest czymkolwiek zdenerwowana.
- Wiesz co? Gdybym przejmowała się każdą uwagą od Anteny, to dzisiaj musiałabym zakładać perukę, bo najpierw bym osiwiała, a później kompletnie wyłysiała.
Starszy Norbert przypomniał sobie, że Antena to nauczycielka chemii, która potrafiła być zgryźliwa i niemiła. Ciarki go przeszły, gdy pomyślał o jej lekcjach.
- No cóż Antena, jak widać, trzyma poziom – podsumowała Olka. - Chce żebyśmy sobie poradzili w życiu, rozwiązując równania chemiczne! Taki nauczyciel to wielki skarb...
- … który trzeba jak najprędzej zakopać w ziemi – dokończyła Skałka, po czym wszyscy parsknęli śmiechem.
- To co? Chyba nie zamierzacie cały wieczór tutaj tak siedzieć? Może się gdzieś przejdziemy? - zaproponował Rafał.
- Może będziemy łapać świetliki, co wy na to? - podsunęła entuzjastycznie Olka.
- Robiłam to wieki temu – powiedziała jej przyjaciółka. - To znaczy, dokładnie we wtorek... Ale i tak nie mam ochoty nigdzie stąd iść.
Głowa Skałki odchyliła się do tyłu. To Rafał pociągnął ją za włosy i zwinnie uniknął kopniaka, który został w niego wymierzony.
- To boli, kretynie!!! - wydarła się dziewczyna i zaczęła gonić kolegę wokół ławki.
- No widzisz, jak łatwo wprawić cię w ruch. Zrobię doświadczenie na fizyce, w którym odegrasz główną rolę. Udowodnię, że ciało samo może wprawić się w ruch, jeśli najpierw odpowiednio się je zdenerwuje.
- A ja mogę udowodnić, jak niewiele potrzeba, by ciało straciło przytomność – pogroziła mu palcem i zaczęła poprawiać warkocz.
- Tak, tak, pan od fizyki byłby z was naprawdę zadowolony – mruknął młody Norbert, chichocąc cicho pod nosem.
Po tych słowach dorosły facet, stojący tuż obok, poczuł, że nogi się pod nim uginają i traci kontrolę nad ciałem. Znowu. Och...
Tym razem młodszy on ubrany był w garnitur, a tuż obok szła Skałka, również przyodziana w odświętny strój. Widać było, że czymś się martwi.
- Jak myślisz, dobrze ci poszło? - zapytała młodego Norberta.
- Chodziłem na korepetycje przez cały rok, więc myślę, że sobie poradziłem – odrzekł na jednym wydechu. W jego tonie można było wyczuć oschłość.
Jego przyjaciółka milczała przez chwilę. Odezwała się dopiero po chwili:
- Idziesz z nami na koktajl? Umówiłam się już ze wszystkimi.
- Wybacz, ale nie mogę się z wami włóczyć, tak jak dawniej – przerwał jej chłopak, a na twarzy towarzyszki pojawiło się wielkie rozczarowanie. - Czas na dorosłe życie. Czas skończyć z głupotami... Radzę - też dorośnijcie! W życiu liczy się to kim zostaniesz! Trzeba mieć przed sobą jakieś perspektywy na przyszłość, a wy bez przerwy...
- Ale... - wyszeptała dziewczyna.
- Wybacz, muszę już iść. Pa! - pożegnał się z nią szorstko.
Zostawił ją, przekreślając i tłamsząc w jednej chwili uczucie rozwijające się tyle lat.
Na twarzy, obserwującego całą sytuację Norberta, pojawiła się łza.
Znowu... Ach... Kiedy to się skończy? Zawrót głowy.
Tym razem leżał na kanapie z paczką chipsów i zimnym piwem w ręce. Spojrzał na zegarek i natychmiast zaczął przeszukiwać stronice książki telefonicznej. Wybrał numer i odczekał kilka sygnałów. Dzwoniło mu w uszach, a kiedy po drugiej stronie słuchawki odezwał się głos, serce zabiło mu jak młot.
- Skałka?
Już na początku roi się od powtórzeń, ''co dzień'', ''Norbert''... to strasznie nudzi.
Zdanie:'' Niegdyś uwielbiał podziwiać, jak ognista kula chowa się za horyzont, teraz, za każdym razem kiedy promienie padały na jego twarz, sprawiały, że szybko się irytował.'' brzmiało by lepiej:
''teraz, kiedy promienie padały na jego twarz za każdym razem wprawiało go to w irytację'' albo ''wprawiały go w irytację padając na twarz'' albo jakkolwiek inaczej... brak mi pomysłów, ale Twoja wersja brzmi dziwnie.
''Chwilę później spróbował się odprężyć, oglądając nieciekawy program o nieznanym mu podróżniku, który przemierzał świat, narażając się niekiedy na niebanalne niebezpieczeństw'' - za długie, mniej przymiotników, więcej interpunkcji, proszę. :)
Czytając dalej natrafiłam na liczne braki w przecinkach.
''I ciebie też mały chłopcze...'' - ''Ciebie'' piszemy wielką literą, a po ''też'' powinien być przecinek. Nie czepiam się ''i'' na początku, bo nie czyta się źle, więc ujdzie. ;)
Wrócę i dokończę, obiecuję. :)
Ale po kolei. Treść - moim zdaniem piękne przesłanie dotyczące priorytetów w życiu i zatracenia siebie w pogoni za przyziemnymi sprawami. I że zawsze można dokonać wyboru. I to jest dobre.
To, co wymaga dopracowania, to styl (w poprzednim opowiadaniu wypadłeś dużo lepiej) i interpunkcja. Miejscami przegadane.
Chcesz popracować nad tym tekstem? Jeśli tak, zobaczymy wówczas, jak wyjdzie i być może będzie nadawało się na pierwszą. W tej postaci - nie. Przykro mi. To jak, zabierasz się do roboty?
Pomysł troszkę banalny i przegadany, ale to nie znaczy, że zły. Ogólnie mi się podoba. Zauważyłam kilka błędów językowych i wiele interpunkcyjnych. Styl masz fajny tylko zwracaj uwagę na formę. Nie wiem jak to ocenić, więc poczekam cierpliwie na poprawki. :)
Powodzenia w dalszym płodzeniu tekstów. :)
"Od samego ranka, aż do tej pory, stawała się jego najwierniejszym towarzyszem od kilku lat." - szyk wyrazów: "Od kilku lat była najwierniejszą towarzyszką" - tak bym zostawiła, bez dopowiadania reszty. To można się domyślić. Co sądzisz?
"Zmrużył oczy i niedbale opadł, na niedawno kupioną kanapę" - bez przecinka
"Mężczyzna odetchnął głęboko kilka razy, a następnie wstał i przysłonił żaluzję, by zasłonić zachodzące słońce." - 'przysłonić' i 'zasłonił'? Może tak: "Mężczyzna odetchnął głęboko kilka razy, a następnie wstał i przysłonił żaluzjami zachodzące słońce."
"Niegdyś uwielbiał podziwiać, jak ognista kula chowa się za horyzont, teraz, wprawiało go to w irytację." - może lepiej dwa zdania: "Niegdyś podziwiał ognistą kulę chowającą się za horyzont. Teraz wprawiała go w irytację."
"poluzował krawat u szyi" - hmm, a gdzie indziej się go poluzowuje? Nie odpowiadaj. Może po prostu bez 'u szyi'
"nieciekawy program, o podróżniku" - bez przecinka
"(Jak można tak żyć! Temu człowiekowi już całkiem odbiło, nudzi mu się!)" - skoro już w tekście jest kursywą, to wyrzuć nawiasy.
"Gdy to powiedział poczuł dziwne uczucie w środku jego głowy." już wcześniej 'powiedział', więc może bez: "Nagle poczuł się dziwnie".
"Wszystko co do tej pory widział, znikło" - przecinek także po 'wszystko'
"Serce zaczęło mu szybciej bić i nagle drgnął, bo poczuł, że zaraz zwymiotuje. Nie zrobił tego jednak. Zamiast tego, podniósł swe powieki i oślepił go blask słońca." - przegadane. Może: "Serce zabiło szybciej. Drgnął. Podniósł powieki. Oślepił go blask słońca." - wydaje mi się, że krótkie zdania w takim momencie lepiej oddają chwilę, w której dzieje się coś szczególnego. Kropka daje poczucie oczekiwania na "coś".
"Żar, lejący się z nieba, podrażniał jego skórę, więc spróbował znaleźć jakieś schronienie." - zrezygnowałabym z tego zdania. Niczego nie wnosi.
"Co u diabła to wszystko ma znaczyć? Co jest grane?" - nie za wiele tego? "Co to, u diabła, znaczy?"
"Kiedy oglądnął się za siebie, ujrzał małego chłopca, idącego wolnym krokiem w kierunku, niewielkiego domku, który otoczony był latoroślą." Może: "Odwrócił się. Ujrzał małego chłopca. Szedł powoli w kierunku niewielkiego domku, otoczonego latoroślą."
Ok, tyle na teraz. Mówić dalej?