Słońce powoli opadało, aby już za chwilę utonąć w błękitnym oceanie. Niebo, które przez większość dnia pozostawało bezchmurne, zmieniło kolor na pomarańczowy, a pojedyncze obłoki wyglądały jak owce, którym ktoś złośliwy zafarbował wełnę na różowo. Zieleń drzew rosnących w równych odstępach przy drodze, którą jechał czerwony kabriolet, wydawała się wyjątkowo intensywna. Mężczyzna w ciemnych okularach, siedzący za kierownicą, spojrzał w boczne lusterko.
- Nikogo – pomyślał i poczuł, że sprawy układają się idealnie po jego myśli. Jeszcze godzina i dotrze do małego kościoła na wzgórzu. Niektórzy uważają, że świątynia jest opuszczona, ale z informacji, które otrzymał, wynika, że raz w miesiącu pewien pustelnik udziela spowiedzi oraz odprawia mszę dla każdego, kto akurat jest w pobliżu. Spowiedź. Tego właśnie potrzebował.
Kiedy czerwony kabriolet zatrzymał się przed drewnianym kościołem, słońce już prawie całkowicie znikło za horyzontem. Młody człowiek w habicie siedział na schodach prowadzących do świątyni. Podniósł głowę i zaczął się przyglądać, jak wysoki blondyn w jeansach i białej bluzie zamyka samochód. Kierowca spojrzał w stronę wejścia i wtedy natknął się na wzrok obserwatora. Przez chwilę obaj się zawahali, po czym ksiądz wstał i ruszył w stronę przybysza.
- Witaj! Co cię tu sprowadza? Zabłądziłeś?
- Witam. W pewnym sensie zabłądziłem i właśnie dlatego przybyłem tutaj.
- Potrzebne ci rozgrzeszenie?
- Dokładnie.
- W takim razie zapraszam do mojego domu – powiedział radośnie kapłan, a widząc, że mężczyzna zawrócił w stronę samochodu, dodał: - To całkiem blisko. Możemy iść.
- Dobrze – zgodził się, choć samo zaproszenie wydało się dość dziwne.
Kiedy blondyn zrównał się z kapłanem, zaskoczony dostrzegł, że ten jest od niego nie tylko dużo szczuplejszy i niższy, ale również starszy o jakieś dziesięć lat. Początkowo bowiem wziął go za równolatka. Milczenie, które trwało już kilka minut, stawało się trochę irytujące. Spojrzał na duchownego, lecz nie zauważył zniecierpliwienia czy zmęczenia, a wręcz przeciwnie - spokój i odprężenie. Czuł się dziwnie. Pogłębiło to tylko jego zdenerwowanie, a dodatkowo wzbudziło lęk przed tym człowiekiem.
- Czy mogę o coś zapytać? – powiedział, gdy minęli kolejny zakręt leśnej ścieżki.
- Jasne. Pytaj, o co chcesz. Nie mogę jednak obiecać odpowiedzi na każde pytanie, które mi zadasz, więc nie obraź się, jeśli nie odpowiem.
- Dlaczego zaprosiłeś mnie do domu? Nie mogłem wyznać grzechów w kościele?
- To właściwie dwa pytania. Odpowiedź na pierwsze jest prosta. Chciałem, aby ktoś mi towarzyszył podczas kolacji. Co do drugiej odpowiedzi, to jest ona jeszcze łatwiejsza. Oczywiście, że mogłeś, ale przyjąłeś moje zaproszenie, więc do sprawy twoich grzechów powrócimy jutro.
- Jutro?
- Tak. Chyba, że nie możesz zostać na noc?
- Właściwie to nie mogę. Naprawdę wolałbym mieć to za sobą już dzisiaj i od razu wrócić do domu.
- Ach – przez moment wydawało się, że kapłan posmutniał, otrząsnął się jednak i dodał z uśmiechem: – W takim razie zjedzmy kolację, a zaraz potem cię wysłucham.
- Zgoda.
Obaj mężczyźni umilkli. Maszerowali w ciszy jeszcze kwadrans, aż wyszli z lasu na otwartą przestrzeń, a ich oczom ukazał się drewniany parterowy dom z niewielką szopą na narzędzia i składzikiem na opał.
- Jak podoba ci się moja samotnia?
- Wygląda na zaniedbaną. Czy dach nie przecieka? Wydaje się, jakby brakowało kilku dachówek.
- Przecieka, ale nie znam się na naprawie. Może mógłbyś mi pomóc?
- Narzędzia zostały w samochodzie.
- Nie martw się, mam narzędzia w szopie. To chyba nie jest duży problem, prawda?
- Chyba nie, ale jest już dość ciemno i obawiam się, że nie starczy mi czasu przed zapadnięciem zmroku.
- Trudno. W takim razie wejdźmy do środka.
Wnętrze zadziwiło przybysza przede wszystkim czystością i porządkiem. Wyglądało na to, że duchowny całkiem nieźle radzi sobie z pracami domowymi. Co więcej, gdy tylko zaczął przyrządzać kolację, po domu rozniósł się zapach, zapowiadający prawdziwą ucztę.
- Usiądź. To jeszcze chwilę potrwa. Właściwie to nie przedstawiłem się. Nazywam się Joe. Ty nie musisz się przedstawiać. Wielu ludzi, którzy tu przyjeżdżają, woli być anonimowymi. Mogę mówić do ciebie Bob?
- Eee... Jasne. Bob mi pasuje – powiedział Bob, zaskoczony, że ksiądz odgadł jego prawdziwe imię.
- Też tak myślę. Proszę, to twoja porcja. Nie za mało? – spytał, kładąc przed nim talerz wypełniony po brzegi ryżem z sosem i kawałkami mięsa.
- Nie. Dziękuję, to wystarczy.
- Smacznego.
- Smacznego... – Bob zawahał się, gdy spojrzał na talerz gospodarza, na którym znajdowała się jedna czwarta tego, co sam otrzymał. – Czy twoja porcja nie jest za mała?
- Och, to miłe, że pytasz, ale ja nie jadam zbyt dużo wieczorem. To niezdrowe.
Bob nie odpowiedział. Jednak Joe z każdą chwilą wydawał mu się dziwniejszy. Duchowny jadł nadal swoją porcję, podczas gdy Bob już skończył i zastanawiał się, czy dostanie coś do picia. Kiedy talerze zostały opróżnione, obaj mężczyźni podnieśli się, aby je umyć.
- Ja to zrobię – powiedział gość. – Przynajmniej odwdzięczę się, za tak dobry posiłek. Gdzie nauczyłeś się gotować?
- Tutaj. Mieszkając samemu, musiałem, a że nie lubię jeść byle czego, to nauczyłem się gotować dobrze.
- Sprytne.
- Prawdopodobnie, ale nie przyjechałeś tu, aby poznać przepis. Jaki masz problem?
Pytanie zaskoczyło mężczyznę. Całkowicie zapomniał, dlaczego tu przybył, a teraz został tak brutalnie przywrócony do rzeczywistości. Wytarł ostatni talerz i odłożył na półkę. Podszedł do kapłana i usiadł na krześle obok niego. Zaczął niepewnie, od ogólnych problemów, w domu, w pracy. Duchowny słuchał i tylko czasami zadawał pytania. Bob opowiadał, jak przez ostatnich kilka miesięcy nie potrafił się odnaleźć w życiu, jak stracił pracę i zaczął szukać nowej. I jak znalazł. Zawahał się, a potem zaczął opowiadać, jak wraz z pracą znalazł nową miłość. A przynajmniej tak uważał. Do czasu. Teraz żałował.
- To wszystko?
- Tak. Tak myślę.
- Dobrze – ksiądz pochylił głowę i zaczął mruczeć formułkę rozgrzeszenia, po czym nakreślił znak krzyża w powietrzu. – Idź i nie grzesz więcej.
Bob podniósł się z krzesła i odwrócił w stronę duchownego, aby mu podziękować, lecz ten trzymał prawą rękę pod sutanną. Gdy ją wyjął, mężczyzna ujrzał wycelowany w niego pistolet. Była to ostatnia rzecz, jaką zarejestrował. Wystrzał był bezgłośny. Kula trafiła prosto w serce. Bezwładne ciało z hukiem upadło na podłogę. Joe wyjrzał przez okno. Do domu, polną drogą, zbliżał się czerwony kabriolet, którego dwie godziny temu zostawił pod kościołem...
"wydawała się wyjątkowo ciemna. Mężczyzna w ciemnych okularach" - ciemna, ciemnych - fajnie byłoby to urozmaicić
"otrzymał z pewnego źródła, wynika że raz w miesiącu pewien pustelnik " - pewne, pewien - jak powyżej; w ogóle te pewne źródła można by usunąć, w żaden sposób nie dookreśla, więc są to zbyteczne słowa.
"Podniósł głowę i przyglądał się" - a poprawną formą nie byłoby tutaj: przyjrzał się? tak mi się coś wydaje. albo zaczął się przyglądać.
"wysoki, blondyn w jeansach" - przecinek zbyteczny
"poczym" - ekhm... jesteś pewna, że tak to się pisze?
"dostrzegł że ten jest od niego" - przecinek
"gdyż początkowo wziął go za równolatka. Milczenie, które trwało już kilka minut, zaczynało go trochę irytować. Spojrzał na duchownego, lecz nie dostrzegł zniecierpliwienia czy zmęczenia, a wręcz przeciwnie spokój i odprężenie. Dziwnie się czuł, gdyż" gdyż-gdyż; w ogóle co to za jakaś archaiczna forma? hm? takie czyste zdania wynikowe brzmią bardziej naukowo niż ciągną narrację
"powiedział gdy minęli" - przecinek
"gdy tylko zaczął przyrządzać kolację po domu rozniósł się zapach" - przecinek
"spytał kładąc przed nim talerz" -przecinek
"Duchowny jadł nadal swoją porcję, podczas gdy Bob skończył już swoją i" - swoją/swoją
"Kiedy oba talerze zostały opróżnione obaj mężczyźni podnieśli się aby je umyć." - widzę tu z dwa przecinki, których nie ma
Jak dla mnie to ciekawy tekst. Dobrze zbudowana intryga, a przynajmniej zachęca by zajrzeć do części następnej. No, no, może jak się postarasz to trafisz do Trupów Polskich. Szkoda tylko, że imiona muszą być w innym języku. Chyba racja, że Polacy mają problem z wyobrażeniem sobie zagadek kryminalnych na gruncie rodzimym.
Masz ładny, swobodny styl. Niestety, oprócz uwag powyżej, dorzucam kilka swoich:
"wynika że raz w miesiącu" - przecinek po "wynika"
"Kiedy przed drewnianym kościołem na wzgórzu zatrzymał się czerwony kabriolet" - proponuję zmienić szyk: "Kiedy czerwony kabriolet zatrzymał się przed drewnianym kościołem"; można też pominąć "na wzgórzu", bo już było akapit wcześniej i możemy się tego domyślić.
"Młody człowiek w habicie, siedział" - bez przecinka
"Kierowca spojrzał w stronę wejścia i wtedy ich spojrzenia się spotkały." - "spojrzał" i "spojrzenia"; jedno lepiej zmienić.
"W takim razie zapraszam do mojego domu. – powiedział..." - W dialogach zdanie oznajmujące nie jest kończone kropką, jeśli dalej, po myślniku następuje narracja. Dopiero ona kończy się kropką. Jeżeli narracji nie ma, to kropka oczywiście jest na końcu zdania. Przejrzyj zatem wszystkie wypowiedzi i skasuj kropki tam, gdzie one zbędne. Pytajniki, wykrzykniki i wielokropki zostają oczywiście.
"mężczyzna zawrócił w stronę samochodu dodał" - przecinek po "samochodu"
"wydało mu się dość dziwne" - bez "mu"; lepiej unikać zaimków tam, gdzie nie są one konieczne.
"Zaskoczyło go to, gdyż początkowo wziął go za równolatka." - "go" i "go", a zdanie wcześniej "niego"; proponuję przerobić zdanie wcześniejsze i dodać nowe: "Kiedy blondyn zrównał się z kapłanem, zaskoczony dostrzegł, że ten jest od niego nie tylko dużo szczuplejszy i niższy, ale również starszy o jakieś dziesięć lat. Początkowo bowiem wziął go za równolatka."
"zaczynało go trochę irytować" - bez "go" (!)
a wręcz przeciwnie spokój i odprężenie" - po "przeciwnie" proponuję wstawić bądź myślnik, bądź wielokropek.
"Dziwnie się czuł" - bardziej naturalne wydaje mi się: "Czuł się dziwnie"
"W nim samym pogłębiło to tylko irytację, a dodatkowo wzbudziło lęk, przed tak dziwnym człowiekiem" - "irytacja" już wcześniej, więc lepiej poszukać innego określenia, bez "w nim samym" - to już wiemy, nie ma przecinka po "lęk".
W tej chwili to tyle. Wrócę i dokończę.
" - Dlaczego zaprosiłeś mnie do domu, nie mogłem wyznać grzechów w kościele?
- To właściwie dwa pytania." - zrób zatem w pierwszej wypowiedzi dwa pytania, bo one tam są.
"i dodał z uśmiechem" - dwukropek po "uśmiechem"
"Wydaje się jakby brakowało" - przecinek po "się"
"Nie martw się mam narzędzia w szopie" - przecinek po "się"
"Wielu ludzi, którzy tu przyjeżdżają woli być anonimowym" - przecinek po "przyjeżdżają" oraz "anonimowymi"
"Proszę to twoja porcja" - przecinek po "proszę"
"Bob zawahał się gdy spojrzał" - przecinek po "się"
"jedna czwarta tego co sam otrzymał" - przecinek po "tego"
"i zastanawiał się czy dostanie coś do picia" - przecinek po "się"
"Przynajmniej odwdzięczę się, za tak dobry posiłek" - bez przecinka
"Mieszkając samemu musiałem" - przecinek po "samemu"
"Bob podniósł się z krzesła i odwrócił w stronę duchownego, aby mu podziękować, lecz ten trzymał prawą rękę pod sutanną, a gdy ją wyjął, mężczyzna ujrzał wycelowany w niego pistolet." - zdanie jest ogólnie poprawne, ale czasem lepiej takie wypowiedzi ciąć - widzę tu dwa zdania. Wstawiłabym kropkę po "sutanną" i zaczęła nowe zdanie od "Gdy ją wyjął"; nie nalegam. :)
"Była to ostatnia rzecz jaką zarejestrował" - przecinek po "rzecz"
"Bezwładne ciało upadło na podłogę z hukiem." - zmieniłabym szyk: "Bezwładne ciało z hukiem upadło na podłogę."
"Do domu, polną drogą zbliżał się czerwony kabriolet, który dwie godziny temu zostawił pod kościołem..." - przecinek po "drogą" i "którego"
:)
"Czuł się dziwnie. Pogłębiło to tylko jego zdenerwowanie, a dodatkowo wzbudziło lęk przed tak dziwnym człowiekiem." - "dziwnie" i "dziwnym"; może po prostu "... lęk przed tym człowiekiem"
"Pytaj o co chcesz" - przecinek po "pytaj"
"Przecieka, ale nie znam się na naprawie, może mógłbyś mi pomóc?" - widzę tu dwa zdania.
"Nie martw się mam narzędzia w szopie" - przecinek po "się"
"Do domu, polną drogą, zbliżał się czerwony kabriolet, który dwie godziny temu zostawił pod kościołem..." - w moim przekonaniu "którego", bo rozumiem, że ostatni człon zdania złożonego ma jako podmiot domyślny "on" czyli mężczyzna. Jeżeli kabriolet, to raczej z "który" będzie biernie: "który dwie godziny temu zostawiono pod kościołem..." Ale być może się mylę, bo akurat z tym sama mam często problem. ;)