Fenotyp pokolenia

Maciek Kapustka

1.

Podaj fenotyp pokolenia F1 samic muszki owocowej „dzikiej” o czerwonych oczach, z samcami żółtymi. Odczytałem dziś po raz czwarty i pogrążyłem się w gazecie. Nie jestem najlepszym dydaktykiem, ale nikogo o tę pracę nie prosiłem. Wymień możliwe gamety niebieskookiej kobiety z daltonistą. Zauważyliście, jakie genetyka ma upodobanie na punkcie oczu?

Potem się wzburzyłem. Rudy student z drugiego rzędu wstał i podszedł. W sposób daleki od grzeczności stanął nade mną, czekając, aż przerwę lekturę i poświęcę mu uwagę. Zadał pokręcone pytanie. Odpowiedziałem mu, przypominając o pierwszym prawie Mendla. W trakcie tłumaczenia przesadnie kiwał głową, po czym usiadł, odczekał, i jeszcze raz przyszedł z tą jedną, przeraźliwie samotną szarą komórką, i zapytał o to samo!

Wyjaśniłem, tym razem z przykładami. Nagle chłopak zaatakował: „Skąd mogę wiedzieć, że tak jest? Czy Profesor jest tego pewien?”. Przez minutę myślałem, co powiedzieć. Wydaje się możliwe, że Mendel popełnił błąd. Podstawowe twierdzenia są założycielskie dla nauki, ale jednocześnie najbardziej podejrzane. Być może źle interpretujemy wyniki, ale przez przypadek ta teoria pasuje do dotychczasowych prób. Grupa podchwyciła sensację i torturowała mnie dociekaniami.

2.

W pracowni podszedłem do rzędów ze słoikami. W środku muszki „dziki” i normalne, sprawdzają moją doktorancką tezę, że ilość mutacji zależy od temperatury. Przeszedłem do kuchni przygotować pożywkę z mąki kukurydzianej, agaru, cukru, wody i drożdży. Nie znoszę tego.

Ze złą wiadomością odwiedził mnie promotor. Z ostatniego sprawozdania nie wynikają żadne wnioski. Zaczął się irytować, chyba zresztą słusznie, że po dwóch latach i 100 kilogramach mąki kukurydzianej wciąż tkwię na samym początku. Dowiedział się też o mojej rozmowie ze studentami, w której podważałem podstawy genetyki. Na koniec powiedział: „Naprawdę przykro mi to mówić, ale nie sprawdzasz się zarówno jako nauczyciel, jak i badacz. Poważnie zastanawiam się, dlaczego uczelnia powinna dalej udzielać ci miejsca i środków”.

Zauważyliście, jakie genetyka ma upodobanie na punkcie oczu? Szkoda, że nie widzieliście moich, w tamtej sytuacji.

3.

Wpadam do pracowni o pierwszej w nocy. Rzucam spojrzenie na naczynie z insektami. Walę pięścią w blat. Jeszcze raz. Ponownie. Zimny skurcz biegnie po ręce. Ale ulga znika już po chwili. Krzyczę na „dzika”. Ty gnido! Już ja się z tobą rozliczę. Straszę go eterem. Chcę jednak, aby był przytomny, gdy mi zapłaci, za te lata gotowania. Otwieram okno i stawiam kanalię na parapecie. Biegnę po jego ulubioną mąkę. Na jego czerwonych oczach wyrzucam ją. Z chodnika dochodzi huk pękającego opakowania.

Gwałtownie chwytam nakrętkę. Gryzę ligninę. Zlizuję watę. Podnoszę słoik z muszkami do ust i gwałtownie wciągam powietrze. Deszcz owocówek spada mi na język. Mlaszczę tak głośno, jak to możliwe. Żółte smakują lepiej, ale nie jestem pewien. Potem puszczam słoik na podłogę i przechadzam się ucieszony. W końcu siadam na blacie i beztrosko macham nogami.

4.

Przez minutę myślałem, co powiedzieć. Wydaje się możliwe, że Mendel popełnił błąd, ale musimy przecież wykazać się choćby tą odrobiną dobrej wiary. Nawet jeśli nasze wyobrażenie o genetyce jest całkiem mylne, ale przypadkiem pozwala na praktyczne zastosowania, to nie ma powodu do zmartwień.

5.

W pracowni podszedłem do rzędów ze słoikami. W środku muszki „dziki” i normalne, sprawdzają moją doktorancką tezę, że ilość mutacji zależy od temperatury. Przeszedłem do kuchni przygotować pożywkę z mąki kukurydzianej, agaru, cukru, wody i drożdży. Nie znoszę tego.

Ze złą wiadomością odwiedził mnie promotor.

Maciek Kapustka
Maciek Kapustka
Opowiadanie · 20 lutego 2010
anonim