Super Jogurt z Tygrysem

Maciek Kapustka

1

Bartek „tygrys” podszedł do budki ze strażnikiem.
- Witamy w laboratorium „SuperJogurt”.
- Eeeee, cześć, gdzie macie receptury?
Zrobiło się parno. Strażnik zatęsknił za domem. Och, jak bardzo chciał być w tej chwili w pokoiku, obok telewizorka i puszeczki piwka, a nie tutaj, naprzeciw oprycha, który przyszedł wykraść tajną recepturę dla konkurencyjnej firmy.

Tygrys instynktownie wyczuł, że nie otrzyma odpowiedzi. Ukucnął i stuknął pięścią w kamienną kostkę.
STUK
– Receptury, naprawdę nie wiem.
STUK
- Ale nawet gdybym wiedział...
STUK
- to nie mogę powiedzieć.
Wbił ją na kilka centymetrów. Włożył rękę w szczelinę i zacisnął kostkę. Wtem powstał. Zakręcił ręką i wypuścił kamień. Kuloodporna szyba ustąpiła z zawiasów i zaatakowała ochroniarza. Z porażającą siłą docisnęła go do ścianki prowizorycznej kanciapy. I dalej, do ogrodzenia terenu i ściany sąsiadującego budynku.

2

W pracowni panowała cisza. Wtem huknął miękką wewnętrzną częścią dłoni w nos. Naukowiec stracił przytomność. Znienacka krew siknęła z rozbitego nosa do kolby pomiarowej. Tygrys raptownie odciągnął ręce i skonstruował ze swoich rąk i nóg dźwignię. Potężnie kopnął upadającą ofiarę. W efekcie ofiara podskoczyła. W locie tygrys założył mu podwójnego Nelsona i udusił. Chociaż było to już zbyteczne, to jeszcze dla pewności zdemolował okolice piątego kręgu szyjnego chwytem krav maga.

Potem Tygrys rzucił się na nieprzerwanie miareczkującego badacza. Położył łapę na jego udzie i zarzucił go niczym sztangę. Lekko zatoczył się do tyłu, po czym cisnął nim okrutnie. Badacz w ostatniej chwili uczepił się bluzy tygrysa, przez co zyskał nieoczekiwany moment obrotowy i szybował jak śmigło. Zwariowany człowiek-śmigło był jego największym odkryciem w całym nieudanym życiu. W locie roztrzaskał rząd biuret, firmy Hochshule za cztery tysiące dwieście złotych każda, zdemolował programowalną pipetę za dwanaście tysięcy złotych i ostatecznie wbił się w klatkę piersiową asystenta za jedyne osiemset złotych miesięcznie bez świadczeń zdrowotnych i ubezpieczenia.

- O Boże, zdemolowałeś pipetę! – rozpaczliwie krzyknąłem. Ja, czyli ostatni żyjący laborant „SuperJogurtu”.

3

Z łatwością objął całą moją głowę. Topił mnie w naczyniu testowym numer trzy, wypełnionym po brzegi jogurtem. Za pierwszym razem przytrzymał minutę. Myślałem, że to już koniec. Przed oczami wcale nie przemija całe życie, tylko głupie myśli. Ale dobrze, że utopię się w jogurcie a nie w wodzie. Co powie zarząd na widok asystenta ze sterczącym człowiekiem-śmigłem? Czy nie mógł wybrać naczynia numer cztery z truskawkowym?

Gdy pozwolił mi się wyłowić, musiałem wyglądać jak największy miłośnik SuperJogurtu na planecie. Złapałem krótki oddech i trochę się oblizałem. Przy drugiej próbie zakrztusiłem się. To właśnie wtedy wpadłem na nasze hasło reklamowe: „nasz produkt jest tak dobry, że będziesz chciał nim oddychać”.

4

Jestem ciekaw, co bym odkrył przy trzecim zanurzeniu. Później kilka razy próbowałem sam się przytopić w poszukiwaniu natchnienia, ale bezowocnie. To nie jogurt, a nieuchronność śmierci prowokowała myśli.

Nagle do laboratorium wszedł uzbrojony mężczyzna. Nigdy nie widziałem kogoś tak ciężko opancerzonego. Z przodu był cały przysłonięty szybą kuloodporną, a z tyłu zabezpieczony ceglaną ścianą. Pomyślałem, że to prototypowy uniform oddziałów antyterrorystycznych. Po chwili jednak rozpoznałem, że to Pan Henryk, starszy ochroniarz pracujący na bramce naszej placówki. Zupełnie spokojny wymierzył z broni i wystrzelił bez zbędnych przemówień. Zresztą wątpię, czy mógł cokolwiek powiedzieć, tak przyciśnięty do szyby.

Maciek Kapustka
Maciek Kapustka
Opowiadanie · 21 lutego 2010
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Bardzo podoba mi się Twoje poczucie humoru. Opowiadanie też - jak najbardziej.
    Kilka uwag i sugestii poniżej:

    "Witamy w laboratorium „SuperJogurt” oraz "Receptury, naprawdę nie wiem" - kropki na końcu zdania.
    "Włożył rękę w sz­cze­linę i za­cisnął się na ko­st­ce" - nie do końca jasne; może zamiast 'się' - 'ją'
    "W locie tygrys huknął miękką wewnętrzną częścią dłoni w nos" - o ile w poprzednim opowiadaniu powtórzenie zrobiło swoje, tutaj mnie nie przekonuje... Niemniej widzę, że lubisz stosować ten środek :)
    "4200zł każda, zdemolował programowalną pipetę za 12000zł i ostatecznie wbił się w klatkę piersiową asystenta za 800zł" - liczebniki w opowiadaniu słownie i raczej nie stosujemy skrótów, więc 'złotych'
    "nr3", "nr4" - podobnie; 'numer trzy', 'numer cztery'
    "Za pierwszym razem przetrzymał minutę" - może 'przytrzymywał'?
    "prowokowała moje myśli" - bez 'moje'; zdanie przybiera bardziej uniwersalne przesłanie ;)
    "Z przodu był cały przesłonięty szybą kuloodporną" - 'przysłonięty'?
    "przemija cale życie" - ł

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Maćku, czy będzie jakaś korekta?

    · Zgłoś · 14 lat
  • Maciek Kapustka
    Dzięki za pamięć.
    Będzie, dziś usiądę do wszystkich zaległych korekt.
    pozdrawiam!

    · Zgłoś · 14 lat
  • Maciek Kapustka
    Joanno, poprawiłem.
    Wielkie dzięki za uwagi, są w dziesiątkę. Powtórzenie tutaj było faktycznie słabe. Wyglądało jak błąd, a nie celowy zabieg. Zgaduję, że nadużywam tej sztuczki, bo: a) jest muzyczna [jestem saksofonistą] b) z powodu nieudolności - spróbuję poeksperymentować z innymi środkami.

    Rany, jeśli będę kiedyś wydawał [tryb bardzo przypuszczający], to chcę Twojej korekty! :)
    pozdrawiam gorąco

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Dobrze, dobrze, Ty już sobie nie kpij ze mnie ;)

    · Zgłoś · 14 lat