Patrząc na ciebie nie zadaję sobie pytań dlaczego moje powroty są boleśniejsze niż rozstania. Początki bardziej do góry nogami, niczym lewitująca kara, a nie obietnica.
Płyniesz obok i między, rozlewasz się po mnie jak miód, a w każdym złotym pęcherzyku powietrza jest jakieś twoje nowe imię. Znamy się? Mówię to lekko i niesłyszalnie, jakbym tak naprawdę chciała zapytać o coś zupełnie innego. Ale przecież nadal nie mam odwagi, by zanurzyć się w brokatowym puchu tej cygańskiej wolności. Jest gdzieś obok, przed nami, gdy ścigamy się na kruchym lodzie. To takie nierzeczywiste, że odmawiam świadomości. Nie chcę rozsądku i nie chcę już powrotów, zacznijmy coś wspólnie. Nocami trzymają mnie na noszach ponad starymi ludami, modlę się do księżyca, by o Tobie nie myśleć. Mogłabym przecież spaść.
Odkupienie.
Ce.
Ce.
Opowiadanie
·
25 lutego 2010
powiem tyle, że cenię sobie niesamowicie Wasz "patronat" (szczególnie Pana Mandibury oczywiście, mojej wyroczni) i mam nadzieję, że uda mi się wrócić do formy lepszej niż była.
taki realizm na rzecz odkupień stricte
pozdrawiam cieplutko :)