Wszystkie ekipy świata

Maciek Kapustka

- Wracając do tematu granic ... uważam, że ocean jest nieskończony. –  Słuchałam bezustannej rozmowy jeża morskiego z rozgwiazdą.
- O, to ciekawe. Czyżbyś przedryfował przez kanion, że to mówisz?
- Nigdy tam nie byłem  ... – Ja również. Panicznie boję się podróży.
- ... ale słyszałem, co jest dalej. Ocean i następny kanion.
- Czyżby od tej jazgoczącej krewetki z wybujałą fantazją.
- Załóżmy na chwilę, że miała rację. – Gdy zapada ciemność, to wyłącznie rozmawiamy i czekamy na ekipę płetwonurków z latarką. Dopiero wtedy krewetki drążą od dawna obiecane tunele a podnawki czyszczą konające z brudu zwierzęta.
- Przypadkiem można dojść z błędu do prawdy, ale nie nazwę tego podejściem naukowym.
- Posłuchaj wniosku! Jeśli za każdym kanionem jest kolejny, to ocean nie ma granic. – Im bardziej niewidome są gatunki, tym bardziej abstrakcyjne i pozbawione konkretu ich rozważania.
- To piękna dedukcja, na złej przesłance. – Jeż morski i rozgwiazda są ślepe.

W środku rozmowy zasypiają. Z powodu stałej ciemności i temperatury, sen przychodzi w przypadkowych chwilach. Strasznie mi duszno. Dziś prąd jest słaby i porywa za mało tlenu. Opadnięta, już prawie śnię, gdy podpływa płaszczka.

- Pomyślałem, że masz ochotę poczuć się potrzebna.
- Ja?
- Grubym podnawkom, tym pod starym koralem, zapowietrzył się tunel.
- Nie szczególnie mam ochotę się ruszać. – Szczere wyznanie na chwilę go zaskakuje.
- Zostawiłbym cię w spokoju, ale tylko ty potrafisz im pomóc. A poza tym to miejsce cię zaciekawi. Panuje tam zupełna cisza, bo wszyscy się wyprowadzili.
- Dobra,  ale pod warunkiem, że rozejrzycie się za kimś drugim na przyszłość.

Miał rację. To najdziwniejsze miejsce, w jakim byłam. Absolutna pustka. Z pewnym trudem przechodzę przez wąskie przejście. Nikną głosy. Tunel jest tak wąski, że moge zawrócić dopiero w komorze. Bardzo to nieprzyjemne odczucie. Mam ochotę zawinąć się w kłębek. Trafiam na rozwidlenie i trochę błądzę. Ramionami szoruję po ścianach. Od strachu i braku tlenu opadam. Może ten tunel nie istnieje? Czy mogę wykazać to dedukcyjnie?

Nagle dotykam zimnej plamy powietrza. Ucieszona uderzam w nią i ubijam. Dociera do mnie przyjemna, ożywcza fala. Czekam chwilę, aż wrócę do sił, po czym wyciągam ramię w stronę sufitu i zaciskam przyssawki. Ostrożnie napełniam pozostałe ramiona. Wygląda to zabawnie, gdyż napowietrzone odnóża unoszą się i wyglądam jak ośmiornica, która permanentnie się poddaje. Albo taka, co próbuje wystraszyć przeciwnika udając, że jest o wiele wyższa, niż w rzeczywistości.

Na zewnątrz uwięzione drobiny nagle łączą się i formują jedną ogromną bańkę, ze mną w środku. Z przerażeniem widzę, jak bezwładnie oddalam się od dna i szybko unoszę. Zamachem próbuję przerwać pułapkę, ale połówki łączą się od razu. Słabnie ciśnienie i rzuca mną mocny prąd. Wrzeszczę. Chcę wracać. Z powrotem do ciemności i znajomych. W wysokich partiach robi się oślepiająco żółto. Bańka pęka dopiero przy zderzeniu z powierzchnią oceanu.

Zaraz po uwolnieniu zwracam się w dół. Silny prąd z pewnością oddalił mnie na odległość wielu kanionów, które zobaczę zanim wrócę. Ale zrobię to i gdy po rozłące spotkam jeża, to powiem mu, że krok indukcyjny był całkiem dobry. I dlatego nie podejmę się odpowietrzania już nigdy więcej. Nawet, jeśli na dno zejdą wszystkie ekipy płetwonurków świata i krewetki oszaleją od tempa pracy. Ja będę siedzieć spokojnie.

 

Maciek Kapustka
Maciek Kapustka
Opowiadanie · 9 marca 2010
anonim
  • Kuba Nowakowski
    Tak mniej więcej w połowi robi się ciekawie, bo początek, jak dla mnie nudnawy - potem udało mi się nawet zobaczyć to wszystko.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Maciek Kapustka
    O dzięki. Ten otwierający dialog jest chyba szczególnie słaby. A spędziłem trochę czasu słuchając doboru słów ludzi niewidomych, ale z pewnością pogubiłem gdy spróbowałem wyolbrzymić :)

    · Zgłoś · 14 lat