Bardzo dobrze stary druhu

Maciek Kapustka

1.

Następnym razem to ja przebijam ścianę – Robert powtarzał tę myśl, rytmicznie klaszcząc, tupiąc i krzycząc – wek sła wek sła wek! – Na chwilę przed kulminacją porannego zebrania jego zazdrość wymieniła spojrzenie z chłodem kierownika. Zimnym ciałem komunikującym, że to już cztery miesiące bez wyróżnienia. Stał pośród trzydziestu głośniejszych i młodszych sprzedawców aktywnych, wciśniętych do niewielkiego mieszkania.

- Kto jest najlepszym sprzedawcą?
- Sławeeeeek!

Przerabiali ten rytuał codziennie, niczym reguły sprzedaży aktywnej: poddany to stan umysłu; nauczaj klienta jego potrzeb; jesteś pozytywnym drapieżnikiem. Uformowali ścianę wystawionych piątek.  Zwycięzca przebił je w biegu, po czym stanął zwrócony plecami do grupy. Nastąpił ostatni etap, tak zwane „hartowanie sukcesu”. Kolejno wymierzali mu klapsa paskiem i oznajmiali – bardzo dobrze stary druhu – po czym wychodzili na miasto. Robert przeczekał na klatce schodowej, aż do wyjścia Adama.

- Nie wiem czy wytrzymam, dla mnie to dziwne – zwierzył się Adam.
- Musisz być silniejszy.
- O właśnie przeraża mnie ten kult siły.
- Niepotrzebnie, jesteś pozytywnym drapieżnikiem. Pozytywnym.
- Nie kusi cię, aby odpuścić? Celowo przegrać?
- Z pewnością nie dziś. Mam pewność, że ściana staje się moim być albo nie być.
- Rany, to kwestia zwykłego przypadku. Nie wierzę w talent Sławka. Zwyczajnie wylosował dogodne zadanie w łatwej dzielnicy.
- Przypadek nie istnieje.
- A losowanie zadań?
- Zależy od tego, jak bardzo ci zależy.
- Nie starałem się zupełnie i dziś dostałem abonamenty klubowe!
- Ja mam wymiany drzwi. Mogło być lepiej ...
- Tak. W przypadku abonamentów nawet zastanawiam się nad wykupieniem. Ale z drzwiami ogarnąłby mnie wyrzut sumienia. To gruby przekręt.
- Przecież oni naprawdę ich potrzebują! Pomagam im podjąć decyzję. Inaczej będą miesiącami przeglądać oferty, żeby zaoszczędzić kilka złotych.

Po rozmowie Adam pojechał w stronę placu Politechniki, a Robert w zapuszczone rejony miasta. Przyjmował z pokorą konieczność pracy w takich miejscach. Traktował to, jako etap pośredni. Po drodze rozbudzał w sobie serdeczność. Przekonywał się, że jest lubiany, pomocny i kochany. Co więcej, da z siebie wszystko.

- Dzień dobry, my w sprawie wymiany – powiedział zaniżonym tonem głosu i trochę oficjalnie. Jakby był znudzoną częścią większej maszyny o nazwie „konieczność”. Ubrany jak główny inżynier. W ręku eksponował notatnik z klipsem, który statystycznie podnosi zaufanie do osoby o kilkadziesiąt procent.
- Jakiej wymiany?
- Nie czytała pani kartki na dole. Ja byłem już tydzień temu, spółdzielnia wymienia drzwi w całym bloku. Może wejdziemy do kuchni złożyć podpis pod umową. I oczywiście proszę być w domu za tydzień w godzinach miedzy dziesiątą a czternastą, kiedy będziemy wymieniać. Stare drzwi na życzenie możemy zabrać dla pani wygody. Mogę wejść?

W nocy Robert przewracał się z boku na bok. Dziewięć tysięcy zysku, to rekord zarówno jego własny, jak i całej firmy. Zwycięzcą dnia będzie z pewnością, ale co więcej? Kierownik lubił zaskakiwać nagłymi wybuchami wdzięczności.

2.

- Kto jest najlepszym sprzedawcą?
- Adaaaaaam!

Obydwaj znajomi osiągnęli niezwykłą sprzedaż. Nadszedł moment „hartowania sukcesu”. Robert mocno zawinął pasek wokół dłoni. Wolniej niż zwykle odrzucił ramię w szerokim zamachu. Na ile tylko starczyło mu sił rozciął powietrze. Głodny i zazdrosny sukcesu uderzył Adama. W tył głowy.

Maciek Kapustka
Maciek Kapustka
Opowiadanie · 15 marca 2010
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Cholera, mocne.

    · Zgłoś · 14 lat