W związku z napadami szaleńca alfabetycznego policja zaleca pozostanie w domu, zabarykadowanie drzwi i okien oraz pozostanie w pobliżu działającego telefonu i broni palnej. Przestępca zamordował kolejno wszystkich mieszkańców, których imiona zaczynają się na literę A, B i C.
Szedł do dziewiętnastego Damiana tego dnia i rozmyślał nad brzmieniem słowa Da-mian. Czy chodzi o „nadać miano”? To byłoby strasznie głupie, jakby w żarcie: - pana imię i nazwisko? – imię nazwisko – proszę mnie nie przedrzeźniać – ale ja nazywam się imię nazwisko! Nie, to niemożliwe, być może Dam-ian, czyli „Jan, miłośnik dam”. Albo mężczyzna zniewieściały. W końcu przyjął, że prawidłowo będzie „ten co podaruje mi AN”. I kontemplował AN. Uwielbiał gry słowne.
Skręcił w małą uliczkę, z osiedlowym sklepikiem i codziennym miejskim gwarem. Ludzie już przywykli do wypadków i próbowali żyć normalnie. Jakże inna atmosfera panowała, gdy rozpoczynał od trzydziestu trzech Abli oraz pięćdziesięciu Abrahamów. Uznano wtedy, że w całym kraju zaatakowały zorganizowane bojówki nazistowska. W mediach rozgorzała debata o nietolerancji Polaków, za którą nastąpiły akcje policyjne oraz społeczne poparcie. Przy okazji zgładzenia wszystkich Abli oraz Abrahamów, zupełnie nieumyślnie zgładził nietolerancję.
Kilka dni radości z rzekomego rozwiązania problemu urwała mrożąca logika zabitej Ady Ejkis, Ejkowicz i Ejmond. Od tego momentu mordowanie stało się – w końcu! – wyzwaniem dla jego artyzmu. Przechodził przez barykady w przebraniu funkcjonariusza, charakteryzował się na rodzinę ofiary, udawał stolik w jej kuchni, słabszych psychicznie wykańczał silną korespondencją, silniejszych hipnotyzował, lewitował przez ich okno, przenikał przez ściany.
Wszedł na podwórko, po czym intuicyjnie skierował się na mały parking z tyłu bloku. Na kostce brukowej spotkał roztrzaskanego dziewiętnastego Damiana. Fala samobójstw rozpoczęła się po zabiciu wszystkich Bogusławów. Przekreśliło to powszechną nadzieję, że sprawcą nie jest człowiek, tylko alfabetyczna boska interwencja. Urzędnicza apokalipsa, która być może oszczędzi Bogusławów. Potem do głosu doszła akceptacja. Po dwóch latach pytanie o to, kto morduje, było tak samo ciekawe ale bezcelowe, jak pytanie skąd się bierze życie. Jego działanie weszło do kanonu zjawisk naturalnych.
Wrócił do mieszkania. Na staromodny dębowym stole rozłożył spis ludności. Przekartkował poplamione strony z sentymentem. To był jego ostatni dzień. Powoli przeglądał Abli i Abrahamów jak dziennik wyprawy. Zupełnie zatrzymał się na monstrualnych barykadach wojskowych całych miast i rozdawaniu broni cywilom. Przyśpieszył aż do Bogusławów i przeskoczył do Damianów. Przekreślił dziewiętnaście kolejnych osób i zatrzymał wzrok na dwudziestej. Na swoim imieniu i nazwisku.
Na początku realizowania planu nie przewidział momentu, gdy spotka sam siebie. Potem zezłościła go niemądro przyjęta kolejność. Lepiej było rozpocząć od Żegoty. Jednak od czasu, gdy wszedł do kanonu zjawisk naturalnych, nudził się okropnie. Ogarnęła go samotność, niczym gracza monopoly, który zbankrutował przeciwników dawno temu i teraz bezcelowo krąży po planszy od dwudziestu godzin. Wreszcie był podekscytowany. Przekreślił dwudziestego Damiana i zamknął spis ludności. Był teraz zwyczajnym kolejnym. Zrezygnował ze swoich umiejętności i tak samo jak poprzednicy otworzył okno, spojrzał poniżej, uciszył emocje i roztrzaskał się.
W związku z falą samobójstw wywołaną napadami szaleńca policja zaleca pozostanie w domu. Przestępca doprowadził do śmierci wszystkich mieszkańców, których imiona zaczynają się na litery od A do M.