nie ma o czym pisać, czyli autobiografii część czwarta

Figa

Nie mam świnki morskiej. Nie mam również chomika, ani rybek, ani żadnego zwierzęcia które mogłabym zagłaskać, zanudzić, zagłodzić, a co gorsza zagubić. Sam fakt, że wszystkie kwiaty z niewyjaśnionych przyczyn więdną, gdy tylko na nie spojrzę, dyskryminuje mnie w posiadaniu własnego zwierzaka. Rodzice kupili mi misia, żebym miała się czym opiekować. Miałam sobie wmówić, że to zwierze i o nie dbać. Był zakurzony, więc włożyłam go do pralki. Zniszczyłam misia, pralkę w sumie też.

 

Wiem, że nikogo to nie interesuje, ale musiałam o tym napisać, bo mi sumienie kazało. I jestem z siebie dumna, piszę już drugi akapit, czyli jest dobrze. Punkt pierwszy brzmi: pisać. Trzymać w płucach powietrze, które w wyniku wymiany gazowej posiada CO2 w większym stężeniu. Nie wypuszczać. Nie oglądać się za siebie, ani nie wysyłać esemesów. Zamknąć oczy w ramach przypływu energii i weny. Ja jeszcze lubię mieć w buzi lizaka z żabki albo wyciskać lewą ręką pryszcze. Ah, ci grafomani.

 

Z reguły też moczę ucho w winie, ale postanowiłam się zmienić. Ten nawyk jest jednym z etapów zmiany osobowości, o czym świadczy pisanie o niczym. Pomimo dyskryminacji czytelników, którzy pewnie oczekiwali jakichś esów floresów alkoholowych, zaryzykuję i brnę dalej. Nie potrafię kłamać na trzeźwo, ani zastanawiać się nad fizjologią układu wydalniczego i rozrodczego psa Trampka, toteż wyznać muszę kilka prawd. Boję się ich, ale jak trzeba to trzeba, czego się nie robi dla własnej pisanej historii. Tak więc przyznaję się, że mam krzywe palce u nóg. To smutne i szokujące odkrycie nastąpiło dzisiaj, patrząc na stopy moczone w rzece. Chce mi się płakać, okropnie, bardzo mocno. Czuję żal, bo zawsze marzyłam o wygraniu konkursu na najładniejsze stopy w mieście. Te palce mnie dyskwalifikują. No cóż, bywa, że ludziom się nie powodzi. Mam nadzieję, że mają jakieś inne konkurencje, równie ciekawe.

 

Zawsze marzyłam też o długowłosym, wysokim skrzypku, który by mnie zabierał do teatru i na romantyczne pikniki. Tymczasem przypadł mi cholerny alkoholik ze skłonnością do używek i zdolnością otwierania piwa okiem, który uważa Pidżamę Porno za skończonych kretynów, boi się jechać na Woodstock, bo lubi Peję i chce, żeby jego mama zawiozła nas do Jarocina. Dobrze by było, gdyby rozłożyła też namiot, a gdyby została z nami na całe trzy dni, to już w ogóle cudownie. Straszy mnie swoją matką, bo myśli że się jej boję. No i ma rację. Nie żebym narzekała, dziwi mnie po prostu jak bardzo Bóg chce mi zrobić na złość. Wcale nie chcę i nie oczekuję - a masz Karolinka, cobyś szczęśliwa była i nie gadała na religii, że nie jestem miłosierny. Miłosierny, to Ty jesteś, tylko ja Twoich uczuć nie kumam. Może jestem za młoda? Na moherowy berecik zdecydowanie. A może po prostu mam Zespół Aspergera i chcesz mi to uświadomić, Tatko.

 

Jestem świadoma tego, że choroby nie są zabawne, ale ta mnie intryguje. Znów sumienie mówi mi, że muszę przynudzić i opowiedzieć (lub opisać jak kto woli) pewną historię. Otóż wraz z przyjściem do liceum, oraz porzuceniem klasy, która byla nieco psychiczna, nadpobudliwa i lekko "schizowska", zaczęłam spotykać i poznawać ludzi naprawdę chorych. Na przykład jeden z "rówieśników" wszędzie nosi ze sobą marihuanę schowaną w puszce od landrynek. Modli się do niej i kłóci z księdzem, że marysia nie uzależnia. Marysia nie, ale marysia tak. Bo Marysia to taki pedał, no niech mu będzie że pederasta ( i to na pe i to na pe, ale on woli to drugie), który odstrasza wyglądem, a gdy już przełamiesz wstręt związany z wyglądem, to zapach cię zniszczy, pozostawiając na długo twój nos w skażeniu.

 

Podtrzymam jednak wątek, który mnie gnębi. Tak więc w mojej jakże zorganizowanej i społecznej klasie (patrz: link), uczy się pewien chłopak, który na pytanie nauczyciela czy jest obecny na lekcji odpowiada: nie chce mi się żyć/ nie jestem sobą. Przybliżając problem, kolega cierpi na brak syndromu wyrażania uczuć, a także ich odbiór. Nie będę przepisywała słowem z wikipedii, więc jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to wpiszcie w google hasło wymienione już kilka razy powyżej. Więc, no proszę pomyśleć, jakie to musi być straszne, nie wiedzieć, kiedy wredna adoratorka twojego chłopaka wyzywa cię, a ty tego nie czujesz. Zwykle nie interesują mnie problemy innych, bo sama jestem lekko upośledzona na punkcie logicznego myślenia, ale jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, więc staram się zrozumieć. Ciekawy jest jego tok myślenia, zachowanie i tak dalej. Na przykład na polskim, kiedy dostał jedynkę prawie udusił się identyfikatorem, na geografii chciał rzucać krzesełkiem a na PO wyznał, że lubi chłopców. Do gospodarza klasy odnosi się agresywnie, robi zdjęcia dziewczynom kiedy się schylają i wrzeszczy gdy ktoś się odezwie.
Ktoś, kto nie jest mną.

 

I właśnie doszliśmy do punktu kulminacyjnego tej historii. Na mnie nigdy nie nakrzyczał, ani nie chciał bić, nie był agresywny ani zboczony, a nauczyciele nie potrafią go uspokajać, co muszę robić ja. Kiedyś myślałam o psychologii, ale przeraził mnie wysoki próg na polibudzie gdańskiej i dobił warunek matury z biologii. Miałam do czynienia z kilkoma psycholami, oj miałam. Szczerze powiedziawszy, wcale im nie pomogłam, co gorsza, jeden o mało się nie rzucił pod pociąg, ale koniec o moim uroku i tych kompromitujących wspomnieniach. Boję się, że nasz nieuleczalnie chory poczuł jakąś miętę, albo nadajemy na tych samych falach. Kurka, no proszę, tylko nie to. Ja przecież wiem kiedy kogoś kocham, kiedy lubię a kiedy nie. I nie kręcą mnie pociągi.

 


Bo ja kocham moich rodziców i wiem, że oni mnie kochają. Wiem, kiedy ojciec chce dobrze, a kiedy matka ma okres. Wiem też, kiedy nie prosić o pieniądze, bo mama znów nie dostała wypłaty. Oczywiście, że w tym kraju możliwość harowania za darmo jest na porządku dziennym. Zachęcam więc do kupowania produktów w żabce, nie w biedronce, żabka poleca się na przyszłość i na teraz. Najlepsze są produkty w promocji. Jak nie kupicie, to ja się obrażę, wiecie, bo znów nie dostanę kieszonkowego.

Nie będę zdradzała już szczegółów handlowych, bo byłoby to równie nudne jak historia o mojej klasie, a musiałam się nią podzielić. Strasznie mnie gryzła, nie umiem milczeć. Na szczęście jest już lepiej. Wracając, mama pieprzy żabki i codziennie zmieniające się ceny, a tato chodzi wiecznie wkurwiony i głodny, bo znów zamiast obiadu czeka na niego paczka regionalnych paluszków rybnych i ciastka słodkiej nuty. Przeterminowane, oczywiście. Jako dobra córeczka staram się gotować dania, co zazwyczaj mi nie wychodzi, ale i tak najważniejsze, że nie z żabki.

 

Prawdopodobnie będę to robiła jeszcze długo, bo wraz z moimi ambicjami na przyszłość minęły też plany o wyprowadzeniu się z domu rodzinnego jak najprędzej, albo chociaż mieszkanie w akademiku po liceum, gdzie mogłabym spotkać jakiegoś skrzypka, niekoniecznie na dachu. Jakoś mi nawet nie jest żal, że kolejny plan mojego życia nie zostanie zrealizowany. Polubiłam rodziców. Znaczy kocham ich od zawsze, ale kochać to nie znaczy lubić. Chyba mi bunt nastolatki minął. Szkoda, bo fajnie było siedzieć z winem pod mostem całą noc i zasypiać nad ranem z punkowymi sloganami na ustach. Czas to zakończyć dość boleśnie, o ile nie tragicznie.

Przed porzuceniem dawnego świata chciałabym się jezcze dowiedzieć, czy żabka mamy ma związek z żabą opisaną w pierwszej części autobiografii. Znający moje życie dość dobrze, odpowiedzą, że tak, ale ja nie wiem, może jakieś forum swtorzyć? Napisać serię niefortunnych przypadków Figizmakiem, może by się sprzedało? Głosujcie i wysyłajcie sms o treści TAK lub NIE na mój numer, do wygrania garnki Zeptera, bądź też wymiana okien w twoim domu.

 

Nie chcę wydrapywać swojego wnętrza na rzecz jakiegoś opowiadania, które- może i jest jakąś częścią mojej historii, ale nie jest mną. Jest kupą zbędnych słów, które tak jak Stachura w Fabula rasa, uważam za adekwatne niczemu. Lubię ostatnio wracać do tej lektury, coraz częściej zwłaszcza do momentu, gdzie  (...) wszystkie słowa są zawsze tylko słowami, nigdy nie są tym, co – z mniejszym lub większym popisem – usiłują opisać.
Niech każdy grafoman, mniej lub bardziej z tym pojęciem związany przeczyta całość, bo warto.

 

Podsumowując dzisiejszy wylew, prawie jak rzek w Polsce, chciałabym podważyć pewne stwierdzenie, że wszystko ma sens. Nie niesie mnie pozytywna myśl, że nie jest źle, że to wszystko ma jakiś sens, czego idealnym przykładem jest moja autobiografia, żeby nie wskazywać palcem, albo mówić po imieniu. Znów zapomniałam napisać czegoś o moich przyjaciołach, chociażby że ich cenię, ale ich obecność w rzeczywistości jest zbyt wielka, może nawet przytłaczająca, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nieprawdziwych przyjaciół też mam, ale nie mam siły o nich teraz pisać. Ale napiszę o nich kiedyś, tylko niech mnie policzek przestanie boleć.

 

Do zakończenia swojego zakończenia chciałabym wpleść pozdrowienia, ale to chyba nie ten program, więc chociaż podziękuję wszystkim rodzicom, za to, że są rodzicami. Szczególnie moim dziękuję, bo mnie uchronili przed macierzyństwem i spapranym życiem, stąd śmiesznie nie jest, ale za to jest o moralności. Figa im dorosła wraca z makiem do domu (może nie z makiem ale z bzem na pewno) i z uśmiechem na twarzy, prosto z długiego spaceru, budząc przy tym wielki znak zapytania zaaranżowany w piosenkę kulfon, kulfon! Co z ciebie wyrośnie?! A no duża Figa, żaden kulfon, myślę. Dobranoc Muflony.

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 3 głosy
Figa
Figa
Opowiadanie · 5 czerwca 2010
anonim
  • Figa
    dziękuję Domka :)

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Dominika Ciechanowicz
    To znowu ja:-)
    Poprawiłam Ci parę literówek i interpunkcję, bo mam dziś kaca, a na kaca najlepsza jest praca.
    Tak na przyszłość: 'jakichś esów floreśów - nie "jakiś". "Jakiś' jest w liczbie pojedynczej. Na przykład 'jakiś es flores".
    "pomimo' - łącznie

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Figa
    ok ok :)

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Justyna D. Barańska
    kurde, nie dam rady czytać teraz długie teksty, ale jak tylko sytuacja się uspokoi, to nadrobię ;)

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Marta
    dobre! czytałam z uśmiechem ,pozdrawiam

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Figa
    ale prawdziwe. wychowawca był przy tym, więc uwierz, że bywa gorzej.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Dominika Ciechanowicz
    Rany boskie, dopiero obejrzałam ten filmik. Trochę to przerażające.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Figa
    nic na to nie poradzę, że jesteś wybredny Krystek :D nie wszystko się wszystkim podoba i wcale nie musi być inaczej.. dziękuję Anastazjo :)

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Git! - buziak.

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Krystian T.
    nie dotrwałem do końca, wybacz. tyle ze ja wymagam od innych niemożliwego- taki uraz mam psychiczny i nie wiem za bardzo, co z nim uczynić, bo wadzi mi- to pewne. trochę moje nieszczęsne "Dzienniki" mi się przypomniały, bo mi nudą zawiało. ale obiecuję, że się przemogę i przeczytam kiedyś. tylko pamiętaj- to kiedyś może być nigdy.:)

    · Zgłoś · 14 lat temu
Wszystkie komentarze