Pierwszy raz...

Maciej Żółtowski

 

"Wojna to wojna" pomyślał Siergiej "Jednak w domowym zaciszu wygląda inaczej...". Prawie wypowiedział ostatnie zdanie na głos. Wystraszył się i siłą uciszył swoje myśli. Jego snajperski Mosin, zamaskowany białym płótnem, zaczął przymarzać do stalowej obwoluty jednego z okien, więc delikatnie, bez hałasu, wyćwiczonym ruchem poprawił jego pozycję. Wszędzie dookoła widział tylko śnieg, miejscami kilka trupów, nie potrafił nawet powiedzieć której armii.
Na froncie był pierwszy raz. Pamiętał pierwszy dzień po przyjeździe do Stalingradu. Spodziewał się miasta bohatersko bronionego przez Armię Czerwoną, która wyprostowana, z śpiewem na ustach dokonywała rzezi Niemców. To co zobaczył przerosło jego i jego wyobrażenia.
Wokół unosił się stalowy zapach krwi, przytępiony lekko przez około 35 stopniowy mróz. Widział tylko zniszczone gruzy dawnych domów. I trupy. Wielkie zwały trupów takich samych ludzi jak on. Żołnierzy, którzy ginęli w imię Wodza. Gdzieś z oddali napływał niepojęty dla niego odgłos syren, huczących w powietrzu jak nordyckie rogi. Ktoś z tłumu wytłumaczył mu że to Niemieckie bombowce. Po chwili dobiegł gdzieś z daleka huk wybuchu a potem odgłos walącego się budynku. Artyleria zza Wołgi waliła raz za razem, ziemia drżała.
Miasto już właściwie nie istniało. Pozostali tylko oni, ludzie uzbrojeni by mordować siebie nawzajem.
"Skup się! Masz zadanie!" rugał się w myślach Siergiej. Nie mógł jednak odgonić od siebie różnych myśli. Czekał na jednego z oficerów Armii Niemieckiej. To jego pierwsza misja. Wcześniej nigdy nie strzelał do człowieka.
Stał w oknie już ponad godzinę. To niewyobrażalne dla zwykłego człowieka, jak twardy musi być myśliwy, czekający na swoją zwierzynę w tak wielkim mrozie. Jego mundur, przykryty białą, grubą kurtką z kapturem, nie dawał na tyle ciepła, by czuć się komfortowo.
"Wojna to wojna!" pomyślał Siergiej "Nie ma tu miejsca na komfort i wygody". Przypomniało mu to mantry oficerów podczas jego szkolenia. Jego obowiązkiem jest walczyć i jeśli trzeba - zginąć za ojczyznę. Jak wszyscy. Jak setki tysięcy, jak miliony, które poległy w walce z Hitlerowskimi Niemcami.
Siergiej rozejrzał się po placu, na którym miał się pojawić oficer. Był to nieduży kwadrat, na środku którego znajdowała się nieduża fontanna. "Piękna atrakcja" pomyślał "gdybym tylko nie musiał tu stać z tym pieprzonym karabinem". Pod ścianą domu naprzeciw niego leżało kilka zwłok. Chyba Rosyjskich. Nie miał pewności. Przemarznięte już ciała, które ograbiono z prawie wszystkiego co miały, nie nadawały się do identyfikacji. Śnieg w niektórych miejscach nadal był różowy od krwi, jednak bardziej widać było czarny odcień pyłu, który unosił się w powietrzu prawie przez cały czas. Niesiony przez wiatr z zachodu, przynosił wieści o kolejnych towarzyszach broni, zabranych przez Nią. Tańczył na tym wietrze w rytm serii z karabinów maszynowych, obwieszczając nowinę o kolejnym zniszczonym domu, kolejnych mordach na jeńcach. A wiatr śpiewał mu w szczelinach budynków o krwi. Krwi, która zbrukała każdy z tych domów, każdy centymetr tego przeklętego miasta. I o zimie. O mrozach, które nie ustają, nasilają się z każdym dniem.
Nagle na placu coś się poruszyło. Przed lufę snajperki Siergieja wyjechała ciężarówka. Zastygł bez ruchu, ściskając swego Mosina z całych sił.
Z pojazdu wyskoczyło kilku Niemców. Nie mogli oni zobaczyć go w miejscu w którym się znajdował. Okno było wysoko, wokół był śnieg, a na powietrzu widać było tylko kawałek białej lufy karabinu snajperskiego. Siergiej zaś, w białym kapturze, masce na oczach i przypruszona mąką twarzą był właściwie niewidoczny.
Do momentu pierwszego strzału.
Wszyscy ci żołnierze byli jednak szeregowcami. Widocznie przyjechali się rozejrzeć zanim przywiozą tu swego oficera. Siergiej wstrzymał oddech by nie wydzielać pary. Starał się oddychać powoli i spokojnie. Usłyszał kilka komend wydanych po niemiecku i zauważył rozglądający się na wszystkie strony patrol. Spojrzeli w jego stronę. Nie zareagowali. Nie zauważyli. Świetnie.
Po kilkukrotnym przemarszu wzdłuż małego placu, patrol zatrzymał się i obstawił teren. Zapanowała cisza...
"Czym oni różnią się od nas?". To zdanie siłą wdarło się do głowy Siergieja. Każdy z nich był takim samym człowiekiem jak my wszyscy. Robił to, co musiał, co należało do jego obowiązków. Nie miał wyjścia. Albo przyjeżdżał tutaj i ginął w chwale za ojczyznę, albo rozstrzelało go SS za sprzeciwienie się prawu. Razem z jego rodziną. Wybór raczej niewielki.
Siergiej po raz kolejny, machinalnie poprawił Mosina, ostrożnie i bez hałasu. Przerwało to jego wywód myślowy, do którego jednak po chwili wrócił
Kazali im iść walczyć za ojczyznę, i jednym i drugim. Mieli walczyć do ostatniej kropli krwi w imię patriotyzmu. Wmawiano im hasła o śmierci honorowej, Śmierci w walce, która jest piękna i szlachetna. Bzdura. Kto z tych, którzy opowiadali te kłamstwa, był kiedykolwiek na froncie? Żołnierze ginęli z poczuciem obowiązku "bo tak trzeba". Ginęli w bólu, cierpieniu, pozbawieni pomocy sanitarnej, wody czy chleba. Zamarzali na śmierć schowani gdzieś, gdzie nie mogły ich dosięgnąć bomby. Jeśli żołnierz miał szczęście, ginął od strzału snajpera - precyzyjna kulka prosto w głowę i po krzyku. Natomiast pechowcy, którzy ściągnęli na siebie serię z karabinu maszynowego lub odłamki granatu... z kilkoma kulami w brzuchu nie tak łatwo się umiera. Człowiek wykrwawia się na śmierć, powoli, czując drżenie każdego organu i każdej kończyny. Krzyczy, choć nikt go tak naprawdę nie słyszy. Zostaje mu modlitwa. Ostatnia modlitwa, jak ostatnia rozmowa z rodzicami przed wyprowadzką z domu, kiedy idziesz w nieznane. Dokąd zajdziesz, dokąd trafisz? Modlitwa pokorna, ślepa, paniczna, trwożna. Ostatecznie umiera, widząc jak śnieg wokół niego barwi się krwią, jego własną krwią. Być może wywlekając swoje wnętrzności na zewnątrz.
Siergiej wspomniał swojego przyjaciela, Michaiła. Pierwszego dnia, zaraz po przyjeździe do gruzowiska, jakim był Stalingrad, udał się do najbliższej placówki medycznej obejrzeć rannych. Był sanitariuszem. Do szpitala nie dotarł. Bomba z Stukasa pozbawiła go nóg i lewej ręki. Umierał w męczarniach, nie mogąc nawet się poruszyć. Ale umarł szybko.
Siergiej wzdrygnął się lekko. Rana była wciąż świeża, wszak minęły tylko trzy dni. Zamyślił się jednak, a nie może sobie na to pozwolić. "Michaił jest juz w lepszym świecie. Tam nie ma wojny. My zostaliśmy w tym pieprzonym piekle i musimy jakoś stąd wyjść" powiedział sobie. Wspomniał słowa jednego z oficerów czy generałów. "Towarzysze! Jedyna droga z tego miasta wiedzie na zachód! Przez krew, ból i łzy - do zwycięstwa! Za Stalina!". Jednak... czy to na pewno tak? Zarówno Niemcy jak i Rosjanie przeżywali tu piekło. W istocie, ani jednym ani drugim nie uśmiechało się przebywać na froncie, zamarzać i ginąć. Dlaczego więc to robili?
Zagadka ta męczyła Siergieja już od jakiegoś czasu. Teraz jednak rozumiał. Są tutaj z tego samego powodu, z którego on znajduje się w tym oknie i czeka. Bo tak trzeba. To jego obowiązek. Obywatelski obowiązek.
Usłyszał coraz głośniejszy odgłos nadjeżdżającego samochodu. To on.
Ucieszył się na tę myśl. Miał już dość stania w oknie, na okrutnym mrozie i czekania. Stał jednak i czekał. Musiał
Po chwili na plac wyjechała furgonetka. Wszyscy żołnierze znajdujący się na placu zasalutowali pospiesznie. Szofer wysiadł i otworzył drzwi z drugiej strony pojazdu. Siergiej przyłożył oko do lunety swojego karabinu i należycie ją wyregulował. Najpierw ukazała mu się charakterystyczna czapka oficera a potem ciemny mundur. Wiedział, że to jest jego cel. Wysiadający rozejrzał się po placu z nikłym, krzywym uśmiechem na ustach, stał w miejscu. Siergiej miał już go na celowniku. Oficer odwrócił się twarzą na wprost do młodego Rosjanina. Przyjmował raport od jednego z swoich podwładnych. Na dworze? "Głupcy..." pomyślał Siergiej.
Celownik snajperki był ułożony równo między oczami SSmana. Odbezpieczył broń i położył palec na spuście. "jeden mały ruch palcem..." pomyślał... ogarnęły go wątpliwości.
"Czy ten człowiek naprawdę jest taki zły? Może działa pod przymusem? Ma rodzinę, dzieci? I przede wszystkim, do cholery, dlaczego mam do niego strzelać, skoro jest takim samym człowiekiem jak ja?!"
"Bo to Niemiec! Wróg!" odpowiedział sobie w myślach Siergiej.
"A czy on zasługuje na śmierć tylko za to, skąd pochodzi? To niedorzeczne! Nie mogę strzelać do niego jak do owcy, bezbronnej, nieświadomej tego, że zginie!" Odpowiedziało mu jego własne sumienie.
"Tak trzeba. My ich albo oni nas"
Ostatnie zdanie huczało mu w głowie przez ułamek sekundy. Wszystkie te myśli przepłynęły mu przez głowę dosłownie w kilka chwil.
Śmierć niecierpliwa jest i podstępna. Kiedy wydaje na kogoś wyrok, nie ma od niego odwrotu. Cóż można zdziałać przeciwko wyrokom losu, który odwiecznie nam pisany? Nic. A Ona domagała się krwi.
W głowie Siergieja trwał jednak konflikt. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech, uspokoił się. Musi myśleć jasno. Jeden błąd...
"My ich..."
...i zamiast Niemca...
"...albo oni nas..."
...zginie on. A może tak by było lepiej? Po co komu na świecie zwierze, które ma za zadanie tylko zabijać? Lepiej jak zginie, mniej ludzi na tym ucierpi.
"My ich..."
Ale nie mógł. Dostał zadanie i musiał je wykonać. Jego śmierć nie zmieni niczego.
"...albo oni nas..."
Żadna krew niczego nie zmieni. Niczego. Żadna zmiana nie jest warta śmierci. Żadna.
W tym momencie oficer podniósł szeroko otwarte oczy w górę, prosto na Sergieja.
"MY ICH!"
W momencie gdy wewnątrz jego głowy rozległ się ten okrzyk, nacisnął spust swojego karabinu. Niczym na zwolnionym filmie zobaczył i usłyszał jak pocisk z jękiem wylatuje z lufy i leci do celu, błyszcząc się niczym Jej kosa. Ona znów poczuła zapach krwi. Była w swoim domu.
Na ułamek sekundy spojrzał w oczy Niemca. Dojrzał w nich błysk przerażenia, lęku a jednocześnie ulgi. Kończył przygodę z tym miastem. Odchodził tam, gdzie nie ma już wojny, zmartwieć i strachu. Wiedział o tym.
Chwilę później jego oczy zgasły. Nie zdążyły napełnić się bólem, po prostu uszło z nich życie. Ciało targnięte siłą pocisku poleciało w tył. Ścianę za głową oficera ochlapała świeża, ciemnoczerwona krew. Siergiej nie zwrócił na to uwagi. Przez ułamek sekundy widział utkwione w nim, puste, martwe oczy. Spojrzenie to wstrząsnęło nim do głębi. Zanim głowa roztrzaskała się o ścianę budynku, który znajdował się za nią, zabity właśnie oficer SS posłał mu ostatnie spojrzenie, które w swej martwocie i otępieniu mówiło "Do zobaczenia...".
Łuska Mosina uderzyła o podłogę. Na placu podniosło się larum. Wszyscy zaczęli rozglądać się skąd padł strzał. Siergiej nie przejmował się tym. Stał jak wryty i patrzył przez lunetę swego karabinu na człowieka, którego właśnie zamordował.
Mimowolna łza spłynęła mu z oka. Po chwili jednak otrząsnął się. Musi stad uciec...
"...albo oni nas..."
...zanim będzie za późno. Szybko wziął swój karabin i pospiesznie wybiegł przez wybity pociskiem artyleryjskim lub czołgowym otwór w ścianie na dach najbliższego budynku. Padł na dachu i zaczął mozolnie czołgać się w kierunku dziury, która pozwoli wejść mu do środka.
Mróz zapierał mu dech. Jego mundur i kurtka były przemoczone a on sam zziębnięty. Jednak nie myślał teraz o tym. Przed oczami miał spojrzenie SSmana...
Dotarłszy do dziury, wszedł do budynku, zbiegł szybko po klatce schodowej do piwnicy, z której wychodził tunel. Biegnąc tunelami dotarł w jednego z bezpieczniejszych miejsc w całym Stalingradzie - do Radzieckiej centrali Armii Czerwonej.
Niewiele zapamiętał z tego, co mówił do niego jego przełożony. Otępiony widokiem przelanej krwi, przerażony i poruszony do głębi tym, co się stało, stał i przytakiwał posłusznie. Słyszał jakieś słowa pochwały, gdzieś tam przeplatało się słowo "towarzyszu". Nie obchodziło go to. Chciał tylko odejść do punktu sanitarnego, trochę się ogrzać. W końcu zezwolono mu na to. Szpital był w sąsiednim budynku, więc dotarł tam szybko.
Sanitariuszki szybko się nim zajęły. Oficer ze sztabu nakazał wzmożoną nad nim opiekę. Wieści o jego wyczynie doszły tutaj szybciej przed nim. Usłyszał kilka gratulacji, nie wiedział nawet od kogo. Jedyne co czuł to wdzięczność za opiekę. I strach, i ból i żal. Zabił człowieka. Zabił go.
"To był twój obowiązek" powiedział sobie, choć wiedział że to do niego nie dotrze. Nic to nie dawało. Sumienie wciąż nie dawało mu spokoju. Ciągle widział jego twarz. Bał się zasnąć, bo wiedział, że śnił będzie wciąż o tym samym. O tym jak razem z Śmiercią spojrzał w twarz jednego z swoich braci, ludzi. O tym jak niesiony strachem zrobił to, czego sam się bał.
Wiedział, że jego czeka to samo...
"Wojna to wojna" pomyślał Siergiej "Jednak w domowym zaciszu wygląda inaczej. Heroiczne opowieści o bohaterskich żołnierzach, honorowo ginących za ojczyznę to bujda. Tu są tylko tchórze lub ludzie odważni. Największy jednak problem to określenie kto jest tak naprawdę odważny - ten, który robi to, co mu każą, mordując innych czy ten, kto postawi swoje moralne wartości ponad rozkazami? Co więcej... jedyne piękno Śmierci w tym mieście to to, że zabiera nas stad, jak Anioł Stróż. Czuwa nad nami i wybiera swoich ulubieńców, prosząc ich do ostatniego tańca. Tańca w rytm muzyki karabinów i tempa zrzucanych bomb. A takiej prośbie nie można odmówić... A wieść o nich niesie tylko wiatr, ciągnąć z sobą proch ich ciał..."
 

Maciej Żółtowski
Maciej Żółtowski
Opowiadanie · 10 czerwca 2010
anonim
  • Paweł Kaczorowski
    Jest sporo błędów. Zacznijmy od "pierdółek". Z naszymi edytorami warto się pomęczyć i sformatować tekst tak, żeby coś było widać. Więcej światła! Akapity jakieś by się przydały. Cudzysłowy normalne, drukarskie, nie takie, jak tu: "teraz", gdzie nie możemy nic zdziałać...
    Interpunkcja w wielu miejscach do poprawki.

    Oto mała lista:

    1. z śpiewem
    2. przerosło jego i jego
    3. podczas jego szkolenia
    4. Hitlerowskimi Niemcami
    5.pozbawieni pomocy sanitarnej - tu raczej: medycznej
    6.Bomba z Stukasa
    7. zwierze
    8.zmartwieć i strachu

    Mogłaby być dłuższa, ale to nie klasówka. Próbuję Ci pokazać, Macieju, że niepoważnie podchodzisz do własnego pisania...

    Teraz o treści.

    Temat raczej ciężki i jednak mocno mam przed oczami pewien amerykański film o rosyjskim snajperze. Jednak to, co u Ciebie ciekawe, chociaż nieco zbyt moralizatorskie, nieco zbyt humanitarne, to poziom refleksji etycznej. Jakaś wojna wewnętrzna w tym człowieku, Twoim bohaterze. Ciekawie też budujesz napięcie jednej niekończącej się chwili samego strzału, ale cały tekst warto jeszcze przemyśleć, skondensować to napięcie.

    Warto. Opowiadasz spójną, konkretną historię. Takiej prozy mało. Tylko popracuj, pochyl się jeszcze nad tym tekstem.

    I nie nadużywaj zaimków osobowych. Roi się od nich wszędzie.

    Powodzenia.

    · Zgłoś · 14 lat