Portret Wywrotowców własny czyli jak widzę siebie w zamazanym lustrze. Część pierwsza.

Krystian T.

 

Miałem iść biegać. Jednak jogging nie zając, a moje myśli tak i a nuż mi wybiegną na ulicę, a jakiś wariat nie zatrzyma się i zostaną bezpowrotnie rozjechane na cienki futrzany placek lub po prostu stchórzę i rzucę w diabły pisanie tegoż zacnego dzieła. Więc zostaję. Przede mną długa noc, a czeka mnie jeszcze takich wiele. Jako twórca obiecuję - będzie prawdziwie i prosto z głowy, ale nie wierzcie mi, bo ze mną nigdy nic nie wiadomo i jeszcze mi się odwidzi.

Będzie to (tu zacytuję dominikę ciechanowicz, osobisty autorytet prozatorski) jedna wielka dygresja, aneks do świata, przypadkowy appendix. Chociaż nie wiem, co to ten appendix jest, więc chyba powinienem wklepać hasełko w wujka Google i sobie zobaczyć, jak radzi mi rzeczona autorka. Więc jedna ze stron poleconych przez wujaszka takowo rzecze: Rzeczownik ‘appendix’ oznacza albo „wyrostek robaczkowy” (wtedy liczba mnoga to ‘appendixes’) albo „dodatek”, „suplement do książki” (wtedy liczba mnoga brzmi albo ‘appendices’, albo ‘appendixes’). Nawet nie wiedziałem, że słowo powyższe z angielskiego pochodzi. Cóż, tak to jest jeśli człowiek uczy się dziewięć lat niemieckiego i zdaje później z niego maturę, a angielski widzi na oczy tylko dwa lata i do tego zaczyna go od zera.

Jest godzina druga pięćdziesiąt osiem. Powiecie: Co ty tutaj robisz? I wcale się nie zdziwię. Powiem wam, bycie indywidualistą i samotnikiem graniczy z cudem w dzisiejszych czasach. Trzeba uprawiać jogging o pierwszej trzydzieści czasu środkowoeuropejskiego, słuchać Grechuty, Niemena i Meca, kleić pierogi (muszę się tu pochwalić - wczoraj robiłem, wyszły dobre, kuchnia nie wyglądała, jakby przeszło przez nią stado nieposkromionych tornad jak to się zwykle dzieje przy moim kucharzeniu bądź pieczeniu) chodzić na spacery na największe zadupia własnego zadupia zamiast pojechać do jednego z wałbrzyskich czy wrocławskich klubów. Jechać trzeba, ponieważ pod „kawiarnią” o bardzo zapętlonej nazwie można dostać jedynie wpierdol. Ot, strzegomskie realia. Żeby uznali cię za dziwoląga trzeba też nosić ciuchy wybijające cię z tłumu i powodujące wśród tubylców krzywe spojrzenia i szepty za plecami w stylu: Ale pedał! itd. Dla mnie jest to jedynie sygnałem, iż dobrze wyglądam. Nawet dołączyłem na Facebook’u do grupy: "krzywe spojrzenie ze strony dresa" jako znak, ze dobrze wygladasz:), (oj, dwie literówki się im wkradły) zapewne dla poprawy nastroju albo zwyczajnie odgapiłem.

Jest trzecia dwadzieścia sześć. Idzie mi marnie, więc jedyny pomysł, na jaki stać mój mózg, to wziąć się w garść, wyłączyć laptopa, ułożyć się do snu i pozwolić pomysłom na niekontrolowaną prokreację. Jednak nie powiedziałem ostatniego słowa, jutro wrócę tu na pewno.

***

                Miało być o oli, największym rozdziale w moim krótkim wywrotowym życiu. Powinna nawet dostać jakieś osobne dzieło w prezencie. Przyznam, całkiem niezły to pomysł. Ale ponieważ jestem po winie, którego do pisania używa pewna osóbka młoda, zajmę się więc namalowaniem jej portretu.

                Jest godzina czwarta zero osiem. Wino już wywietrzało, został tylko kac moralny. Figa, mam nadzieję, że go nie przeżywasz po żadnym z trunków. To tylko drobiazg, że dostałem od ciebie już trzy figi z makiem na gadu-gadu. Czyżby zablokowane wyświetlanie wiadomości od nieznajomych? Cóż, szkoda. A tak ciekawie się zapowiadało…

                Cholera, tak mało mam o niej do powiedzenia. A przecież zaświeciły w tej niezwykle dobrej, debiutanckiej prozie dwie gwiazdy na dwie możliwe i chyba zaszkodziły autorce jak jakaś nadpsuta ryba w nadmorskiej smażalni, która to ryba ponoć psuje się od głowy. Czemu, nie wiadomo, ale jak  Kiepski by powiedział, jest to fakt obiektywistyczny. I tak ryba zepsuła się od głowy, a figazmakiem pogorszyła swoje pisanie.

***

                Czwarta pięćdziesiąt dziewięć. Pora umierać na usta się ciśnie. To może zarzucę genezą,  bo tak trochę z dupy strony zacząłem. Also (ponieważ ubóstwiam niemiecki, co niektórzy sami już spostrzegliście) jak możecie przeczytać na mojej profilowej, znalazłem się tu dnia piętnastego marca anno domini dwa tysiące dziesięć, czyli prawie trzy miesiące temu zaciągnięty bez stawiania oporu przez pewną miłą personę Czesławę, vel anastazję. Ale o niej później, w oddzielnym akapicie.

I tak sobie tu jestem i bywam nawet często ostatnimi czasy. Z jednej strony facebook’owo Maturzyści pozdrawiają z 4-miesięcznych wakacji. Z drugiej zaś cierpię na chroniczny nadmiar czasu i gdyby nie te parę osób, które regularnie otwierają do mnie dzioby i palce na klawiaturach i umawiają się ze mną na widzenia, zacząłbym pewnie sprzedawać go na wagę jak odzież używaną, z tym wyjątkiem, że za dużo większe pieniądze.

Skoro geneza, warto by odpowiedzieć na pewne nurtujące mnie i was pytanie: Co ja tutaj robię w ogóle? Po jaką cholerę ja, były już biol-chem z wyboru, który orientuje się, że w słupku rośliny okrytonasiennej zachodzi całkiem nieciekawy proces podwójnego zapłodnienia lub że benzen reaguje z wodą bromową tylko w bardzo specyficznych warunkach, czy też jaki wpływ na przewodnictwo elektryczne ma zmiana temperatury przewodnika (tj. metalu), przebywam w towarzystwie mądrych, kształconych humanistycznie ludzi? Na polskim nawet nie uważałem (poza lekcjami z poezją, rzecz jasna). Wtedy były ważniejsze rzeczy: rozmowy na temat: Co myślisz o seksie analnym etc, listy na niemiecki i jutrzejsze sprawdziany z biologii, chemii i fizyki, jedzenie drugiego śniadania, pisanie wierszy i nieregularne prowadzenie zeszytu.

Nie nadaję się na humana. Polski - za dużo nużących lektur do czytania i epok do wykucia. Historia - mogę jej słuchać, lecz uczyć się już niekoniecznie. Ogrom dat oraz schemat: geneza, przyczyny i skutki doprowadzają mnie do stanu, w którym lepiej nie oglądać człowieka. I jeszcze ten okropny WOS - nuda do sześcianu. Robił mi dobrze jedynie na sen. Nawet nie dało się czegokolwiek innego na nim nauczyć - powieki same robiły psikusa i zamykały się automatycznie po wejściu do sali.

Szósta czterdzieści pięć. Pomysłów już brak, więc najwyższy czas wyprowadzić psa, a po powrocie nakryć się kocem, zamknąć oczy i otworzyć je za jakieś 10 godzin. Jeśli przyśni mi się coś nowego, opowiem wam o tym, jeżeli nie, trudno.

Krystian T.
Krystian T.
Opowiadanie · 16 czerwca 2010
anonim
  • Dominika Ciechanowicz
    ;-)
    Wyrostek robaczkowy byłby trochę absurdalny w tym kontekście. Ale może to i lepiej w sumie.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Marcin Sierszyński
    Czy jest tu jeszcze ktoś, kto pamięta "NaRano"? Też z podobnym zamierzeniem, acz sfabularyzowane, pełne humoru. I druga część "NaRano bohemian rapsody". :)

    No cóż, takie kolejne "przemyślenia" pisane na gorąco. Jak w redakcji gazety codziennej.

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Valhalla.....................póki co - nic temu nie dorównuje, a już powyższe jest tylko wtórnym pomysłem.......................z kiepskim wykonaniem....

    · Zgłoś · 14 lat
  • Justyna D. Barańska
    wtórne czy niewtórne, nie można zarzucić, że kierują się tekstami Valhalli, bo z tego, co wiem, to tych użytkowników jeszcze wtedy nie było. to też zależy czy na teksty stąd spoglądamy jako teksty wywroty czy w szerszym kontekście. bo jeśli szerzej to nawet Valhalla okazał się wtórny ;)
    z tego, co zauważyłam, to takie pisanie na nowo zapoczątkowała tutaj Domka, może nie bezpośrednio o wywrotowcach, ale ostatnio wzmianka też była ;) i tak trochę mam wrażenie po przeczytaniu tekstów kilku użytkowników, że sobie tą formę podebrali. czy to dobrze, czy źle? trochę nudno się zrobi, jeśli wszyscy będą stosować te same chwyty. no, ale przynajmniej widać po tym różnice w umiejętności wykorzystania formy.

    w każdym razie, u Krystka zrobił się misz-masz, taki strumień świadomości niby, ale walory pozostawiają wiele do życzenia. no i to też taka powieść-worek. tylko że w obu powinien autorem kierować jakiś zamysł

    · Zgłoś · 14 lat
  • Krystian T.
    uuu... nie podoba się... niedobrze, niedobrze... ale ja już tak mam, że się nie poddaję bez walki i tak samo tym razem uczynię. część druga się już pisze:)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Justyna D. Barańska
    pisz, pisz, ale staraj się nie upychać wszystkiego, co możliwe, tylko wyprowadź jakąś myśl, która będzie po prostu obudowana.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Krystian T.
    ok, postaram się:)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Ce.
    no no no no jaka proza i fajnie że w częściach, na razie się nie wypowiadam, czekam na więcej

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Krystek ? - a co Ty chcesz jeszcze o mnie pisać? - owszem zaprosiłam Cie do wywroty / nie " zaciągnęłam " / twierdząc że marnujesz się na "tamtym" portalu.
    Jak widzisz jest Ci tu dobrze, pisz przyjacielu, pisz - będę czytać.
    Na razie - to mi się nie podoba. Spręż się, pozdrówka.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Krystian T.
    zarazn pomyślimy i tu utniemy tam dodamy... będzie dobrze:)

    · Zgłoś · 14 lat
Wszystkie komentarze