Literatura

O pisaniu książek...część 10 (opowiadanie)

dominika ciechanowicz

ja też mam plan zatopienia wywroty swoimi tekstami

 

***

Podczas jednej z knajpianych rozmów z jakimś znajomym znajomych dowiedziałam się, że w dzisiejszym świecie faceci muszą wypruwać sobie żyły, bo kobiety się rozwydrzyły i teraz pragną ubrań Dolce Gabbana. Kwadratowy osiłek o mętnym wzroku, szerokich barkach i głowie mniejszej (o ile to fizycznie możliwe) od mojej piersi pogroził mi palcem i rzekł surowo:

- Wy niedobre. Dlaczego takie jesteście?

Udałam, że strasznie zachciało mi się siusiu i szybko uciekłam, bo nie chciałam być nieuprzejma i tłumaczyć temu panu, że po pierwsze nie lubię wypowiadać się w liczbie mnogiej, a po drugie nie chciałabym od niego nawet wody z kranu, bo obawiałabym się, że  w zamian za to będę musiała z nim zamienić choćby pół zdania, co znacznie przerastało moją granicę wytrzymałości. A poza tym strasznie głupio było mi się przyznać, że nie wiem czym lub kim jest Dolce Gabbana.

Aśka mówi, że dobrze zrobiłam, choć jeszcze lepiej byłoby zacytować w takiej sytuacji tę wokalistkę, którą usłyszała ostatnio w Trójce i rzec temu panu: „spieprzaj, a swój browar do rachunku mi dolicz”, ale oczywiście ciągnie się za nami brzemię kultury osobistej i dobrego wychowania, które najwidoczniej kwadratowych osiłków przesadnie nie uwiera.

 

***

Aśka mówi, że sprawdziła i okazało się, że Dolce i Gabbana to są dwie osoby, więc raczej dobrze, że się wtedy nie odzywałam.

 

 

***

- Pawełek, nudzi mi się.

- Masz banana, obierz sobie stopami.

No cóż, zaczynam się powoli przyzwyczajać do tego, że cokolwiek napiszę, może zostać użyte przeciwko mnie.

 

***

Sama już nie wiem, które medium przeraża mnie bardziej: telewizja czy Internet. Telewizji wprawdzie raczej unikam, bo nie jestem w stanie strawić potoku lejącej się z ekranu sieczki, ale jeśli już czasem zdarzy mi się włączyć to puste pudło, to zwykle nie wierzę, że widzę to, co widzę i słyszę to, co słyszę. Właśnie zobaczyłam pewną rozlazłą panią, która wśród szlochów i spazmów wyznała, że jej dziesięcioletni syn waży 115 kilogramów.

- Och – zmartwiła się prowadząca program, po czym wysunęła błyskotliwą tezę – może za dużo je?

Zdecydowanie przerósł mnie problem spazmującej pani, więc prędko zmieniłam kanał. Oczom moim ukazała się młoda aktoreczka owinięta czymś w rodzaju skórzanego pejcza, zdradzająca grupie zgromadzonych w studio oślinionych panów tajniki zawodu aktora:

- Aktor musi być człowiekiem wszechstronnym. Granie to nie wszystko. Trzeba też umieć tańczyć oraz śpiewać.

Rzekłszy to zasznurowana aktoreczka zatańczyła oraz zaśpiewała, udowadniając widzom, że nie opanowała dotąd żadnej z tych umiejętności.

Następnie natknęłam się na teledysk opowiadający dramatyczną historię pani, która już nie kocha pana i pragnie, by on wyprowadził się z jej mieszkania zabierając należący doń dobytek; oraz na kolejny, w którym pan wyznał pani, że kocha ją bardzo, ponieważ jest piękna i świeci księżyc.

W tym momencie poziom żenady sięgnął zenitu i tradycyjnie się popłakałam.

 

***

Aśka mówi, że w życiu nie zgadnę, co ona kiedyś widziała w telewizji, więc nawet nie będę próbować.

- Otóż widziałam pana, który przyprowadził do studia własną żonę oraz syna i poskarżył się publiczności, że żona nie chce się z nim kochać i że syn prawdopodobnie nie jest jego, bo ma jakiś krzywy nos. Żona powiedziała, że to nieprawda. Telewidzowie mieli rozstrzygnąć, kto ma rację, wysyłając esemesy.

- I kto miał rację?

- Nie wiem, też się popłakałam.

 

***

Czekanie na pociąg zawsze grozi jakimś cholernym wierszem. Różne dziwne postacie na tych polskich dworcach montują, postacie pisane czcionkami, jakich dziś już chyba nie ma i dlatego nikt za bardzo nie potrafi ich przeczytać. Dają tym postaciom fioletowe z przepicia buzie, brudne ubranka, obłęd i samotność wdrukowują w oczy, a w rączki wtykają kraciaste torby na szmatki oraz butelki i ja się potem bez sensu wzruszam ludzkim losem, a może to są tylko statyści, którzy po odegraniu swoich ról wracają do domów. Jeden pan wygrzebuje ze śmietnika puste puszki, mruczy coś do siebie i nawet sympatycznie się przy tym uśmiecha, tylko pachnie nieciekawie. Wzrok ma rozbiegany, jak tematyka niniejszej opowieści a nos rozwleczony po twarzy, jak rozgotowany kartofel; nosi brudnozielony sweter i podartą czapeczkę z daszkiem.

Ot, taki zwykły pan, którego nie chce świat.

Niebiosa nie miały chyba pomysłu na tę postać, bo spartaczyły ją na maksa; nawet ja bym tego pana lepiej napisała, dałabym mu chociaż szachy, kota, kochankę albo modele do sklejania, niech też ma chłopak coś z życia. Bo jest zdecydowanie nazbyt dramatyczny, teraz trzeba mieszać style i miksować gatunki; nawet prozę łączy się z jazzem, kabaret z reportażem, poezję z reklamami telefonów komórkowych a techno z architekturą baroku. Więc weźcie tego pana też z czymś wymieszajcie, bo taka dawka tragizmu o szóstej nad ranem zwala odbiorcę z nóg.

 

***

Grzegorz mówi, że nie słyszał, żeby ktoś już połączył techno z architekturą baroku.

- Sprawdziłaś to gdzieś, czy znowu zmyślasz?

- Nie zmyślam, sprawdziłam, słowo harcerza! Wpisałam w wyszukiwarkę „techno w barokowym kościele” i wyskoczyło mi 2 220 wyników.

- Jejku.

- Właśnie. Sporo, co nie?

- Muszę nadrobić zaległości zatem. Czy to znaczy, że się zestarzałem?

- Nie widzę logicznego związku między techno w barokowym kościele a twoim starzeniem się, szczerze mówiąc.

- Nie? Uff. Mam obsesję ostatnio.

Ha! Kto nie ma? Czas sam nasuwa nam obsesję na swoim punkcie. Niemożność odwrotu bywa paraliżująca. Mnie ostatnio sparaliżowało, kiedy uświadomiłam sobie, że mieszkam w miejscu, w którym mieszkać nie chcę i robię to, czego robić nie chcę. Z rozpaczy upiłam się i napisałam strasznie mądre opowiadanie. W ogóle upijanie się i pisanie wydaje mi się najoczywistszym sposobem radzenia sobie z trudnościami. O ile to drugie może mnie kiedyś do czegoś doprowadzić, to pierwsze grozi wyłącznie ciężkim uzależnieniem, do którego prawdopodobnie wiele mi już nie brakuje.

 

***

Krzysiek dowiedział się od Aśki ile zarabia się w muzeum i nie uwierzył.

- Niemożliwe. Nie ma takich ludzi. A nawet jakby byli, to natychmiast umarliby z głodu.

- No, ale popatrz na mnie Krzysiu – Asia uśmiecha się reprezentacyjnie. – Ciągle nie umarłam z głodu. Jestem dowodem na to, że da się za to przeżyć. A przecież są tacy, którzy zarabiają jeszcze mniej.

- Kto?!

- Nasza pani portierka, na przykład. Kasjerka w Biedronce. Albo kasjer. Początkujący nauczyciel. Doktorant na uczelni.

- O, właśnie – wtrąca się Sylwia. – Słyszałam, że praca naukowa na uczelni państwowej jest jak konkurs na to, kto dłużej wytrzyma bez jedzenia. Dlatego ci doktoranci są zwykle tacy bladzi.

- Też miałam jednego kolegę, który po studiach został na uczelni – przypomina się Aśce. – Wyłysiał po trzech miesiącach. Pewnie mu na szampon nie starczyło i mył włoski szarym mydłem. Biedactwo.

- No ale ty nie zostałaś na uczelni! – nowo odkryta wrażliwość Krzysia nie pozwala mu godzić się na taką niesprawiedliwość. – Przecież teraz nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, że praca naukowa się nie opłaca i że lepiej zostać przedstawicielem handlowym niż profesorem!

Aśka mówi, że chyba jest w głębi duszy patriotką i wierzy w to, że ojczyzna nie pozwoli wymrzeć tym, którzy dbają o jej kulturowe dziedzictwo i w dodatku dbają o nie dobrze. Realista Krzysiu podchodzi jednak do tej sprawy bardziej sceptycznie:

- Jakby się okazało, że ojczyzna cię, mimo wszystko, olała i poczujesz, że zaczynasz wymierać, to weź przyjdź do mnie, dziecko,  na obiad.

 

***

Następnie idziemy sobie, po prostu, na piwo, zanim ojczyzna pozwoli nam wszystkim wymrzeć z głodu; zanim zgodzimy się uwierzyć w to, że ludzie wykształceni są w tym kraju jakąś niewygodną mniejszością, którą najlepiej byłoby deportować do Timbuktu, żeby nie siała fermentu, nie atakowała instytucji posiadających boską legitymację i nie kwestionowała praw określanych mianem naturalnych. Pijąc to piwo przekonujemy samych siebie, że nie jest w sumie aż tak źle, że najgorsze i tak za nami, bo przecież ci, którzy nazywali inteligencję „wykształciuchami” już byli i jakoś udało nam się to przetrwać; że skoro przetrwaliśmy premiera, który nie ma konta w banku, rzecznika praw dziecka, który oskarża teletubisia o homoseksualizm (mimo, że to jest poważny błąd rzeczowy: teletubisiowi można byłoby w tej sytuacji zarzucić jedynie cross-dressing, który może nie mieć nic wspólnego z homoseksualizmem), ministra edukacji, który wykreśla Gombrowicza z listy lektur oraz nazistę w fotelu prezesa TVP  to znaczy, że przetrwamy już wszystko.

 

***

A Aśka mówi, że odkąd przetrwała czteroletnie pasmo upokorzeń, jakim była nauka w liceum, wie że nie ma rzeczy, której by nie zniosła. I zniesie nawet jajko jak będzie trzeba.

Krzysiek mówi, że jajka nie trzeba.

***

Tej Polsce to jest w ogóle jakiś poważniejszy krytycyzm potrzebny, proszę państwa, krytycyzm oraz bezkompromisowość. Bo źle jest, politycy mają niskie ajkju, a ci co mają wysokie zbyt szybko się załamują. Tu by się przydało więcej osób, które widząc Michała Wiśniewskiego w telewizorze nie godzą się na taki poziom show biznesu; osób, których sprzeciw zabrzmi donośniej niż Radio Maryja i Telewizja Trwam razem wzięte; osób, którym puste hasła nie zdołały zablokować umiejętności samodzielnego rozumowania i nie zagłuszyły głosu zdrowego rozsądku. Tu by się przydało promowanie w mediach artystów, którzy przekażą coś światu, zamiast machać biustem i tańczyć na lodzie; twórców, którzy rozumieją, że celem artystycznej działalności nie jest nakręcanie koniunktury.

Paweł mówi, że tacy ludzie są, ale siedzą w podziemiu i boją się wyjść, żeby im ktoś nie wyprał mózgu proszkiem Persil Power Pearls Sensitve White.

 

***

Ciekawe, swoją drogą, czy da się żyć tak, żeby człowiekowi tego mózgu nie wyprali. Bo starają się bardzo i obawiam się, że niedługo reklama kremu do depilacji zacznie mi się wyświetlać w talerzu z zupą i aby skonsumować obiad będę musiała udowodnić talerzowi, że mam już ten krem. A jeśli mieć takowego nie będę, to moja zupa wraz z talerzem wyskoczy przez okno, albo zamieni się w młotek i przypierdoli mi w łeb.

 

***

Aśka mówi, że też się panicznie boi reklam, od czasu gdy pani w hipermarkecie przekonała ją, żeby nabyła płyn do spryskiwania chryzantem. Przyniósłszy płyn do domu Aśka uświadomiła sobie, że chryzantem przecież nie posiada i posiadać ich nie zamierza, gdyż bardzo tych kwiatków nie lubi. Od tamtej pory na widok uśmiechniętej hostessy na rolkach Aśka wydaje z siebie przeciągły ryk, porzuca koszyk z zakupami i ucieka w siną dal.

Krzysiek ma za to traumę jeszcze z zasmarkanego dzieciństwa, kiedy to zobaczył w telewizji reklamę tamponów, w której piękna modelka wykonywała profesjonalny skok do basenu i potem usiłował przekonać rodziców, żeby mu kupili takie tampony. Bo też chciał tak ładnie skakać na główkę. Rodzina, jak to rodzina, nie pozwoliła mu tego drobiazgu zapomnieć i szydziła przez następnych piętnaście lat.


wyśmienity 5 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 18 czerwca 2010, 17:51
Sobie nie myślcie, że ja to piszę w takim tempie. Część napisałam już dawno.
Olivia B.
Olivia B. 18 czerwca 2010, 18:08
Zatapiaj sobie, zatapiaj. ;)
estel
estel 18 czerwca 2010, 19:36
Spod jednej książki a między trzema innymi, w których straszy (strasznych zboczeństw się każą uczyć), łypnęłam okiem na wywrotę i oto zostałam uratowana. To jest genialne. Pożyczam dystans!
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 18 czerwca 2010, 19:58
Na zdrowie. Chyba mi nie zabraknie.
Marta
Marta 18 czerwca 2010, 22:14
Ależ to się świetnie czyta !.. i apetyt rośnie w miarę czytania ! świetne .
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 18 czerwca 2010, 22:29
no jak już obiecała, po amen w pacierzu, wracam do gry i czytania dłuższych tekstów.

nawet ja wiem, kto to Dolce i Gabbana xD

"- Pawełek, nudzi mi się.
- Masz banana, obierz sobie stopami." - a słyszałaś, że podobno w Anglii w zakładach pracy nie wolno jeść banana ze skórki, bo to rasistowskie (chociaż to chyba tylko jak Murzyni też tam pracują)?

"Czekanie na pociąg zawsze grozi jakimś cholernym wierszem." - ho ho, też bym tak chciała, moje wizyty na dworcach grożą raczej spotkaniem ekshibicjonisty, bandy kiboli lub pana żula, który pod odmowie musi mnie odprowadzić na pociąg ;)

eeej, pracowałam jako hostessa, to nie hostessy są złe, tylko ludzie naiwni :P
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 18 czerwca 2010, 23:27
Ej, ze mną też się zawsze panowie żule chcą zaprzyjaźniać. Nie wiem, czy mam na twarzy wypisane "szukam przyjaciół", czy może swój do swego ciągnie...
Krystian T.
Krystian T. 18 czerwca 2010, 23:33
tak, kawałek o dworcu się wybija ponad przeciętną. chyba w każdym mam swój ulubiony fragmencik pomiędzy dwoma gwieździstymi oddzielnikami
Krystian T.
Krystian T. 19 czerwca 2010, 00:17
a propos zatapiania wywroty - chętnie pomocą służę:)
Figa
Figa 19 czerwca 2010, 13:10
:D:D:D:D:D
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 19 czerwca 2010, 14:14
Dominika, to co ja muszę mieć napisane na twarzy jeśli spotykam ekshibicjonistów? xD
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 19 czerwca 2010, 14:21
Matko! Justyno!
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 19 czerwca 2010, 15:29
Matko? broń Boże!
Krystian T.
Krystian T. 20 czerwca 2010, 03:55
o, Justynę próbują w ciążę wrobić... hihi!!! ^^
Justyna D. Barańska
Justyna D. Barańska 20 czerwca 2010, 18:03
żeby to tutaj było pierwszy raz ;)
Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski 29 czerwca 2010, 19:55
z radością upstrzyłem gwiazdą
przysłano: 18 czerwca 2010 (historia)

Inne teksty autora

Ostatnia studniówka (część 2)
dominika ciechanowicz
To (pantum szpitalne)
dominika ciechanowicz
Sonet o zlocie Wywroty 2
dominika ciechanowicz
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca