Literatura

Carpe Diem (opowiadanie)

Agnieszka Łoboda

Mylny tytuł, sugerujący spokojną opowiastkę... tak naprawdę tekst zaczyna się afirmacją do Boga, a potem przeradza się w serię pojedyńczych zdań opisujących pewną sytuację.

O Boże, no, kurde,sorry, czego ty właściwie chcesz?

Co ty sobie, sorry, kurde, wyobrażasz?

Przestań, co?

Przestań wreszcie. Nie trywializuj. To wcale nie tak.

Przestań. Z jednym skrzydłem da się żyć. Poradzisz sobie. Ja też to miałem. I mi przeszło. Tobie też przejdzie. I nie płacz.

No, sorry, kurde, ale przestań.

Taka młoda. Jeszcze będziesz mieć dzieci / koty / psy / męża / mężczyzn / kwiatki w doniczkach / soczewki / pierścionki / dużo małych, czerwonych rzeczy w kuchni / fasolę w słoiku / pogrzeby w rodzinie / niechcianą ciążę / krew na rajstopach. Jeszcze tak dużo. Dopiero początek. W oczach masz mnóstwo drobnych, spłoszonych zwierzątek, wilgotnych oczach sarny pełnych sarniej czerni śluzowatych sarnich nosów.

No, sorry, kurde, ale przestań.

Co ty sobie wyobrażasz?

Że podcięte nadgarstki, wstążeczki szkarłatu ciepłem serpentyn życia na kolanach - to taka wielka manifestacja? Jezu, ale to ruszy cały ten skostniały w zblazowanej nudzie świat. To będzie coś! Kaśka z czwartego piętra się zabiła, prawda? Nie potrafisz. Nawet tego nie potrafisz.

Nie umyłaś żyletek. Ani rąk. Będzie bolało.

Boisz się bólu?

Boisz się bólu za rozkosz?

Boisz się haraczu substytutu wegetacji?

Będzie bolało. Czemu nic nie mówisz? Nie będziesz trywializować? Tak lepiej. Nie, sorry, kurde, zamknij usta, otwieraj oczy. Co to za przyjemność kiedy nikt nie patrzy. Siadaj. Nie tu. Na brzegu wanny. Nie musisz mi patrzeć w oczy. Patrz na dyszącą wilgocią posadzkę. Nigdy nie widziałaś jak piękne są desenie malowane krwią? Purpura i blade strzępy skóry w gejzerach mydlin.

Za oknem drą się koty. Tyka zegar.

Nie śpieszmy się. Sorry, ja nie mam nic do roboty.

Jadłem śniadanie i zdecydowałem się. Że już.

No dobra. Teraz już możesz wyciągnąć ręce z wody.

Skóra śliska atłasowo, miękka bezbronnością płatków kaczeńców. Głęboko. Do kości. Wzdłuż przedramion. Do tego błękitnego węzełka. Ale ty się trzęsiesz. No, na krzyż.

Nie bój się dziecko. Już nie ma czego. Chodź. Zrobimy to razem. No, sorry, kurde, ale zapomniałem. Pożycz mi żyletkę.


niczego sobie 12 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
morphinka 8 grudnia 2002, 17:36
tekst jest genialny!!! dal mi do myslenia... na poczatku nie moglam go zrozumiec, ale jak 3 raz przeczytalam to chyba zrozumialam.. jakos tak na swoj sposob, ale zczailam o co chodzi. i cos mi to przypomnialo - i nie mam wcale na mysli proby samobojczej..
kapitan macica
kapitan macica 6 lutego 2007, 15:50
głupie beznadziejne kto to napisał ma sfira i jest uposledzony pozdro:)
przysłano: 22 września 1999

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca