Po wodzie

Kuba Nowakowski

- Masz pan dzisiaj wszystko zjeść – wycedziła beznamiętnie gruba pielęgniara, stawiając przed Kaszubem talerz mlecznej z makaronem. Gruba doskonale wiedziała, że Kaszub nie sprosta temu wyzwaniu, bo cierpi na dygotę. Jednak jej arsenał motywacyjny był mocno niedozbrojony i poza „jedz pan” dysponowała tylko nieco mocniejszym „żryj łachudro, albo wypierdalaj z jadalni”. Rozkaz dotarł do świadomości Kaszuba, który ujął łyżkę i wziął się za rozprawę z bezalkoholowym wrogiem. Dygota taka jak ta, to nie byle co. Nawet ci z „sali płaczu” nie powstydziliby się takiej. Szkoda gadać. Kaszub nie gadał więc wcale. Od dwóch dni.

  Zanim się zamknął, zdążyłem zamienić z nim kilka zdań. To dobry człowiek. Zaczął popijać kiedy wprowadzono limity połowowe na Bałtyku. Żona zaczęła się puszczać. Wyszedł więc z siebie i poszedł pić. Jak my wszyscy.

  Każdą chwilę spędzaną na sraniu w pozycji zjazdowej zaliczałem na plus. Moje zmizerniałe uda potrzebowały odrobiny wysiłku, a wstręt przed klapnięciem na upodloną deskę działał bardzo mobilizująco. Tylko kapcie, cholera... tonęły w szczochach. Gdyby szpital miał więcej pieniędzy może udałoby się namówić ordynatorską mać na zakup specjalnych pasów, można by podpiąć je do sufitu i robić na spadochroniarza. Wtedy jednak nici z trenowania ud. Niech już tak zostanie.

  Z początkiem kwietnia straciłem tytuł juniora. Przywieźli jakiegoś licealistę. Widać, że się bał. Sale były pełne, więc Kobra kazała położyć go na korytarzu, obok wejścia do damskiego klopa. Te co już doszły do siebie zaczęły robić sobie z niego podśmiechujki. Żal mi ich było, miały mężów i dzieci, a świntuszyły jak więźniarki. A może raczej jak dziewczyny z podstawówki, bo więźniarki szybciej przechodzą od słów do czynów. Tylko Grażka nie świntuszyła. Zrobiłem wywiad i dowiedziałem się, że wykłada chemię na politechnice. Ci co też wiedzieli, żartowali, że specjalizowała się w ETOHU, a eksperymenty prowadziła na własnym, niedopieszczonym przez robiącego karierę męża organizmie. W rzeczywistości robiła doświadczenia na własnej duszy.

  A ja... byłem tam na przekór dawnym planom. Każdego wieczora przypominał mi się mój tapczan i dziecinny pokój. Pewność tego, że kiedyś potrafiłem marzyć i nie traktować zamiarów z przymrużeniem oka, wywoływała we mnie potrzebę rozmowy ze Stwórcą. Jednak pytanie o powód obdarowania mnie wolnością wyboru, wciąż pozostawało bez odpowiedzi.

 

*

 

  Sergiej od dawna marzył o smażonej „kurinnej” wątróbce. Ja też. Jednak Sierioża był o niebo bliższy spotkania z wątróbką. Jego żona nie wyszła jeszcze z kleszczy współuzależnienia i za swój święty, codzienny obowiązek uważała przygotowanie pożywnego obiadu. Raz ją widziałem. Była mniejsza... dużo niższa od swojej legendy. Przyniosła w koszyku bułki, pomidory, dwa kartony mleka UHT, ładowarkę do nokii, kapcie i garnek gołąbków w winogronowych liściach. Rozmawiali o dzieciach, o rachunkach i o smażonej wątróbce. Mimo wszystko, zazdrościłem im.

  Po kolacji postanowiłem zmiętosić Beacię, pielęgniarkę. Wiedziałem doskonale, że jej nie zmiętoszę, musiałem jednak wypełnić jakoś przykry czas do ostatnich tabletek, a myśl o tym, że możemy zatrzasnąć się na parę minut w izolatce była jak niedzielny, pełnomięsny obiad. Niuchałem więc. I ona mnie niuchała, ale nie była pewna. Marnie jeszcze wyglądałem.

 

  Przed północą pojawił się ksiądz Jaś. Nie spodziewaliśmy się go o tej porze, ale on dobrze wiedział, że Godzilla potrzebuje pomocy. Do porannych kroplówek było jeszcze dziewięć godzin, a dzisiejsza zmiana, poza Beacią, nie rokowała nic dobrego. No więc Jaś przyniósł Zbawiciela. Godzilla rozmawiał właśnie z życiowym wrogiem, kiedy na jego ustach spoczął Jezus.

 - Ciało Chrystusa, niech cię strzeże na życie wieczne. I żebym cię jutro widział żywym.

  Rano miałem dyżur przy chochli. Godzilla milczał, ale żył. Patrzyłem na jego wielkie, opuchnięte dodatkowo z przepicia wargi, ścigające tańczącą na łyżce śliską kluchę. Nie patrzył na boki. Złapać kluskę, to się teraz liczyło. Wreszcie mózg wydał impuls i na pomoc osłabionemu aparatowi gębowemu przyszły palce lewej ręki. Łzy stanęły mi w oczach. Czterdziestoletni gigant przypominał zachowaniem mojego, niespełna trzyletniego syna. Ciekawiło mnie, jaki Godzilla był w dzieciństwie i dlaczego, jego życie zaprogramowane było na pogrążenie się w nałogu… że tak było, miałem pewność, znając swoją drogę.

 

*

 

  Dłonie ojca Antonella były tylko narzędziem. Moją głowę otuliło ciepło i po chwili leciałem już w tył, ani trochę nie obawiając się spotkania z twardą posadzką. Mój spoczynek w Duchu dał odpowiedź na pytanie „po co to wszystko”. Leżałem bezwładnie i tylko moje wargi rozciągały się w uśmiechu, którego w najmniejszym stopniu nie kontrolowałem i kontrolować nie próbowałem. A więc jestem powołany do radości. Ten uśmiech, zapowiedź radości czasu po czasie, był podpisem autora, pod słowami błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni zostaną pocieszeni. Wyobraziłem sobie wielgachne usta Godzilli i jego chrypliwy śmiech nad historią smutków, jakie przeżył, a które były w rzeczywistości wkupnym do Radości.

  Usiadłem. Wstałem. Ruszyłem prostym krokiem.

Kuba Nowakowski
Kuba Nowakowski
Opowiadanie · 30 czerwca 2010
anonim
  • Kuba Nowakowski
    Dawno temu część tego opowiadania ukazała się na wywrocie jako początek pewnego cyklu, który jednak porzuciłem... Teraz dokończyłem tekst. Może się nada :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Dominika Ciechanowicz
    Czyta się świetnie. Ale pozostawia niedosyt. Czytelnik chciałby poznać całą historię narratora. Będą dalsze części?

    · Zgłoś · 14 lat
  • Agnieszka Urbanowicz
    Super!!:) Nada się , nada:)) Mam nadzieję, że...c.d.n.:)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Kuba Nowakowski
    ciąg dalszy pewnie kiedyś będzie, Dominiko. Jednak teraz, konkursowo, tyle :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Paweł Kaczorowski
    Może w ramach publikacji pokonkursowej pójdzie całość?
    Zobaczymy jednak, czy ten tekst wejdzie do szczęsliwej trójeczki...

    Super, że wrzuciłeś Kuba.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Jakint
    Ja w takim razie, wysiadam.

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Czekam na dalszy ciąg :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Ir
    Od Ciebie można się uczyć jak należy pisać aby czytelnik zechciał poczytać.
    Też czekam na cdn :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • Paweł Kaczorowski
    Tekst zakwalifikowany do finału.
    Jedyna usterka jaką tu widzę: - myślniki – trzeba poprawić...

    · Zgłoś · 14 lat
  • Kuba Nowakowski
    Dzięki. Poprawione.

    · Zgłoś · 14 lat
Wszystkie komentarze