Literatura

Koszmar minionej nocy (opowiadanie)

Bartosz Baran

W utworze autor kolejno opisuje napływające do głowy wspomnienia poprzedniej, niezbyt trzeźwej nocy.

Sufit. Tylko tyle. Sufit i koniec. Nic więcej nie znajdowało się w zasięgu jego wzroku. Grześ leżał spokojnie i próbował zebrać myśli. Gdzie jest? Co tu robi? Kim jest ta dziewczyna leżąca obok niego? (o jeny!, ona jest naga). Pytania jak stada mustangów galopowały przez jego umysł. Nie napotykając odpowiedzi mknęły dalej na złamanie karku, przeobrażając się w obawy, lęki, aż w końcu w strach przed najgorszym.

Leżał chyba kilka wieków, tzn. do czasu aż nie ścierpła mu szyja i został zmuszony do zmiany pozycji. Postanowił przyjrzeć się dziewczynie zanim ta się obudzi. Blond włosy, niewielkie, lekko rozchylone usta, drobna szczęka, o delikatnie zarysowanym podbródku. Dziewczyna była zgrabna i rozbiła wrażenie ogólnie atrakcyjnej. Więc co do cholery robi z nim naga w jednym łóżku?

Zaraz, zaraz, przecież wczoraj grał kolejny koncert, tym razem z okazji setnej rocznicy rozwiązania AWS-u. Pamięta tłumy opanowane przez dźwięki sonorystycznej i dodekafonicznej muzyki płynącej spod jego palców. Każdy osobny dźwięk spływający z jego rąk zostawał natychmiast wychwytywany, każdy osobny alikwot spijany był wprost z 20-megawatowych głośników ustawionych wokół stadionu im. ś.p. Olimpiady w Zakopanem 2006. Ale co dalej? Hmm...

Pamięta bankiet. Właściwie przyjęcie. W zasadzie to była to ostra impreza. Dziewczyna. Blond włosy. O Jezuuu... Teraz przypomniał sobie wszystko. Pamięta każdy zakręt, który pokonywali jej Lexusem, każdy przystanek metra z ludźmi o przerażonych, trupich twarzach, wpatrzonych do końca w ich rejestrację, jakby ukazała się tam Maryja z Dzieciątkiem. Pamięta ich twarze jak rozmazywały się na szybie a ciała z głuchym odgłosem uderzały o karoserię i jak później pozostawały w ciemności i zapomnieniu. Wszystkie te obrazy zostawiali za sobą gnając na złamanie karku po mokrej szosie. Potem stacja benzynowa. Człowiek przy dystrybutorze jeszcze zdążył się zdziwić na widok kobiety biegnącej w jego kierunku z dwururką gotową do strzału. Do był ostatni obraz który zachowa w pamięci, bo zaraz potem stracił nogę, a następnie pół twarzy. Gdy odjeżdżali ona odwróciła się jeszcze i posłała serię ze swojego podręcznego Uzi chowanego do tej pory w torebce. Seria niekontrolowanych eksplozji wstrząsnęła miastem. Dystrybutory jeden po drugim z hukiem eksplodowały, siejąc zniszczenie i powodując śmierć kilkudziesięciu osób.

I pamięta koniec wycieczki. Hotel. Nie, to raczej dom. Posiadłość. Pamięta ogród. Niewyraźnie. Drzewka pomarańczy, brzoskwiń, jabłek i bananów. Wszystkie genetycznie dopasowane do jednolitych warunków klimatycznych. I ich dwoje pod tymi drzewami. Miękka, zielona trawa i ich dwoje. Później schody, łóżko i ich dwoje. Ciemna noc rozświetlana gdzieniegdzie przez niekontrolowane eksplozje termojądrowe i ich dwoje. Połączeni w jedną osobowość. Materia przestała odgrywać dla nich rolę, przenieśli się w wyższy stan świadomości, stan dostępny zmysłom, gdzie logika jest zabroniona a liczy się to co duchowe i wykreowane przez wyobraźnię. Następny obrazek to sufit. Biały, duży, jak to sufit. Wiele takich oglądał w życiu. Ale ten był wyjątkowy. Po raz pierwszy oglądał sufit domu osoby z którą był związany nicią pokrewieństwa duchowego. Postanowił więc po prostu się jeszcze zdrzemnąć.

A gdzieś tam, za oknem, poza tym bezpiecznym pokojem, spadała właśnie kolejna bomba atomowa.


niczego sobie 8 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 22 września 1999

Inne teksty autora

Prywatna Apokalipsa
Bartosz Baran

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca