Czarna rozpacz nieodmiennie kojarzyła mi się z prozą życia. A ta proza zawsze była dla mnie brązowa. Kolory uczuć nadawane są stereotypowo. Czy mnie też to dotyczy? Czerwona miłość, niebieski smutek? Moja melancholia jest fioletowa.
Więc życie jest jednak kolorowym obrazem pędzla impresjonisty. Dla mnie nigdy nie będzie wyblakłą fotografią, płytką z kodem binarnym, żelazną pewnością, miedziorytem, dekalogiem... Widzę je miękkie, delikatne jak gęsty dywan, którego wzory powstają z czasem. Są tam linie papilarne dłoni, cienie rzęs, kolor tęczówki i włosów, blizna na nadgarstku, pieprzyk z łopatki i nitki naczyń krwionośnych na tle spękanych ust, słów zmiętych w gardle i porannego widoku z okna w kuchni.
To wcale nie poezja życia czy proza codzienności. Człowiek to gatunek synkretyczny. Widać to w każdym promieniu słońca odbitym w oczach mordercy, w uśmiechu zgwałconej dziewczyny, w płaczu rozpieszczonego dziecka. Życie płynie – rzeką, jednokierunkową ulicą, słupem powietrza. Stało się wielkim torem wyścigowym – każdy ma tylko jedno okrążenie.
Wcale nie myślę o tym idąc chodnikiem w przetartych jeansach i przykrótkiej kurtce. Nie myślę o oczach zabójcy i kolorze euforii. Widzę spękany mur, powyginane płoty, porozwalane ławki, karawany krawężników, które zboczyły ze swoich szlaków między pustynią kamienia a pustynią asfaltu. Myślę o sprawach ważnych dla mnie, o ludziach których kocham, nienawidzę – to jedno i to samo. Tkam nowy wzór w dywanie - po prostu idąc przed siebie.
Kiedyś jednak powiedziano mi: „Idź przez życie dotykając ludzi, ale ich nie raniąc.” Być może obojętność jest kluczem do psychicznej stabilizacji. Do końca nie da się nas z czymś lub kimś połączyć. Ale wolę próbować i cierpieć, niż żyć sterylnie, w zgorzknieniu, apatii, klęsce pustego pokoju. Chcę włożyć rękę do ula – może dla tej jednej kropli miodu okupionej tysiącami wbitych żądeł.
Zachęcam Cię, Olgo, do pisania ciągu dalszego, lub ciągów...
Pozdrawiam.