Dziś zdałam sobie sprawę z tego, że mam 20 lat i puste ręce. Może kiedyś orzeł uwije w nich gniazdo. Albo chociaż wróbel.
...
Nigdy nie byłam w górach, choć bardzo chciałam zobaczyć Giewont. Znajomi wspinali się na niego co rok, opowiadali o wietrze, który tylko tam ma taki wyjątkowy zapach i smak, czasem miałam wrażenie, że go czuję, wyraziście i bardzo po mojemu...
Dorosłość zapukała do naszej paczki bardzo szybko. Najpierw ciąża Kasi, potem wypadek Romka na motorze, po którym zaczął się jąkać i nas unikać, później Aśka wyjechała po maturze do Londynu i już tam została, a Piotrek, niespełniony muzyk-artysta coraz częściej zamiast gitary, trzymał w ręce flaszkę z tanim winem... Czułam, że mój w miarę bezpieczny kokon, w którym jako tako dotychczas się mościłam, zaczął rwać się jak lichy latawiec.
Dostała mi się praca w przetwórni ryb. Kochałam koniec dniówki, mogłam zaczerpnąć wreszcie świeżego powietrza, czułam się przesiąknięta rybim zapachem, ludzie traktowali mnie w tramwaju jak trędowatą, odsuwając się jak najdalej. Każdego dnia tosamość, gorsza niż nuda...
W domu chyłkiem zmykałam do swojego pokoju, starając się zachowywać najciszej, żeby nie usłyszeć chrapliwego głosu zapijaczonej matki, albo któregoś z jej narzeczonych z rozpiętym rozporkiem. Ten dom bolał najbardziej. Innego nie pamiętam.
...
Od tygodnia trzymam w puszce po kawie swój największy sekret, który raz wydaje mi się przekleństwem, innym razem kluczem do nieba albo... biletem wstępu na swój prywatny Giewont? Kilka kartek o temperaturze pokojowej spokojnie pozwoliło zapisać na swoich papierowych ciałach łacińskie słowa: sclerosis multiplex. Muszę się oswoić z tą nazwą, polubić, bo SM to takie niepoważne, ze spółdzielnią mieszkaniową mi się kojarzy...
Dziś zdałam sobie sprawę z tego, że sclerosis multiplex zostanie moim prawdziwym przyjacielem. Najwierniejszym z wiernych, takim do śmierci...
Podjęłaś trudny temat. Trochę się (moim zdaniem) rozmyła istota rzeczy, trochę "niegramatyczności"....ale gdyby jeszcze przepracować, może być ciekawie.
Miałam przyjaciela z SM (niestety nie żyje) i wiem ile trudu kosztuje przebrnięcie przez każdy dzień. To nie Giewont, to Himalaje !
Serdecznie.................................