Następna bajka o królewnie

Tommy Gun

Za górami, za lasami, trzema kominami fabrycznymi i przetwórnią pasz żyła sobie królewna. Z zawodu była piękna nad podziw, a jej życie toczyło się pasmem sukcesów upstrzonych gdzie niegdzie maleńkimi porażkami, coby się czasem królewnie w jej pięknej główce nie przewróciło.

Jednej rzeczy, wszelako brakowało jej srogo i jeden problem ją gnębił; nie miała – jak to w bajce bywa – kogo kochać i nuda trawiła ją constansowo.

Mierziło ją na widok rycerzy(ków) w lśniącej zbroi, zaś na widok powabnych księciów dostawała ataków PAW-ia (przyspieszony atak wymiotny). Azali nie trawiła też prostodusznych chłoporobotników za ich rozbrajającą szczerość.

A zaiste, problem niemania królewnowego małżonka był nie tylko dla niej niewąski… Sam król ciągle myślał jak tu córę nieszczęśliwie wydać za mąż, bo zbytek w królestwie już mu się przelewał i nie było co z tą tandetą robić. Królewska broda sięgała już kolan, gdyż podczas myślenia władca stale był ją gładził, a myślał zaciekle.

- Królewno, córo, szczęście ty moje powiedz wreszcie kogo ty, do cholery nagłej chcesz? – subtelnie zmodulowanym, acz tubalnym barytonem łagodnie krzyknął król.
- Everymana, papo! – frywolnym jazgotem odpowiedziała królewna.
- Też zachcianki! Skąd go wziąć?! Wszak w mym państwie dobrobytu wszyscy są już wykształconymi fachowcami, ba! różnią się jeden od drugiego. Nie ma już szaraczków, jak kiedyś. I dobrze! O to przecież walczyliśmy. A poza tym nie po to wydawałem zakaz bycia średniakiem, by teraz szukać takich, którzy go łamią.
- Oj papo… wiesz przecież, że działa u nas konspira everymanów. Oczywiście, służbowo pracują jako fachowcy, ale poza pracą zajmują się tym, na co mają ochotę.
- Co ty mówisz, córko! To zaledwie garstka ekstremistów. – gniewnie odparował król – Nie zmuszaj mnie, bym wiedzion starym sposobem wydał cię za przodującego chłoporobotnika z jego rozbrajającą dobrocią, bo wiem, że tego nie przeżyjesz.
- Czy tylko ja? – królewna rżała w starannie wypediukirowany kułak – A kto wtedy roztrwoni chociaż jedną setną dochodu królestwa? Twój chłopek-roztropek? Chyba nie… Oni są aż za nadto gospodarni.
- Nie denerwuj mnie, najsłodsza! Wszystko na moje biedne ręce. Ty chcesz mnie wykończyć! Skarbiec pęka w szwach, w królestwie jak w zegarku. Ha! O to przecież walczyłem. A ty mówisz, że się jeszcze wzbogacimy!? Jesteś okrutna.
- Ależ tatku, to przecież szczera prawda.
- No tak, ale jak źle brzmi…

Burzliwa jak walka z everymenami dyskusja została w tej właśnie chwili przerwana. Problem, azali wisiał i ściekał na nie tylko koronowane głowy.
Po obiedzie król spotkał się ze swoim najznamienitszym doradcą. Wszelako typ ten był fachowcem nad fachowce. Nic dziwnego – przecież to tylko w życiu umiał robić.

- Jak tam, Raduli, jak walka? – król spojrzał nań hiper-znacząco.
- Królu, wykryto ostatnio szajkę – wszyscy za karę zwerbowani do fabryki. Wiadomo, zjawisko marginalne.
- Nie zalewaj. Wiem, że jest ich więcej. Ilu?
- No… 15%
- Co?!
- Mhm… 25%
- Ile?!
- 30%
- No, tak… Ale nie w tym rzecz. Powiedz, co począć. Nie mogę wydać córy za everymana, bo przeczyłbym sobie. To, jednak małe piwo, ale to, że łamię swoje zakazy wywołałoby rewolucję. To byłoby niezłe, bo podczas zamieszek skarbiec na pewno ucierpiałby. To, z kolei byłoby genialne! Jednak po rewolucji znów wybiorą mnie, tak jak to było 40 lat temu. I wtedy zapanuje – rzecz jasna – jeszcze większy dobrobyt. A tego nie przeżyję, mój dobry Raduli. – rzekł król i zapłakał sowicie.
- A co myślisz królu o takim to rozwiązaniu: córa twoja poślubi everymana pod przykrywką?
- Jaka przykrywką?
- To proste. W królestwie Germanerii jest dużo everymenów, tyle że oni zwą się „jedermann”.
- No, tak! – ucieszył się król – Ale nie wiem, czy ona pokocha jednego z nich. I co to w ogóle za zawód – jedermann?
- To nie przeszkoda. Wybrańca królewny pośle się do Germanerii, a następnie przyjedzie on tutaj jako zawodowy jedermann, czyli matematyk, bo u nas to się przetłumaczy jako specjalista od jedynek.
- To genialna myśl! – w upojeniu krzyknął król, podskoczywszy przy tym, a broda jego po wzniesieniu się w okolice sufitu, skutkiem sił grawitacji padając podcięła nogę niezapowiedzianemu wicemajordomusowi, któren siła jej złożon walnął był blachę o posadzkę.

Wszystko było gotowe do przeprowadzenia misternego planu. Azali nie powiódł się on. A było parę tego powodów:
a)  wybranek królewny nie był everymanem, a znanym fachowcem z fabryki kamaszy dziecięcych;
b) image’u everymana używał po to, by zadawać szyku dziewojom;
c) to, że nie był everymanem było po myśli króla, ale wpływało bardzo dobrze na ekonomię królestwa i władca by tego nie przeżył;
d) miłość jest ślepa.
Jednak, jak na bajkę przystało – zakończenie musi być szczęśliwe. By wszystkich zadowolić, królewna żyła ze swym wybrańcem na tzw. kartę rowerowa, zaś król pod groźbą pracy w fabryce kazał wybrańcowi trwonić co miesiąc 0, 0001‰ wartości skarbca królewskiego.
 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 6 głosów
Tommy Gun
Tommy Gun
Opowiadanie · 20 sierpnia 2010
anonim
  • born
    Lenistwo towarzyszu. Lenistwo. I jak to tak? Czytamy sobie. Jest miło. Aż tu nagle nożem ucięte... żeby nożem. Udarte, odgryzione... i koniec napisany na stole. A fe - jak pisał Władysław Sikora.

    · Zgłoś · 13 lat temu
  • Dominika Ciechanowicz
    "Księciów"? To celowe? Bo ja bym raczej powiedziała "książąt": http://pl.wiktionary.org/wiki/ksi%C4%85%... Chyba, że to taka stylizacja, bo skoro jest "niemanie", to może i "księciów" się nada...

    " że łamie swoje zakazy" - ogonek uciekł

    · Zgłoś · 14 lat temu